Tajemnice męskiej elegancji

Jeszcze nie tak dawno o modzie i stylu ubrania rozmawiały tylko kobiety. To one szukały odpowiedzi na pytanie: w co się ubrać? Nie tak dawno nasze sklepy były puste. Mężczyznom na długo wystarczała jedna ciemna marynarka, para spodni i jakaś koszula. Taki zestaw sprawdzał się przez cały rok, latem i zimą. Parę butów nosiliśmy aż do zdarcia.

W tym samym czasie na Zachodzie mężczyźni od lat wydawali pieniądze na ubrania. Pierre Cardin, Giorgio Armani, Nino Cerruti, Gianni Versace czy Kenzo proponowali nowe tkaniny, nowy fason marynarki i spodni, nowe wzory i kolory. U nas wiało nudą.

"Polską ulicę opanowała szarość, dominowali na niej pękaci panowie w kapeluszach i ortalionowych kurteczkach, spod których wystawały brzegi pozbawionej koloru marynarki. W ręce nieodłączna siateczka lub torba wypchana zakupami", pisze Tomasz Orłowski w Protokole dyplomatycznym. Ówczesny Polak spędzał czas w kolejce, nie miał głowy do strojów. Tymczasem brzydkie garnitury i płaszcze z ciężkich tkanin czekały na niego, wisiały w sklepach. Wymyślały je i produkowały rozrzucone po kraju tzw. zakłady odzieżowe. Dawno już zbankrutowały, więc zapomniano o nich.

Reklama

Za to do dziś wspomina się wybite szyby i kilometrowe kolejki po ciuchy z "Hofflandu" w dawnych Domach Towarowych Centrum. Wszyscy chcieli je mieć. To była polska awangarda. Młodzi naśladowali styl muzyków grup rockowych. Rodził się fenomen mody. Brakowało odpowiednich struktur ekonomicznych, które pozwoliłyby tej modzie rozwinąć się w sposób naturalny. Na szczęście mamy już zdolnych polskich projektantów, a w centrach handlowych zawartość butików zmienia się co sezon. Mamy też hiszpańską Zarę i skandynawskie H&M, czyli tzw. światową modę za mniejsze pieniądze. Przyzwyczailiśmy się do tego, że w lutym w sklepach zaczyna się wiosna, a jesień jest już pod koniec lipca.

Lubimy przeceny, bo to znakomita okazja, żeby kupić taniej. Moda to wielki przemysł. Decyzje podejmują nowi, coraz młodsi projektanci. Raz każą nam nosić dopasowane, wcięte w talii jednorzędowe marynarki, to znów eleganckie dwurzędowe, niestety niewygodne na co dzień. Do nich zaleca się wąskie spodnie, żeby za chwilę zamienić je na szerokie z zakładkami i mankietem. Podobnie jest z koszulami i kołnierzykami.

Z bardzo rozstawionych, tzw. włoskich, nagle robią się małe i wąskie. Przyglądając się modnym ciuchom, zadajemy sobie czasem pytanie: dla kogo oni to robią? Oni - to znaczy projektanci. Dużo tego, ale kiedy szukamy czegoś odpowiedniego dla siebie, często nie możemy nic znaleźć. Czy modę należy traktować poważnie, czy lekceważąco? Czy bycie modnym wpłynie pozytywnie na ocenę naszego wizerunku, czy nie ma to żadnego znaczenia? Na te pytania nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Mody nie da się ignorować, ona po prostu jest; przede wszystkim na ulicy, ale także w prasie i telewizji, w filmie i teatrze. Wydaje się, że polski mężczyzna ciągle nie wie, co z nią zrobić. Podobnie jak inni gdzieś w świecie przygląda się kolegom w pracy, aktorom w serialach, prezenterom telewizyjnym i politykom.

Bierze z nich przykład. Jeszcze kilka lat temu żaden z tak zwanych prawdziwych mężczyzn w Polsce nie włożyłby różowej koszuli. Dziś stała się prawie atrybutem męskiej elegancji. Ale to moda wymyślona tylko u nas, krajowa. Skąd się wzięła? Podobnie nagminnie noszone garnitury w paski - ale nie czarne lub granatowe w delikatne paski w kolorze złamanej bieli, prawdziwy przykład angielskiej klasyki.

My wymyśliliśmy swoje: na szarym, brązowym czy bladoniebieskim tle linie bordo obramowane zielonym lub pomarańczowym kolorem. To pomysły naszych producentów. Kupują wprawdzie włoskie tkaniny, ale nie zawsze zastanawiają się nad urodą tego, co szyją. Nagle mamy sklepy zawalone różowymi koszulami z białym kołnierzykiem, garniturami jak z bazaru i krawatami w landrynkowe, mocne pasy. Dowód młodości, jak powiedział mi kiedyś jeden z dziennikarzy sportowych. Raczej dowód złego smaku! Czy w tej sytuacji lepiej zrezygnować z polskich producentów i przerzucić się na sławne zachodnie marki? Zdecydowanie droższe, ale pewniejsze?

"Należy wyraźnie odróżnić elegancję od ostentacyjnej zamożności w ubiorze. Strój drogi i bardzo wyszukany, ale niedostosowany do okazji, daje efekt przeciwny od oczekiwanego. Jest wyrazem braku przynależności do tej samej kategorii społecznej lub zawodowej, zatem zamiast potwierdzenia poczucia bliskości, tworzy dystans i utrudnia powstanie klimatu zaufania. Stąd rosnąca potrzeba zdobywania wiedzy o właściwym ubiorze, zauważalna nie tylko w Polsce" pisze Tomasz Ostrowski w Protokole dyplomatycznym.

Tak więc to nie moda, a wiedza o nas samych i o tym, co i w jakiej sytuacji powinniśmy nosić, jest istotna. Nie naśladujmy kolegów, aktorów i telewizyjnych gwiazd ulubionych programów. Świadomość własnej osoby, chęć bycia eleganckim i znajomość obowiązujących reguł wystarczą do stworzenia własnego stylu. Sposób ubierania świadczy o naszej kulturze. Kupując nowe ubrania, zastanówmy się, kiedy i w jakiej sytuacji będziemy je nosić. Przymierzając je w sklepie musimy wiedzieć, dlaczego są nam potrzebne. To dotyczy kroju, tkaniny i kolorów. Każdy z nas dostał w prezencie krawat lub koszulę, których nie ma do czego włożyć. Przekonajmy bliskich, że szafą nie rządzi moda.

Starajmy się wybierać tylko to, w czym dobrze wyglądamy. Rezygnujmy z dziwnych propozycji projektantów, pamiętając, że pokaz mody jest estetyczną prowokacją. Ma intrygować, a tym samym wzbudzać zainteresowanie, ale w końcu to my zdecydujemy, czy chcemy się tak ubierać.

Moda to nieustająca zmiana. Nowe trendy szybko się starzeją. Zastępują je inne, które za chwilę też będą démodé. To co naprawdę jest ważne, to nie moda, a nasz styl. Bo jak powiedziała na początku ubiegłego wieku sławna francuska projektantka Coco Chanel, "moda się zmienia, styl pozostaje".

Zaprezentowany fragment pochodzi z książki "DRESS CODE. Tajemnice męskiej elegancji", Krzysztofa Łoszewskiego.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy