Domowy survival: Jak zrobić zapasy żywności

Zapasy żywności na trudne czasy należy robić z głową /East News
Reklama

​W trudnych czasach do przeżycia niezbędne jest jedzenie. Głód odbiera człowieczeństwo i wolę przetrwania. Jednocześnie żywności nie da się zdobyć tak łatwo jak wody. Dlatego kluczowe jest zgromadzenie zapasów już teraz, by nie szukać gorączkowo czegoś do jedzenia, gdy zaopatrzenie zniknie ze sklepów.

Metody nowoczesnych prepperów przystosowane do zwykłych codziennych potrzeb sprawią, że zawsze poradzisz sobie sam. W każdej sytuacji. Bądź przezorny, a w twojej rodzinie nigdy nie zdarzy się koniec świata.
 
Krzysztof Lis, Artur Kwiatkowski - survivaliści, twórcy bloga i vloga Domowy Survival. Od lat wprowadzają w życie zasady opisane w tej książce.

Przeczytaj fragment z rozdziału "Żywność i żywienie w trudnych czasach"

Zapasy żywności najprościej zacząć od zgromadzenia żywności, tym bardziej że przecież każdy z nas jakiś jej zapas już posiada (choćby był to zjedzony do połowy ketchup). Wystarczy go tylko powiększyć. Niestety, gdy przyjrzymy się temu zagadnieniu bliżej, staje się nieco bardziej skomplikowane. Ale nie na tyle, żeby należało porzucić ten pomysł. Sensowny zapas żywności w zasadzie nie generuje dodatkowych kosztów. Po prostu za produkty, które zjemy w 2020 roku, płacimy w sklepie dziś, a potem trzymamy je w rezerwie i zjadamy krótko przed upływem terminu przydatności do spożycia. Dopiero wyrzucenie żywności oznacza stratę. W wielu przypadkach zrobienie zapasów pozwala wręcz oszczędzić, bo na skutek inflacji artykuły spożywcze zazwyczaj drożeją.

Kiedy przyda się zapas żywności?

Reklama

Zapas żywności robimy głównie po to, by mieć co jeść, gdy normalne pozyskanie jedzenia nie będzie możliwe. Gdy zabraknie prądu w całym kraju, gdy padną na dłuższy czas systemy autoryzacji kart płatniczych, gdy żywność zostanie skażona, gdy nie będziemy chcieli wychodzić z domu z obawy przed epidemią itp. Ale zapas jedzenia przyda się nie tylko w razie takiej katastrofy.

Kiedy cała rodzina będzie leżeć złożona grypą i nie będzie komu iść do sklepu, a później gotować pełnowartościowego posiłku, zastąpimy go liofilizowanym daniem ze spiżarki. Albo gdy po powrocie z urlopu zastaniemy w domu rozmrożoną lodówkę pełną popsutej żywności. A także wtedy, gdy obudzimy się rano w Zielone Świątki z pustą lodówką i zamkniętymi sklepami. Wreszcie skorzystamy z niego, gdy stracimy pracę i będziemy musieli oszczędzać. Spożytkowując zapasy, wydamy mniej zaoszczędzonych pieniędzy, dzięki czemu zapewnimy sobie dodatkowy czas na znalezienie odpowiedniej pracy.

Co trzymać w zapasie żywności?

Aby zapas żywności był maksymalnie użyteczny, powinien spełnić kilka, niekiedy sprzecznych warunków. 

- Po pierwsze, zależy nam na tym, by mieć jak najwięcej pokarmu. 

- Po drugie, chcielibyśmy przechowywać go poza lodówką. Co najwyżej w piwnicy pod blokiem. Zapasem nie mogą być mrożonki, bo gdy zabraknie prądu, całą zawartość lodówki po kilku dniach szlag trafi.

- Po trzecie, powinna to być żywność możliwie zbilansowana, dostarczająca wszystkich składników niezbędnych do życia i zdrowia, w jak najlepszych proporcjach i formie łatwej do przyswojenia przez organizm.

- Po czwarte, dobrze byłoby, gdyby ten zapas był gotowy do zjedzenia i wystarczyłoby po prostu wyjąć go z szafki. W trudnych czasach może zabraknąć nie tylko prądu, lecz także gazu albo innych paliw umożliwiających ugotowanie posiłku. Albo może trzeba je będzie po prostu oszczędzać...

- Po piąte, chcemy, by robienie zapasów było jak najtańsze. I żeby zgromadzone produkty miały długi termin przydatności do spożycia.

- No i wreszcie po szóste, chcemy, by zgromadzona żywność była smaczna. I tolerowana przez nasz organizm. Nie chcemy dostać rozwolnienia po zjedzeniu czegoś, co zawiera uczulający nas składnik. Nie chcemy słuchać marudzenia dzieci, że są bardzo głodne, ale zamiast makaronu z duszonym jabłkiem ze słoika wolą świeżą bułkę z nutellą. 

Ważne jest też to, aby jak największa część zapasów mogła zostać wykorzystana w codziennym przygotowywaniu posiłków. Produkty, których termin przydatności się kończy, musimy wymieniać, zanim się zepsują. Wymieniać, czyli zjadać. To dużo łatwiejsze, jeśli dany pasztet czy rybki z puszki lubimy jeść raz na jakiś czas na śniadanie. Albo gdy lubimy potrawy z ryżem, z którego łatwo przyrządzić kaloryczny posiłek. Wszelkiego rodzaju gotowe racje żywnościowe trudniej wykorzystać, choć można sobie wyobrazić, że czasami podamy je rodzinie na obiad.

Żywność puszkowana wydaje się pierwszym i naturalnym wyborem, gdy szukamy pełnowartościowych produktów o długim terminie przydatności do spożycia. Kupując konserwy, kierujmy się jakością, a nie ceną! Najlepsze nie zawierają niczego poza mięsem i przyprawami. Można dopuścić dodatek tłuszczów zwierzęcych i skórek. Także mięso oddzielone mechanicznie, jakkolwiek nie najlepszej jakości, jest do przyjęcia. Nie należy kupować konserw zawierających wodę, białko sojowe, stabilizatory i konserwanty (z wyjątkiem wspomnianej soli). Niemal w ciemno powinno się odrzucić wszystkie konserwy turystyczne i wojskowe, które będą mieć dużo podobnych dodatków. Warto porównać ceny różnych produktów i sprawdzić, ile jest w nich mięsa. Nagle te najtańsze okażą się wcale nie aż tak tanie!

Z konserw rybnych wybierajmy te, które zawierają jak najwięcej ryby i wartościowych dodatków. Lepszy będzie więc tuńczyk w oleju niż tuńczyk w wodzie. Olej z puszki tuńczyka może posłużyć jako paliwo do ugotowania szklanki ryżu, a ryż plus tuńczyk z puszki równa się obiad. Paprykarz szczeciński odrzucamy, bo po co kupować ryż w puszce? Bardzo łatwo zrobić zapasy, gromadząc produkty suche, takie jak ryż, kasze, płatki owsiane i makarony. Często jadamy je na obiad, więc da się je łatwo wymieniać na nowe. Z drugiej strony wymagają uprzedniego ugotowania (nie wierzcie w to, że ryż można jeść po namoczeniu, bez gotowania). Nie muszą być trzymane w lodówce, ale pozostawione w fabrycznych opakowaniach są często narażone na atak szkodników (np. moli spożywczych), a także działanie wilgoci czy po prostu nieopatrzne rozerwanie opakowania. Ogromną zaletą tych produktów jest ich bardzo długi termin przydatności do spożycia. W wielu przypadkach to, że ryż czy kasza są już przeterminowane, wcale nie oznacza, że trzeba je wyrzucić.

To właśnie takie produkty (plus cukier, olej roślinny i mąkę) proponujemy wykorzystać jako rdzeń rezerw żywności. Pełną listę zakupów dla statystycznej polskiej rodziny (przygotowaną na podstawie danych GUS dotyczących konsumpcji w Polsce) znajdziesz u nas na blogu. Warto zacząć właśnie od nich, bo można je tanio kupić w każdym sklepie i łatwo zużyć przy okazji przygotowywania posiłków. Oczywiście dieta bazująca na makaronie, cukrze i oleju roślinnym nie jest zdrowa i nie zapewni wszystkich potrzebnych organizmowi substancji odżywczych. Uważamy jednak, że lepiej mieć taki okrojony zapas żywności niż nie mieć go wcale. 

Naszym absolutnie ulubionym produktem - składnikiem zapasu żywności - jest kuskus. Lubimy go bardzo, bo jest smaczny, nadaje się do potraw słonych i słodkich, ale przede wszystkim nie wymaga gotowania! To jego największa zaleta, bo żeby przyrządzić tę kaszę, wystarczy zalać ją gorącą wodą i poczekać kilka minut, aż ją wchłonie. Niestety, jest droższy od ryżu i makaronów. Nie możemy z czystym sumieniem polecać trzymania dużych ilości mleka w proszku, ponieważ ten produkt ma dość krótki termin przydatności do spożycia. Niekiedy łatwiej jest zrobić zapas zwykłego mleka UHT, które nie wymaga przechowywania w lodówce, dopóki nie otworzy się opakowania. Warto rozważyć posiadanie większej ilości fasoli i grochu (w torebkach, nie w puszkach). Wytrzymają na półce kilka lat, choć ich przygotowanie do spożycia wymaga wody, czasu i energii.

Cenne są także suszone owoce i różnego rodzaju orzechy (te ostatnie są bogate w tłuszcze). Nie należy zapominać także o miodzie i czekoladzie. Miód w zasadzie się nie psuje, a czekolada poza cukrem zawiera też dużo tłuszczu i poprawia nastrój. Warto też polecić masło orzechowe - jest tym bardziej wartościowe, im mniej w nim dodatków. Naszym zdaniem nie ma sensu trzymać w zapasie żywności zbyt wielu gotowych dań, zwłaszcza tych, które zawierają dużo wody i mało składników odżywczych, a przy tym zajmują dużo miejsca. A więc wszelkiego rodzaju zupy, klopsiki w sosie, gołąbki w słoikach skreślamy z listy zakupów. Zupki chińskie również - ze względu na ich znikome wartości odżywcze.

Sporo kalorii zawiera także alkohol. Warto mieć jego większy zapas, ale nie z uwagi na jego właściwości odżywcze. Spirytus można przecież wykorzystywać jako paliwo do lamp i silników oraz środek do dezynfekcji i czyszczenia. Wytwarza się z niego również ocet. Robiąc zapas alkoholu, kupujmy wyłącznie te wysokoprocentowe, najlepiej spirytus rektyfikowany. Na wino i piwo w zapasie żywności nie ma, naszym zdaniem, miejsca. Powinno się za to znaleźć miejsce na ocet i sól. Wprawdzie same nie posłużą za posiłek, ale wykorzystujemy je do poprawienia smaku żywności. Oraz do jej konserwowania.

Osoby, które mają dużo miejsca do zagospodarowania, powinny pomyśleć o zrobieniu zapasu soków warzywnych i owocowych (soków, nie nektarów ani napojów!). Są one bogate w składniki odżywcze, smaczne, do pewnego stopnia gaszą pragnienie, można ich też użyć jako dodatek do potraw. Przykładowo: wystarczy zagęścić i przyprawić sok pomidorowy i już mamy sos do makaronu. Ostatnim produktem żywnościowym, którego przechowywanie w większej ilości warto rozważyć, jest ziarno zbóż, np. pszenicy. Jest ono dość odporne na psucie się, a można je w stosunkowo łatwy sposób zemleć na mąkę lub skiełkować - kiełki to jeden z najbardziej wartościowych produktów spożywczych, jakie możemy mieć w trudnych czasach.

Zapas żywności warto także wzbogacić o przyprawy inne niż wspomniana już sól. Pieprz, papryka, imbir, curry i różne zioła dodadzą smaku nawet najnudniejszym posiłkom wyczarowanym z zapasów. Ketchup, majonez, musztardę, chrzan i inne tego typu sosy można jeść z konserwami. Pierwsze dwa same w sobie stanowią zaś niemały zastrzyk kalorii. 

Produkty stworzone do długotrwałego przechowywania

Na rynku dostępne są dwa rodzaje produktów przystosowanych do przechowywania przez dłuższy czas. Może nie powstały po to, by robić z nich zapasy żywności, ale można je śmiało w tym celu wykorzystać. Pierwszym rodzajem są awaryjne racje żywnościowe, takie jak Seven Oceans. Używa się ich jako wyposażenie tratw i łodzi ratunkowych na statkach oraz podczas akcji pomocy humanitarnej. Racje Seven Oceans mają pięcioletni okres przydatności do spożycia, niezależnie od sposobu ich przechowywania, i względnie zbilansowany skład. Jedno opakowanie, kosztujące około 30 złotych, zawiera 500 gramów produktu przypominającego skrzyżowanie ciastka z chałwą, o łącznej wartości energetycznej 2500 kalorii, składającego się w około 21% z tłuszczu i 9% z białka. Racje są gotowe do spożycia po wyjęciu z opakowania, a po rozrobieniu i zmieszaniu z wodą uzyskuje się z nich coś w rodzaju owsianki, co ułatwia wykorzystanie ich do karmienia dzieci. Nie zawierają konserwantów.

Zrobienie zapasu takich produktów jest jednak kosztowne, a zużycie i wymiana przed upływem terminu przydatności wcale nie tak łatwa, jak mogłoby się wydawać. Smakują nieźle, ale na pewno nie są to ciasteczka, które kupuje się dla przyjemności. Poza tym jedzenie przez kilka tygodni wyłącznie takiego pokarmu na pewno nie pozostanie bez wpływu na morale. Drugim produktem przygotowanym do długotrwałego przechowywania jest żywność liofilizowana. To przede wszystkim gotowe dania, niemal zupełnie pozbawione wody. Do ich odtworzenia potrzebny jest najczęściej tylko wrzątek, którym zalewa się proszek niczym zupkę chińską.

Na rynku można kupić najróżniejsze gulasze, risotta, makarony z dodatkami, a nawet bigos. Żywność liofilizowana powstała głównie na potrzeby turystów, bo pozbawiona wody zajmuje mniej miejsca i mniej waży niż gotowe dania czy świeże półprodukty. Niestety, jest też odpowiednio droższa. Za to kupując dania tego typu, zapewniamy sobie w zasadzie pełnowartościowe posiłki, które co najwyżej trzeba będzie doprawić. Można je wykorzystać, gdy wrócimy późno z pracy i nie będzie nam się chciało gotować. Wtedy cena takiego dania, w porównaniu do ceny pizzy czy chińszczyzny z dowozem do domu, zaczyna być już całkiem atrakcyjna. Na przełomie 2016 i 2017 roku na rynku zaczęły się pojawiać pakiety żywności liofilizowanej przeznaczone do tworzenia zapasów. Produkuje je m.in. polska firma LyoFood, ale dostępne są też podobnie przygotowane dania marki Trek’n Eat (należącej do koncernu Katadyn).

W hurtowniach można się też zaopatrzyć w liofilizowane i suszone warzywa i owoce, a potem wykorzystywać je przy gotowaniu różnych dań. Zupełnie czym innym są różnego rodzaju wojskowe racje żywnościowe, które też często nadają się do długotrwałego przechowywania. Zwykle mają one postać głównego posiłku wraz z dodatkami, często dołączany jest do nich bezpłomieniowy podgrzewacz chemiczny. Niektóre zestawy zawierają produkty liofilizowane, choć ogromna większość składa się z potraw zawierających wodę, w puszkach, na tackach lub w saszetkach. Tego rodzaju racji nie polecamy, głównie ze względu na wysoki koszt zakupu, w porównaniu np. do gotowych dań dostępnych w sklepach. Mogą też zawierać sporo konserwantów i innych niekoniecznie zdrowych dodatków. Jeśli ktoś potrzebuje takich racji, np. do wożenia w samochodzie, może zrobić je sobie samodzielnie, wkładając do mocnej foliowej torby parę opakowań sucharów, porcję miodu czy dżemu w plastikowym opakowaniu oraz wysokiej jakości konserwę. 

INTERIA.PL/materiały prasowe
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy