Suicide Squad: Nadzorować i karać [recenzja]

Suicide Squad: Nadzorować i karać - fragment okładki /INTERIA.PL
Reklama

Komiksy pisze i rysuje się tylko o tych dobrych? "Nadzorować i karać" to komiks, w którym głównymi bohaterami są... antybohaterowie.

Harley Quinn, Deadshot, King Shark, Nieznany Żołnierz, Cheetah - to niektórzy z członków uformowanej przez despotyczną Amandę Waller grupy Suicide Squad. Należą do niej "najlepsi z najgorszych", którym powierzyć można zadania, jakich POWSTYDZILIBY się superbohaterowie. Wspomniane wcześniej postaci pojawiają się regularnie w komiksach ze stajni DC głównie w rolach drugoplanowych jako wrogowie Człowieka Nietoperza. Tym razem pozwolono im zagrać pierwsze skrzypce. Jak zatem wypadł koncert?

Zło nie należy do najbardziej poukładanych, co widać też po lekturze komiksu będącego zbiorem opowieści z aż trzech serii. Główną oś stanowi tytułowa historia, z której czytelnik dowie się dlaczego kierownictwo nad "Oddziałem Samobójców" musiał przejąć ktoś zły do szpiku kości.

Reklama

Nie zdradzę jego tożsamości, gdyż może to być niemała niespodzianka nawet dla tych, którzy są dość na bieżąco z komiksami o "Batmanie i spółce".

Czeski scenarzysta Ales Kot wysłał antybohaterów między innymi do rozświetlonego neonami Las Vegas, jednakże dla mnie znacznie ciekawsze od rozpętanego tam piekła okazały się sceny rozgrywające się wewnątrz zakładu karnego Belle Reve.

Co ciekawe, przestępcy w celach więziennych z ograniczoną możliwością interakcji okazują się znacznie bardziej interesujący niż na wolności. Nie oznacza to jednak, że wypełnione akcją momenty zawodzą. Walka z ogromnym monstrum stworzonym z ciał prawdziwych samobójców na długo pozostanie w mojej pamięci, co jest ogromną zasługą ciekawej kreski Patricka Zirchera.

W tym miejscu trzeba zaznaczyć, że w albumie zobaczymy również prace kilku innych rysowników. Różnorodność ich stylów może się podobać, ale dla wielu wizualny zamęt może okazać się odpychający. Na 144 stronach quasi-realistyczna kreska miesza się z taką rodem z kreskówki.

Podobnie rzecz ma się ze scenariuszem. Poznawanie całej historii to pomieszanie z poplątaniem pełne retrospekcji, wybiegów akcji w przyszłość i wewnętrznych monologów bohaterów. Ilość postaci przewijających się przez pierwszy plan również nie pomaga w ogarnięciu całości. Podczas lektury nie można pozwolić sobie na rozluźnienie - wątek można stracić wyjątkowo łatwo.

W "Nadzorować i karać" poza głównymi zeszytami dorzucono również dwa służące za tak zwane "origin stories" dla postaci Deadshota i Harley Quinn. Dlaczego osoby stojące za tymi pseudonimami przeszły na "ciemną stronę mocy"? Odpowiedzi szukajcie na końcu albumu. W sumie to nie takim złym pomysłem byłoby rozpoczęcie lektury całości właśnie od nich...

Pierwszy zbiór opowieści o Oddziale Samobójców to przyjemna, choć wymagająca wyjątkowego skupienia lektura. Pożera się ją dość szybko, a zróżnicowany styl graficzny i pogmatwany scenariusz aż proszą się, aby do nich wrócić. W oczekiwaniu na filmową wersję przygód członków Suicide Squad (premiera 5 sierpnia) warto ją sobie przybliżyć, chociaż nie zasługuje ona na miano pozycji obowiązkowej.

Michał Ostasz

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: komiks
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy