Gdy raz wejdziesz do soli, już w niej umierasz

W El Sod sól to życie i śmierć. Przynosi pieniądze, ale zabiera zdrowie /East News
Reklama

Można o nich powiedzieć wiele, ale na pewno nie mają słodkiego, miłego życia. Mężczyźni z etiopskiej wioski El Sod utrzymują się głównie z poławiania soli i jest to tradycja, którą przekazuje się tam z ojca na syna. Trudna, niewdzięczna i wyniszczająca zdrowie praca od lat wygląda tak samo. Należy zanurkować w słonym jeziorze, które powstało w kraterze nieczynnego wulkanu i gołymi rękami wydobyć na powierzchnię jak najwięcej soli.

El Sod, tłumaczone czasem jako "Dom Soli" to wioska położona 90 kilometrów od Yabelo, stolicy ludu Borana w południowej Etiopii. Położona jest na zboczu nieczynnego wulkanu o średnicy 1.8 kilometra, w którego kraterze powstało słone jezioro.

Od wieków mężczyźni nurkują w jego wodach, aby wydobyć sól i sprzedać ją do Etiopii, a także Somalii i Kenii. Zejście wąską, dwuipółkilometrową ścieżką prowadzącą z wioski do dna krateru zajmuje dokładnie godzinę. Różnica poziomów wynosi 340 metrów. Jezioro najlepiej widoczne jest z wybudowanego niedawno meczetu, górującego nad wulkanem.

Każdy z górników działa tutaj na własną rękę, jako "freelancer". Bez szefów, umów, ubezpieczeń i składek. Jedyny postęp technologiczny od wielu lat dokonał się w transporcie - wielbłądy zastąpione zostały przez ciężarówki. Poza tym, praca wygląda, niczym w średniowieczu. Górnicy przeważnie pracują nago, bo sól niszczy wszystko. Także ubrania i obuwie.

Niszczy również zdrowie, dlatego też niektórzy z poławiaczy soli nurkują z zabezpieczeniami własnej roboty - wtykają do nosa i do uszu zatyczki wykonane ze szmat i plastikowych siatek. Ale to niewiele pomaga. Zapalenia skóry, czy bolesne otarcia to najgorsze koszmary codziennej pracy. W dłuższej perspektywie dochodzą inne choroby. Wielu pracowników przedwcześnie kończy swoją karierę górnika z powodu utraty wzroku.

Reklama

Gdy pogoda sprzyja wydobyciu, w jeziorze nurkuje nawet 200 mężczyzn. Ale nie tylko. Coraz częściej pracują także nastolatkowie, a nawet dzieci, które pomagają powiększyć domowy budżet. Rodzice są świadomi zagrożeń, jakie niesie ten zawód, ale często to jedyne wyjście, aby przetrwać.

Związek człowieka z solą jest tutaj nierozerwalny. Sól rani, a czasem zabiera życie, lecz z drugiej - bez niej żyłoby się o wiele gorzej. 

W tym rejonie Etiopii wiele osób nie ma gdzie uciec, a powrót do plemiennego życia nie jest możliwy. Ale są tacy, którzy nawet po 60 latach pracy w kraterze potrafią docenić ten słodko-słony smak życia. 

Przykładem jest Momino Hussien, jeden z najstarszych stażem górników, który każdego wieczora dodaje do kolacji szczyptę soli. "Po prostu ją lubię" - nie ukrywa.

"Pierwszy raz wszedłem do słonej wody prawie 60 lat temu. Miałem wtedy 14 lat i pamiętam, jak ładowaliśmy sól na karawany wielbłądów, które następnie wiozły ją do Kenii. Dziś robią to ciężarówki, ale poza tym nic się nie zmieniło" - opowiada Momino.

Niektórzy mówią, że rytm dnia jest tu tak regularny, że patrząc na codzienną pracę górników, można regulować swój zegarek. Wcześnie rano pierwsi pracownicy za pomocą kijów rozbijają sól, nagromadzoną przez noc na brzegach jeziora, a następnie zgarniają rękami, bądź łopatami do worków i plastikowych misek. Następnie sól ładowana jest na osły, które wynoszą towar w górę wulkanu, gdzie już czekają samochody zabierające sól w dalszą drogę.

Sto kilogramów czarnej soli warte jest tutaj trzy dolary. Kryształy dziesięć dolarów, a biała sól około pięciu dolarów. Mało któremu górnikowi udaje się kiedykolwiek zmienić pracę. W El Sod mawiają, że gdy raz wejdziesz do soli, to już w niej umierasz...

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy