Test Faceta: BMW Cruise electric & BMW Cruise M-Bike

Rowery BMW zabraliśmy na testy do Lanckorony, by sprawdzić je również w pozamiejskich warunkach /LG G5 /INTERIA.PL
Reklama

BMW - ta marka to dla wielu coś więcej, niż tylko samochód. Z myślą o wiernych fanach, firma z Bawarii wprowadziła jakiś czas temu sygnowane biało-niebieskim śmigłem rowery. Dwa z nich trafiły do naszej redakcji, a właściwie to sami je sobie przywieźliśmy.

BMW Cruise electric bike oraz BMW Cruise M-Bike zapakowane na bagażnik rowerowy lśniącego nowością BMW X5 40e - taki zestaw czekał na wysłannika Interii w warszawskiej siedzibie marki. Nie zapomniano także o przydatnych dodatkach, takich jak plecak rowerowy, zapięcia, czy kaski. Wszystko, co potrzebne do testów znajdowało się w bagażniku SUV-a.

Testy nie rozpoczęły się od pedałowania, a od sprawdzenia, jak na trasie Warszawa - Kraków radę daje sobie hybrydowe X5 z systemem X-Drive i czterocylindrowym, dwulitrowym biturbo pod maską. Gdy silnik spalinowy współpracuje z elektrycznym, kierowca ma do dyspozycji aż 313 koni mechanicznych, co wystarcza aż nadto do dynamicznej i bezpiecznej podróży.

Strefowa klimatyzacja, kremowa skóra, pakiet BMW Individual, czy też nagłośnienie Bang & Olufsen sprawiły, że podróż minęła w chłodnej i miłej atmosferze, przy dźwiękach ulubionej muzyki. Trochę kłopotów nastręczyło tylko pierwsze parkowanie, bo po założeniu bagażnika rowerowego, kamera i czujniki cofania stają się kompletnie nieprzydatne.

Sam bagażnik to dodatek z katalogu akcesoriów BMW. Jest lekki, ale solidny i bardzo łatwy w obsłudze, nawet dla laika. W schowku czekała instrukcja obsługi, ale zdejmowanie i zakładanie go, było zbyt intuicyjne, by po nią sięgać. Po zapięciu na hak i wyregulowaniu wysokości, bagażnik zamykamy na klucz. Następnie podłączamy wtyczkę od oświetlenia i już możemy brać się za ładunek właściwy, czyli rowery.

Reklama


Dwa jednoślady mieszczą się bez trudu w dedykowanym im bagażniku. Każde koło posiada specjalną rynienkę zapinaną na zatrzask, podobny do tego, jaki znamy z butów do snowboardu. Za pełną stabilizację rowerów w transporterze dbają wysięgniki, obejmujące ramę. Każdy z nich zamykany na klucz, uniemożliwiający (albo lepiej powiedzieć - utrudniający) kradzież.

Słówko o akcesoriach - kaski w rozmiarze "M" bardziej przypominały "XS", więc do testów używałem własnego sprzętu. Częściej korzystałem za to ze sprytnych zapięć, składających się do gumowego futerału, niczym suwmiarka oraz z logowanego plecaka o zaskakującej pojemności. To gadżet, który kosztuje 369 złotych, ale bardzo dobrze sprawdza się podczas rowerowych wypraw.


Przechodzimy do części właściwej, czyli podsumowania testów rowerów.

BMW Cruise M-Bike. Waga: 15 kg. Cena: 5685 PLN

Na pierwszy ogień powędruje nasz czarny charakter, czyli miejsko-terenowy cruiser M-Bike. Wystarczy jeden rzut oka, by stwierdzić, że to naprawdę ładna maszyna. Polakierowana na efektowny mat, opracowana przez BMW hydroformowana rama aluminiowa zapewnia sportową, agresywną sylwetkę.

Design nie jest przesadzony. To wyważony minimalizm. Przy główce ramy i na zaślepce śruby mostka umieszczono malutkie emblematy BMW, natomiast w miejscu, gdzie górna rura zbiega się z rurą podsiodłową, naklejono logotyp "M", będący od lat symbolem najbardziej usportowionych samochodów rodem z Bawarii.


Producent zapewnia, że całość jest lekka i chwali się użyciem karbonowych elementów, ale to przesada. Rower waży 15 kilogramów i do lekkich nie należy, a elementy z włókna węglowego są raptem dwa: podkładka pod mostkiem i sztyca.

Paradoksalnie, gdy wsiadamy na rower wcale nie czujemy jego wagi. Podczas jazdy wydaje się o wiele lżejszy, niż wynikałoby to z danych technicznych. Jazda po równym terenie daje tylko przedsmak tego, co czeka nas na podjazdach. Pokonuje się je naprawdę nadspodziewanie dobrze. A gdy przyjdzie do zjazdów, docenimy moc hydraulicznych, tarczowych hamulców Shimano. Docenimy, o ile wiemy, jak dozować ich moc.

Cruise M-Bike to klasyczny hardtail, wyposażony amortyzowany widelec Suntour NRX D RL z bardzo przydatną blokadą skoku, obsługiwaną kciukiem za pomocą ergonomicznej manetki po lewej stronie kierownicy. Jeśli już mowa o kierownicy, to zmienilibyśmy jedną rzecz - uchwyty na odrobinę szersze. Męska maszyna powinna uwzględniać fakt, że prowadzić ją będzie jeździec o dłoniach, jak bochny chleba.

Pozostały osprzęt to, podobnie jak hamulce, Shimano. Tylna przerzutka to grupa z wysokiej półki - Deore XT. Do całkiem nieźle skomponowanej całości absolutnie nie pasuje mi za to korba roweru. Wygląda jak z modelu o kilka lig niżej, po prostu tanio i zaburza wizualnie linię cruisera. Co ciekawe, nawet w oficjalnych danych producenta nie doszukamy się informacji, jaki to model. Gdybym miał kupować Cruise M-Bike'a, pierwszą rzeczą, jaką bym w nim zmienił, byłyby właśnie korby.


Zresztą - pierwsza usterka, jaka ujawniła się po kilkudziesięciu kilometrach wcale nie takiej ostrej jazdy (pagórki w okolicach Lanckorony plus przejażdżki po mieście) dochodziła właśnie z tamtych okolic. Zaczęło trzeszczeć łożysko z okolic suportu, bądź prawego pedała.

Ogólna ocena czarnego jeźdźca to solidne 4. Sprzęt ujmuje swoim wyglądem, daje bardzo przyjemne odczucia z jazdy, ale od maszyny z półki premium, oczekujemy również wykonania premium w każdym detalu.

BMW Cruise electric bike. Waga: 22.7 kg. Cena: 14.686 PLN

Biały koń naszej gonitwy, czyli "last, but not least" to najdroższy z rowerów oferowanych obecnie przez BMW. Kosztuje prawie 15 tysięcy złotych i jest odpowiedzią marki na prężnie rozwijający się segment jednośladów hybrydowych.

Silnik, jaki wykorzystano do pomocy w pedałowaniu to Bosch Performance Line, o mocy 250 W, momencie obrotowym 63 Nm i zapewniający do 275 procent przyrostu mocy przy ruszaniu z miejsca. Maksymalna prędkość, do jakiej elektryka pomaga nam w rozpędzaniu to niestety zaledwie 25 km/h (wymuszają to polskie przepisy).

Zasięg roweru to nawet 100 kilometrów, przy rozważnym korzystaniu z trybów jazdy. Bateria znajduje się na dolnej rurze ramy i możemy ją wyjąć do ładowania. Pełne ładowanie trwa 3.5 godziny. Półtorej godziny potrzebujemy, by akumulator miał 50 procent mocy. Aby "czarna skrzynka" nie dostała się w niepowołane ręce, do jej wyjęcia potrzebny jest odpowiedni klucz.

Rama eletkrycznego Cruise bike'a to również hydroformowana, aluminiowa konstrukcja, z lekko zmodyfikowanymi tylnymi widełkami (w porównaniu do Cruise M-Bike). Matowy biały lakier prezentuje się niezwykle elegancko, ale jego praktyczne walory to już całkiem inna opowieść.

Podczas tygodnia testów oznaki zużycia pojawiły się pod łańcuchem (wypadałoby tam nakleić taśmę ochronną), na przedniej części główki ramy (otarcia od pancerzy linek) oraz na górnej rurze ramy (po każdorazowym montażu na bagażniku ślad zostawiała czarna guma z uchwytu mocującego).

Jeździe miejskiej na hybrydowym rowerze BMW nie możemy zarzucić właściwie nic. Rozpędza się dobrze, dobrze hamuje i zachowuje stabilny tor jazdy, nawet, gdy zdejmiemy obie ręce z kierownicy. Ciut gorzej jest na leśnym trakcie, gdzie sprzymierzeńcem rowerzysty nie są waga i miejskie opony, uślizgujące się na kamieniach, korzeniach i nierównościach terenu.

Podczas jazdy po nierównościach (nawet tych najdrobniejszych) dają o sobie znać jeszcze inne niedomagania - niemiłosiernie tłuką się plastikowe chlapacze, skądinąd bardzo praktyczne. Gdyby udało się zamontować je nieco solidniej, jazda byłaby niemal bezszelestna.

Dużym plusem jest oświetlenie roweru, zasilane bezpośrednio z baterii i włączane na panelu sterowania licznika. Ledowa lampa oświetla drogę lepiej, niż możnaby się było spodziewać patrząc na jej skromne rozmiary. Pod siodełkiem znajduje się druga, czerwona lampka pozycyjna.

Podobnie jak Cruise M-Bike, również i hybrydowy cruiser wyposażono w siodło S1 Selle Royal. Bardzo cienkie i lekkie, ale o dziwo, również dość wygodne. Gumowe uchwyty kierownicy są wystarczająco szerokie, ale ich ergonomiczny w założeniu kształt nie trafił w moje gusta.

Osprzęt to głównie Shimano. Również na pochwałę zasługują hamulce. Tylna przerzutka to Deore XT, a amortyzator przedni to Suntour NCX-28, lecz bez manetki blokady skoku umieszczonej na kierownicy.

Jeszcze słówko o wyświetlaczu: Intuvia to produkt Boscha, podobnie jak cały osprzęt elektryczny. Jest czytelny, prosty w obsłudze i solidny, a przy tym całkiem dobrze wygląda. Obsługuje się go jednym palcem, a przełączenie z trybu "ECO" na "TURBO" to kwestia zaledwie trzech kliknięć. Oczywiście komputer pokładowy jest zdejmowany, więc gdy parkujemy rower, możemy zabrać go ze sobą, by nie przydał się komuś innemu. Oprócz aktualnej/średniej/maksymalnej prędkości, wysokości nad poziomem morza, długości trasy, oferuje "walk assistance", czyli wspomaganie w prowadzeniu roweru pod ciężkie podjazdy. Taka asysta odbywa się do prędkości 6 km/h.

Podsumowując - Cruise electric bike zarobił na szkolną czwórkę z plusem. Po wydaniu na niego 15 tysięcy złotych irytowałoby mnie szybkie brudzenie się ramy i terkoczące chlapacze, dlatego za to ocena leci w dół. Cała reszta zasługuje na pochwałę, bo to produkt nowatorski, przemyślany i praktyczny. Pół żartem - pół serio dodam, że dzięki niemu zostałem pierwszym pracownikiem Interii, któremu do budynku firmy udało się wjechać BMW.

Pomysł na wprowadzenie do oferty lifestyle'owych akcesoriów również rowerów to miły ukłon w stronę fanów BMW, których sympatia do marki wykracza poza zwykłe użytkowanie samochodu. Co warte podkreślenia, rowery są produkowane w Portugalii, z wykorzystaniem niemieckich i japońskich podzespołów. Z pewnością produkcja zlecona w Chinach byłaby tańsza, ale klienci segmentu premium niekoniecznie tego oczekują. Ceny testowanych przez nas rowerów do okazyjnych nie należą, ale popatrzmy na to z drugiej strony: to jedyna w swoim rodzaju okazja, by wyjechać z salonu BMW nową "M-ką" za równowartość dwóch średnich krajowych...

Rafał Walerowski

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy