Kto odpowiada za wojny i terroryzm? Wyznania ekonomisty od brudnej roboty

Perkins ujawnia fakty, które rząd USA wolałby zataić /123RF/PICSEL
Reklama

"Tuż po zamachach z 11 września zamożni Saudyjczycy - w tym członkowie rodziny bin Ladenów - w pośpiechu opuścili Stany Zjednoczone na pokładach swoich prywatnych odrzutowców. Nikt nie przyznaje się do udzielenia zgody na start tych maszyn, nikt nie przesłuchał też pasażerów" - o związkach rodziny Bushów z Saudyjczykami i szokujących kontraktach finansowych pisze John Perkins, autor książki "Hit Man. Nowe wyznania ekonomisty od brudnej roboty".

John Perkins był ekonomistą od brudnej roboty (EBR). Jednym ze specjalistów pracujących na zlecenie amerykańskiego rządu, których zadanie miało polegać na wyciąganiu od państw na całym świecie miliardów dolarów.

Skutki ich sekretnych działań, utrzymuje autor, doprowadziły, m.in. do uzależnienia finansowego słabszych gospodarczo państw od gospodarki Stanów Zjednoczonych, do kryzysu, a nawet upadku wielu z nich, do konfliktów zbrojnych, czy wreszcie do ataków terrorystycznych.

Do narzędzi wykorzystywanych przez owych "fachowców" zaliczają się sfałszowane raporty finansowe, sfingowane wybory, przekupstwa, wymuszenia, seks, a nawet morderstwa.

Reklama

Wyjątkowo mocne zarzuty? Oczywiście, ale John Perkins poznał te mechanizmy od środka, sam je wdrażał w życie, a najmocniejsze z gromadzonych przez lata dowodów zawarł w książce pt. "Hit Man. Nowe wyznania ekonomisty od brudnej roboty".

Hit Man - przeczytaj fragment książki

Stręczycielstwo i finansowanie działalności Osamy bin Ladena

Książę W. już na samym początku naszej współpracy dał mi do zrozumienia, że za każdym razem, gdy będzie odwiedzał Boston, powinna go zabawiać kobieta odpowiadająca jego oczekiwaniom. Spodziewał się również, że wspomniana dama nie będzie się ograniczać do zwyczajnego dotrzymywania mu towarzystwa.

(...)

Sally zgodziła się spotkać z księciem W. pod jednym warunkiem: nalegała, by dalsze losy ich znajomości zależały wyłącznie od jego zachowania oraz tego, jak będzie ją traktował. Na moje szczęście przypadli sobie do gustu. Romans między księciem W. a Sally, jeden z wielu epizodów składających się na operację prania pieniędzy w Arabii Saudyjskiej, sam w sobie był dla mnie źródłem problemów. Reguły obowiązujące w MAIN surowo zabraniały wspólnikom podejmowania jakichkolwiek działań niezgodnych z prawem. Technicznie rzecz biorąc, zajmowałem się stręczycielstwem, co w stanie Massachusetts było nielegalne, tak więc musiałem znaleźć jakieś rozwiązanie pozwalające opłacać usługi Sally.

Na całe szczęście księgowość pozostawiała mi mnóstwo swobody, jeśli chodzi o wydatki. Zawsze dawałem wysokie napiwki, więc zdołałem jakoś przekonać kelnerów z kilku najbardziej ekskluzywnych restauracji w mieście, żeby wystawili mi trochę rachunków in blanco. To były jeszcze czasy, gdy tego rodzaju dokumenty wypełniali ludzie, a nie komputery. Książę W. robił się z czasem coraz odważniejszy. W końcu zapytał, czy nie zorganizowałbym wszystkiego tak, żeby Sally mogła przyjechać na stałe do jego prywatnej posiadłości w Arabii Saudyjskiej.

W tamtych czasach nie była to niespotykana prośba. Między niektórymi europejskimi krajami a Bliskim Wschodem kwitł handel młodymi kobietami. Podpisywały one kontrakty obejmujące określony okres. Gdy taka umowa wygasała, wracały do domów, a na ich kontach bankowych czekało sporo pieniędzy.

(...)

W ciągu kilku tygodni zastępcza Sally podpisała kontrakt związany z wyjazdem. Moje obawy dotyczące tego, że łamię swoimi działaniami prawo, zostały złagodzone tym, iż układ zawarto przez pośredników z Anglii oraz Holandii. Próbowałem zagłuszyć poczucie winy, powtarzając sobie, że wszystkie osoby zaangażowane w tę operację są dorosłe i samodzielnie podejmują decyzje. Kimże byłem, żeby osądzać tych ludzi?

Książę W. był skomplikowanym człowiekiem. Sally zaspokajała jego cielesne pragnienia, a moja zdolność do udzielenia księciu pomocy w tej kwestii zaskarbiła mi jego zaufanie, ale w żadnej mierze nie przekonała go do tego, że SAMA jest strategią, której wdrożenie chciałby zarekomendować swojemu królestwu. Musiałem się ciężko napracować, żeby przeciągnąć księcia na naszą stronę. Spędziłem wiele godzin, pokazując mu dane statystyczne i pomagając analizować wyniki badań przeprowadzonych przez nas w innych krajach (wśród tych materiałów były też modele ekonometryczne dotyczące Kuwejtu, przygotowane przeze mnie w trakcie szkolenia z Claudine, na kilka miesięcy przed wyjazdem do Indonezji). Książę ostatecznie skapitulował.

Nie znam szczegółów dotyczących tego, co działo się między innymi EBR-owcami a pozostałymi kluczowymi graczami z saudyjskiego rządu. Wiem tylko tyle, że cały projekt został ostatecznie zatwierdzony przez rodzinę królewską. Nagrodą za wysiłki podejmowane przez MAIN był jeden z pierwszych niezwykle lukratywnych kontraktów przyznawanych przez amerykański Departament Skarbu.

(...)

Układ między Stanami Zjednoczonymi i Arabią Saudyjską praktycznie z dnia na dzień odmienił oblicze królestwa. Kozy zostały zastąpione przez dwieście jaskrawożółtych, amerykańskich ciężarówek dostarczonych w ramach wartego dwieście milionów dolarów kontraktu z firmą Waste Management2. W taki sam sposób zmodernizowano wszystkie inne gałęzie saudyjskiej gospodarki, od rolnictwa i energetyki począwszy, na edukacji i transporcie skończywszy.  Oto, jak podsumował sytuację w 2004 roku Thomas Lippman:

"Amerykanie przekształcili rozległe, pustynne tereny urozmaicone namiotami koczowników oraz lepiankami rolników na wzór i podobieństwo własnego kraju, nie zapominając o tym, by na rogu znalazła się kawiarnia Starbucks, a nowe budynki użyteczności publicznej zostały wyposażone w podjazdy dla wózków inwalidzkich. Arabia Saudyjska jest dziś krajem autostrad, komputerów oraz klimatyzowanych centrów handlowych z takimi samymi, wystawnymi sklepami, jakie można spotkać na bogatych przedmieściach amerykańskich miast".

Plany przygotowane przez nas w 1974 roku wyznaczyły standardy w kontekście przyszłych negocjacji z krajami dysponującymi dużymi zasobami ropy naftowej. Na swój sposób projekty SAMA i JECOR były kolejnym krokiem naprzód w stosunku do rozwiązań wprowadzonych w życie w Iranie przez Kermita Roosevelta. To, co robiliśmy właśnie w Arabii Saudyjskiej, wprowadziło niespotykany dotychczas poziom wyszukania do arsenału polityczno-gospodarczych środków wykorzystywanych przez nowy typ żołnierzy walczących o interesy globalnego imperium.

Obydwie przywołane tu inicjatywy, a więc pranie pieniędzy w Arabii Saudyjskiej oraz amerykańsko-saudyjska komisja współpracy gospodarczej, ustanowiły również precedensy w międzynarodowym systemie prawnym, co bardzo wyraźnie pokazał przypadek Idiego Amina, cieszącego się złą sławą dyktatora z Ugandy. Gdy został on w 1979 roku skazany na banicję, otrzymał azyl w Arabii Saudyjskiej.

(...)

Mniej widoczna, ale zdecydowanie bardziej destruktywna, była rola, jaką pozwolono odgrywać Arabii Saudyjskiej, jeśli chodzi o finansowanie międzynarodowego terroryzmu. Stany Zjednoczone nie kryły się w latach osiemdziesiątych z tym, że zależy im, by Dom Saudów wspierał materialnie afgańską ofensywę Osamy bin Ladena wymierzoną w Związek Radziecki, a Rijad wraz z Waszyngtonem przekazał mudżahedinom około trzech i pół miliarda dolarów. Udział Amerykanów i Saudyjczyków w finansowaniu terrorystów wcale się jednak na tym nie kończył.

Pod koniec 2003 roku dziennikarze "US News & World Report" przygotowali obszerną analizę zatytułowaną The Saudi Connection. Osoby pracujące nad tym tekstem zgłębiły tysiące stron protokołów sądowych, raportów amerykańskich i zagranicznych agencji wywiadowczych, a także innych dokumentów. Dziennikarze przeprowadzili też rozmowy z dziesiątkami urzędników państwowych oraz ekspertów zajmujących się Bliskim Wschodem i tematyką terroryzmu. Oto część wniosków, do jakich udało się dojść:

"Dowody są niepodważalne: Arabia Saudyjska, wieloletni sojusznik Stanów Zjednoczonych i światowy lider, jeśli chodzi o wydobycie ropy naftowej, jakimś cudem stała się, jak ujął to ważny urzędnik Departamentu Skarbu, "epicentrum" finansowania działań terrorystycznych (...).

Począwszy od końca lat osiemdziesiątych - po podwójnym wstrząsie wywołanym rewolucją w Iranie i radziecką interwencją w Afganistanie - saudyjskie organizacje charytatywne wspierane półoficjalnie przez władze stały się podstawowym źródłem finansowania dla szybko rozwijającego się ruchu dżihadystów. Te pieniądze trafiały do około dwudziestu krajów, gdzie przeznaczano je na prowadzenie obozów szkolących bojowników, kupowanie broni oraz pozyskiwanie nowych rekrutów (...)."

"Jak twierdzą niektórzy emerytowani pracownicy wywiadu, hojność Saudyjczyków sprawiała, że urzędnicy pracujący na rzecz Stanów Zjednoczonych odwracali wzrok. Grupa złożona z byłych przedstawicieli amerykańskiej administracji zaangażowanych w kontakty z Saudyjczykami - ambasadorów, szefów placówek CIA czy nawet sekretarzy gabinetów - miała okazję skorzystać z kontraktów, grantów i pensji wartych łącznie miliardy dolarów (...). Materiały zdobyte dzięki inwigilacji elektronicznej wskazują na to, że członkowie rodziny królewskiej wspierali nie tylko Al-Kaidę, ale również inne grupy terrorystyczne."

Po przeprowadzonych w 2001 roku atakach na World Trade Center i Pentagon pojawiły się kolejne dowody świadczące o utrzymywanych w tajemnicy relacjach łączących Waszyngton z Rijadem. W październiku 2003 roku magazyn "Vanity Fair" opublikował szczegółowy raport Saving the Saudis, ujawniając przy tym informacje, których nie podawano wcześniej do publicznej wiadomości.

Wyłaniająca się z tego tekstu opowieść o relacjach łączących rodzinę Bushów, Dom Saudów i rodzinę bin Ladenów nie była dla mnie zaskoczeniem. Wiedziałem, że te znajomości sięgały przynajmniej czasów inicjatywy SAMA uruchomionej w 1974 roku oraz okresu, kiedy George H.W. Bush pełnił funkcję ambasadora Stanów Zjednoczonych przy ONZ (od 1971 do 1973 roku), a potem szefa CIA (od 1976 do 1977 roku). Autentycznym zaskoczeniem okazało się dla mnie jednak to, że prawda wreszcie wyszła na jaw. Jak podsumował to dziennikarz "Vanity Fair":

"Rodzinę Bushów i Dom Saudów, dwie najpotężniejsze dynastie na świecie, od ponad dwudziestu lat łączą bliskie powiązania osobiste, biznesowe i polityczne (...). Saudyjczycy wsparli prywatną firmę Harken Energy, borykające się z poważnymi problemami przedsiębiorstwo naftowe, którego udziałowcem był George W. Bush. Były prezydent George H.W. Bush i jego wieloletni sojusznik, były sekretarz stanu James A. Baker III zwrócili się całkiem niedawno do Saudyjczyków, próbując pozyskać fundusze dla Carlyle Group, przypuszczalnie jednej z największych firm private equity na świecie. Dziś były prezydent Bush nadal jest wysokim rangą doradcą w tym przedsiębiorstwie, którego udziałowcami są ponoć Saudyjczycy oskarżani o powiązania ze środowiskami wspierającymi terrorystów (...)."

Tuż po zamachach z 11 września zamożni Saudyjczycy - w tym członkowie rodziny bin Ladenów - w pośpiechu opuścili Stany Zjednoczone na pokładach swoich prywatnych odrzutowców. Nikt nie przyznaje się do udzielenia zgody na start tych maszyn, nikt nie przesłuchał też pasażerów. Czy to właśnie wieloletnie znajomości łączące rodzinę Bushów z Saudyjczykami sprawiły, że mogło w ogóle dojść do czegoś takiego?

John Perkins - "Hit Man. Nowe wyznania ekonomisty od brudnej roboty", Studio Emka. Data premiery: 31.10.2017.

INTERIA.PL/materiały prasowe
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy