Trwa piwna rewolucja. Polak nie chce pić "sikacza"

W Polsce od kilku lat trwa rewolucja. Piwna rewolucja. Polacy nie chcą już pić byle czego, byle gdzie i byle jak. Szukają nowych smaków i eksperymentują. Zapotrzebowanie na dobre piwo jest tak duże, że rzemieślnicze browary nie nadążają z produkcją. O przemianie w piwnym stylu życia naszych rodaków rozmawiamy z właścicielami jednego z krakowskich tap barów, Krzysztofem Zgórkiewiczem i Rafałem Kurbielem.

Poszedłem na piwo - zrobiłem wywiad. W piątkowy wieczór, gdy według pierwotnego planu miałem odpocząć po tygodniu pracy, trafiłem do jednego z nowych piwnych lokali na mapie Krakowa - Multi Qlti Tap Bar. Wypytując o specjały, lejące się z kranów do kufli, szklanek i pokali poznałem Krzysztofa Zgórkiewicza i Rafała Kurbiela, którzy opowiedzieli mi o odbywającej się w Polsce piwnej rewolucji, chmielowej edukacji oraz spełnianiu własnych marzeń.

Jest piątkowy wieczór, a my siedzimy w waszej knajpce przy jedynym wolnym stoliku. Wszystkie pozostałe są zajęte. W menu macie piwa o których nigdy wcześniej nie słyszałem. W dodatku niektóre droższe, niż te u konkurencji. Co sprawia, że prawdziwe tłumy ściągają do takich lokali, by próbować egzotycznych browarów?

Rafał: W Polsce trwa rewolucja piwna. Zaczęła się kilka lat temu, ale od około dwóch lat jest prawdziwy szał. Ciężko oszacować ile browarów jest w tej chwili na terenie naszego kraju, ale może ich być nawet 200. Wciąż słyszy się o nowych inicjatywach w branży. Ciągle otwierają się nowe miejsca.

Skąd przyszła do nas piwna rewolucja? Bo chyba nie narodziła się sama...

Krzysztof: Przyszła do nas z USA. Tam trwa już dobre piętnaście lat. Poniekąd to moda na coś nowego, offowego. Zdrowy tryb życia, hipsterskie gadżety, rabarbar w butelce. Nasi rodzice chlali wódę i wpieprzali rzodkiewkę i żyli. Dzisiejsze pokolenie żyje jednak inaczej.

Rafał: Ale przecież nie tylko o samą modę chodzi. Bo ludzie odkryli, że piwo może smakować inaczej, niż jasny, wysokoodfermentowany eurolager, czyli to, co do tej pory najczęściej znajdowaliśmy na sklepowych półkach.

A czy wy od zawsze byliście koneserami piwa?

Rafał: My też piliśmy sikacze, dopóki nie spróbowaliśmy, jak piwo może smakować. W Europie pojawiły się chmiele z USA, które powodują, żę piwo smakuje genialnie bez żadnej chemii. Może mieć aromat owoców tropikalnych, cytrusów, żywicy. 

Reklama

Jak wygląda taka przemiana piwosza? Kiedy następuje moment, gdy już nie możesz patrzeć na zwykłe piwo?

Krzysztof: To bardzo proste. Ktoś musi ci zwyczajnie polać dobrego piwa. W moim przypadku był to Atak Chmielu z browaru Pinta. Polska legenda. Oczywiście teraz na rynku są już piwa lepsze, ale kiedyś właśnie to robiło WOW!

To WOW musiało być naprawdę bardzo potężne, skoro zdecydowaliście się otworzyć własny biznes - knajpę w centrum Krakowa. Jak do tego doszło?

Rafał: Łączy nas piwo. Jest nas tutaj trzech wspólników. Wszyscy znamy się od dziecka, a cała historia zaczęła się od Żywca i Okocimia pitego na ławce w Nowej Hucie.

Krzysztof: 15-20 lat temu interesowało nas piwo, jako piwo. Nieważne, jak smakowało, ważne żeby kopało (śmiech).

Pamiętacie dzień, w którym postanowiliście: "otwieramy bar!"?

Krzysztof: No jasne! Tego pamiętnego dnia poszliśmy -  niespodzianka - na piwo i po dwóch godzinach rozmowy był już plan. Wszyscy dobrze wiedzieliśmy, że z tej rozmowy będzie knajpa. Plan wcieliliśmy więc w życie, spieniężyliśmy niepotrzebne rzeczy, zapożyczyliśmy się, wzięliśmy do roboty i tak powstał Multi Qlti Tap Bar.


No fakt. Całkiem okazałe miejsce. Ale, czy wasi klienci wiedzą, co wcześniej mieściło się w tym lokalu?


Krzysztof: Nie jest to żadna tajemnica, że był tu wcześniej klub nocny. Na tym się zupełnie nie znamy. Poza tym od początku szukaliśmy miejsca na multi tap. Chyba nikomu to nie będzie przeszkadzać. W kontekście ostatnich nagonek na night cluby mam wrażenie, że otwieranie kolejnego to strzał w kolano. A dobrego piwa ludzie szukają i szukać będą.

Nie jesteście jedyni, ani pierwsi. W Krakowie musicie mieć chyba sporą konkurencję, bo to miasto, w którym dużo się pije...

Krzysztof: Tak, zgadza się. W Krakowie jest mocna akcja, jeśli chodzi o bary typu "Multi tap". Przez wiele lat jedynym takim miejscem była Omerta na Kazimierzu, mająca w ofercie 30 lanych piw. Potem powstał House of Beer, Strefa Piwa i Beer Gallery. Ostatnio też w Krakowie otworzyły się Viva la Pinta, Tap House no i nasz Multi Qlti na Szewskiej. Z tego, co wiem to mają otworzyć się kolejne, co jest bezprecedensowym wydarzeniem na skalę Polski. Nawet w Warszawie, gdzie są spragnieni pracownicy korporacji, hipsterzy szukający nowych smaków, nie ma ich aż tyle!

Czy jest jakiś sposób na prowadzenie takiego miejsca? Macie jakąś misję?


Krzysztof: Przede wszystkim jesteśmy nastawieni na edukowanie społeczeństwa. Chcemy dać Kowalskiemu dobre piwo, żeby zmieniać jego życie. Szacujemy, zę 60-70 procent naszych klientów to tacy, których edukujemy przy barze. Sugerujemy, doradzamy, informujemy. Elementem dydaktycznym jest już sama wielkość piw, jakie oferujemy. Oprócz standardowego dużego (0.5 litra) i małego (0.33 l) mamy też tzw. samplowe (0,15 l). Można wziąć kilka malutkich szklaneczek i spróbować, jakie piwo najbardziej nam smakuje. Wierzymy, że w Krakowie da się nauczyć ludzi kultury picia piwa. Nie na czas, nie na ilość, ale na jakość.

W ofercie macie naprawdę mnóstwo piw. Wiele z nich to produkty małych browarów. Czy łatwo je zdobyć?

Rafał: To jest jeden z problemów naszej branży. Rynek jest bardzo chłonny i popyt jest większa, niż podaż. My często chcemy kupić jakieś piwo, a jego po prostu nie ma. Mamy galopujący kapitalizm, tymczasem nie da się wyprodukować tyle piwa, żeby zaspokoić rynek. Mechanizm zdobycia piwa stoi na głowie. Obecnie jest taki "flow", że browary po prostu nie nadążają z warzeniem. Znamy przypadki browarów, które w rok rozrosły się czterokrotnie i wciąż nie nadążają z zamówieniami. Oczywiście nie mówimy o piwach z koncernów, ale tych domowych i rzemieślniczych.

A jak na całą sprawę zapatrują się wielkie koncerny? Czy one również biorą udział w tym całym szaleństwie?

Rafał: Na początku lat 90. koncerny zamykały wiele małych browarów w Polsce, które nie radziły sobie w nowej gospodarce. W ten sposób likwidowały sobie konkurencję. Teraz giganci na rynku zauważyli, że sami muszą coś zmienić.

Krzysztof: Dokładnie - koncerny teraz robią coś, żeby dotrzeć do ludzi, chcących spróbować czegoś nowego. Na przykład konserwatywny Żywiec wypuścił ostatnio trzy nowe piwa: Białe, Marcowe i Koźlaka. Inne koncerny też usiłują zagrać w niszę. Ale moim zdaniem dzieje się tak, ponieważ browary chcą być za pan brat z galopującym trendem. Skoro ludzie szukają nowych smaków to należy im pokazać, że my też mamy inne piwa. Są to raczej "ruchy pozorowane" - po to żeby powiedzieć światu "cześć, jesteśmy na czasie", a nie żeby takim piwem handlować na skalę masową.

Czy rewolucja piwna trwa wyłącznie takich miejscach, jak wasze?

Krzysztof: No właśnie, że nie! Dostępność piw innych, niż koncernowe zaczyna być ogólnodostępna. Nawet na stacji benzynowej znajdziemy dziś 20-30 piw. Sieć lokalnych osiedlowych sklepów oferuje na przykład piwo Bojan Toporek. A gdzieś czytałem, że pewien miłośnik piwa naliczył ostatnio w hipermarkecie 216 gatunków piwa! O czymś to chyba świadczy, prawda?

Jakie są obecnie wasze ulubione piwa?

Rafał: Ostatnio polubiłem ciemne piwa. Porter Bałtycki - klasyczny polski styl. Jeden z naszych piwnych skarbów. Black IPA - india pale ale, ale ciemne piwo górnej fermentacji, mocno nachmielone amerykańskimi chmielami. To piję ostatnio.

Krzysztof: Chyba IPA - esencja amerykańskiego stylu. No i najmodniejsza rzecz w tej chwili. Ma niespotykaną goryczkę, świetnie pachnie i jest bardzo pijalne. Lubię też klasyczne witbier, czy american wheat.

A co z piwnymi eksperymentami?

Krzysztof: Na tym etapie piwnego życia nadal chcę eksperymentować. Byliśmy ostatnio na Beer Geek Madness, gdzie browary miały wystawić się z czymś nowym, niespotykanym. Były więc np kwaśne piwo z papryką, piwo z sokiem z brzozy, czekoladowy stout z chilli czy piwo o smaku orzechów włoskich w płynie. Wychodzę z założenia, że w życiu trzeba wszystkiego spróbować, bez tego szkoda umierać...

Rozmawiał

Rafał Walerowski


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama