Highlife według dziedzica narkotykowego imperium

Ma 23 lata, ojca będącego szychą wśród meksykańskich karteli narkotykowych, 30 tysięcy śledzących na Twitterze i jeszcze więcej "zielonych" na swoim koncie. Poznajcie Serafina Zambadę Ortiza - szpanera, który pokazywał w sieci jak bawią się synalkowie groźnych gangsterów.

Przypadek Ortiza to historia upadku następcy tronu wielkiego kartelu, który przez swoją głupotę i brak choćby śladów skromności wpadł w ręce policji pogrążając nie tylko siebie, ale i swoich amigos. Serafin urodził się w roku 1990 jako syn Ismaela Zambady Garcia, jednego z trzech przywódców grupy przestępczej Sinaloa trudniącej się przerzutem narkotyków z Meksyku do USA. Współpracował on także z kartelem Juarez.

Ten znany był między innymi z tego, iż do swoich akcji jego członkowie używali takich pojazdów jak samoloty, a nawet okręty podwodne. Władze południowego sąsiada Stanów Zjednoczonych wyznaczyły nagrodę w wysokości blisko trzech milionów dolarów za ujęcie Ismaela wraz z kilkoma najbliższymi współpracownikami. Oddając go w ręce FBI można zgarnąć aż 5 "kawałków".

Ismael w biznes wciągnął właściwie całą najbliższą - łącznie ze swoim synem, Serafinem. Dziedzic rodu zajął się tym, czym jego ojciec - wpuszczaniem narkotyków do obiegu w Stanach Zjednoczonych.

Reklama

Z racji tego, iż zajęcie to jest niezwykle intratnym interesem Ortiz dość szybko zobaczył efekty swoich działań w postaci rosnącej ilości zer na koncie w banku. Nie zapominajmy o tym, że już wcześniej syn bogatego przestępcy żył jak młody król.

Paparazzi z wiadomych względów nie polują na zdjęcia bogatych dzieciaków szefów karteli narkotykowych. Jednakże one same świetnie wyręczają ich w publikowaniu zdjęć przedstawiających ich pełne wszelakich luksusów życie. Serafin Zambada Ortiz nie jest wyjątkiem. Śledząc jego poczynania na Twitterze - przynajmniej do niedawna - można było przekonać się na co wydaje się setki tysięcy dolarów zarobionych na sprzedaży nielegalnych środków odurzających. 

Serafin wydawał pieniądze na drogie samochody, broń, gadżety, a nawet... dzikie zwierzęta. Tygrys, którego możecie zobaczyć na zdjęciach też był jego własnością. Podobnie jak opisywany przez nas wcześniej Dan Bilzerian, Ortiz najwyraźniej nie znał nawet sformułowania "za drogie".

Sława na Twitterze i kilku innych serwisach społecznościowych trwała kilka miesięcy. Zainteresowanie jakie wzbudziły jego wrzucane do sieci zdjęcia - często nawet takie, na których nie zasłaniał on twarzy - przyciągnęły uwagę agentów federalnej agencji ds. leków i narkotyków. Ci już wcześniej interesowali się internetową aktywnością przestępców znajdujących się na ich czarnej liście.

Ortiz wpadł w ich sidła w listopadzie 2013 roku wybierając się - jak powiedział władzom - "na świąteczne zakupy". Próba przedostania się do Stanów Zjednoczonych, których notabene Serafin jest obywatelem, skończyła się fiaskiem.

Małżonkę Ortiza, która towarzyszyła mu w tej felernej wyprawie na zakupy, puszczono wolno. Ortiz odmówił prawa do przyspieszonej rozprawy sądowej, ponieważ chce zgromadzić jak najwięcej dowodów potwierdzających jego niewinność. Obecnie znajduje się w pilnie strzeżonym areszcie. Rozprawa ma rozpocząć się 17 stycznia. Niecały tydzień później Serafin usłyszy wyrok.

Pytanie brzmi: ilu szpanerów takich jak Serafin Zambada ortiz wpadnie przez swoje zamiłowanie do sławy? W sieci nadal można znaleźć podobnych mu osobników, sprawiających wrażenie, iż ilość "lajków" pod zdjęciem jest dla nich ważniejsza niż działalność, dzięki której mają pieniądze.

Przykładów nie trzeba szukać zbyt daleko. Jose Rodrigo Arechiga Gamboa był "szefem ochrony" wspomnianego już Ismaela Zambady Garcii. W ręce FBI wpadł on w zeszłym tygodniu, która namierzyła go...tak, zgadliście - dzięki zdjęciom zamieszczanym na Instagramie.

Czy oni naprawdę nie wpadli na to, że ich największymi fanami są policyjne służby?








 

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy