Foucault wyjechał, bo się nie bał SB

- Inni homoseksualiści nie przeszkadzali SB, milicji, ani systemowi. Iwaszkiewicz czy Dąbrowska piastowali ważne stanowiska i byli powszechnie znani. Więc to nie homoseksualizm był powodem wydalenia Foucault z kraju, tylko ten moment, w którym homoseksualista powiedział: "Dość". Uważam to za kamień węgielny ruchu LGBT w Polsce, który paradoksalnie został dokonany przez Francuza - mówi Remigiusz Ryziński, autor książki "Foucault w Warszawie".

Michael Foucault był słynnym francuskim filozofem, socjologiem i historykiem. W latach 1958-1959 był dyrektorem Centrum Francuskiego Uniwersytetu Warszawskiego. Mówi się, że musiał opuścić nasz kraj z powodu związku z mitycznym kochankiem, którym próbowała szantażować go Służba Bezpieczeństwa. Remigiusz Ryziński sprawdził, jak ta historia się potoczyła i ile w niej prawdy.
Agnieszka Łopatowska, Styl.pl: "Homoseksualistów w Polsce nie było, dopóki ktoś nie założył im teczek" - to jedna z tez, która wybrzmiała w twojej książce "Foucault w Warszawie". Co ty w tych teczkach w Instytucie Pamięci Narodowej znalazłeś?

Reklama

Remigiusz Ryziński: - Jedna z teorii Michela Foucault mówi, że aby stworzyć kategorię wroga należy najpierw stworzyć jego definicję. Pisze o tym w swoim doktoracie "Historia szaleństwa", gdzie dowodzi, że w XVII wieku powstała kategoria szaleńców i to umożliwiło wykluczenie ich z obrębu miasta. Oczywiście szaleńcy wcześniej też istnieli, tylko byli inaczej definiowani, jako na przykład czarownice. Dopóki nie określono ich kategorii, byli też inaczej traktowani. Tak samo geje byli zawsze, ale po tym jak znalazłem teczki w IPN, zorientowałem się, że stworzenie tej kategorii umożliwiło naznaczenie tych osób i stworzenie ich katalogu.

Gdyby Foucault nie pojawił się w Warszawie, te teczki istniałyby w takiej formie?

- Tak. Wśród teczek, które odkryłem, nie ma osobnej teczki Foucault. W teczkach opisano kilkaset osób, z czego kilkadziesiąt ma osobne katalogi. Czyli jest tam na przykład jakiś Adam Kowalski czy inny Marek Nowicki i w jego opisie podawane są różne nazwiska, kontakty, relacje z innymi ludźmi, którzy nie muszą koniecznie mieć własnej teczki. Tak jest z Michelem Foucault. On się w nich znalazł właściwie przez przypadek. Zdecydowanie bez względu na to, czy pojawiłby się w Polsce czy nie, te teczki by istniały.

Nie było ci łatwo znaleźć śladów Foucault w Warszawie...

- To była od początku w opinii wielu osób, ale też instytucji takich jak IPN, walka z wiatrakami. Wątek ten pojawił się w najbardziej popularnej, pierwszej biografii tego filozofa autorstwa Didiera Eribona, dosłownie na jednej czy dwóch stronach. Wiele osób interesujących się czy to Michelem Foucault, filozofią francuską, środowiskiem LGBT, czy powojenną Warszawą, mówiło mi: "Tak, Michel Foucault tu był, ale nie ma żadnych śladów jego obecności". A ja się uparłem, że je znajdę. Może gdybym nie znalazł tych teczek, książka by nie powstała, albo powstałaby jako zupełna hipoteza. Moim celem było znalezienie zapisów czy dowodów na pobyt Michela Foucault w Warszawie i znalezienie jego mitycznego kochanka, który przyczynił się do jego wyjazdu. Oba w zasadzie osiągnąłem i w ten sposób powstała książka.

Nie wszyscy wierzą teczkom. Mogą być spreparowane, mogą być w różny sposób interpretowane. Skąd twoja pewność, że to co znalazłeś, jest historią prawdziwą?

- Teczki istnieją. I tyle właściwie w tej książce jest powiedziane. Zakładano teczki na osoby homoseksualne lub z kategorii osób homoseksualnych, ale czy one faktycznie były osobami homoseksualnymi? Te osoby, które sprawdzałem, z którymi miałem kontakt - tak. Może zdarzyć się, że osoby opisywane w tych teczkach czy pewne dane są spreparowane. Tego nie można wykluczyć. Tak działało SB. Na przykład był agent, który wniknął do środowiska homoseksualistów nie będąc homoseksualistą. Przebywał z nimi, bywał na imprezach, na domówkach i spisywał raporty z tego, co tam się działo.

Podając się za homoseksualistę?

- Tak. Oni myśleli, że nim jest. Zresztą on nawet pisze, że musiał wyjść z pewnej imprezy, bo miał już dość. Opisuje sytuacje, w których chcieli go zaprosić do domu, podrywali go. Z jego relacji wynika, że z nimi nie szedł.

- Tak więc część tych zapisów może być spreparowana, bo SB chciało mieć na ludzi haki. Widziało w tym interes. Tak, jak w latach 70. spreparowana była historia Jerzego Andrzejewskiego, który podobno wystosował wezwanie do narodu, żeby umożliwić osobom homoseksualnym zawieranie formalnych związków. To była nieprawda, mimo że Andrzejewski był homoseksualistą. Takie niuanse mogą się zdarzyć. Dla mnie fundamentalne było, żeby opisywać fakty. Wiedziałem, że je sprawdzę. Jeżeli pojawiła się jednak sytuacja, której nie byłem pewien, piszę o tym, podaję to w cudzysłowie lub przywołuję jako anegdotę. Tyle mi wolno jako autorowi reportażu.

W procesie weryfikacji tych faktów natrafiłeś na bardzo ciekawe osoby, które jak podejrzewam, mocno uzupełniły twoją historię.

- Niewątpliwie to, że odnalazłem teczki i nazwiska umożliwiło mi znalezienie żywych świadków pobytu Michela Foucault w Warszawie. Bez tego by się to nie udało, musiałbym szukać po omacku. A tak miałem już imiona, nazwiska i adresy. Dzięki temu mogłem sprawdzić w innych archiwach, czy dana osoba żyje, gdzie mieszka. Musiałem dotrzeć do kogoś, kto mi o tych czasach opowie i to się udało. Mam dwóch fundamentalnych bohaterów. To Waldek i Stefan, którzy byli wtedy ze sobą i obaj znali Foucault.

Wyjechałeś też do Paryża, gdzie spotkałeś się z byłym partnerem Foucault. Czy planując podróż wiedziałeś, że będzie on ważną postacią dla losów książki?

- To też kolejna postać, bez której ta książka nie wyglądałaby, jak wygląda. Pojechałem do Paryża i spotkałem się z Danielem Defertem, kiedy już miałem teczki. Myślałem wtedy, że odnalezienie Jurka nie będzie możliwe i że w ostatnim rozdziale Defert będzie opowiadał słowami Michela Foucault o tamtej Warszawie.

- Spędziłem z nim popołudnie, rozmawialiśmy w mieszkaniu Foucault, w jego bibliotece, pracowni, na słynnym tarasie, na którym palili marihuanę. To było wzruszające doświadczenie dla mnie nie tylko jako filozofa, ale i reportera. Daniel Defert podzielił się ze mną informacją, której się nie spodziewałem. Powiedział mi, kim był Jurek, pokazał mi jego zdjęcia, jego dane zapisane w notatniku, którego używał Foucault w Warszawie. Najważniejsze było to, że wiedziałem wreszcie, jak się nazywa.

- Wracając do Polski już w samolocie tupałem nogami, żeby się "dobrać" do dokumentów IPN-u, żeby zobaczyć, co w nich jest. I pewnie byłoby o nim niewiele, gdyby nie teczka paszportowa. Jak wiemy, do lat 90., żeby wyjechać z Polski na Zachód trzeba było starać się o paszport otrzymywany na czas określony i później trzeba go było zwrócić. Każdy wyjazd za granicę był więc odnotowany. To mi pozwoliło ustalić, gdzie Jurek mieszkał, czym się zajmował, jakie miał wykształcenie, pochodzenie i przede wszystkim potwierdzić, że rzeczywiście do tego Paryża pojechał.

Wcześniej ta postać gdzieś ci się pojawiała?

- Zabierając się za pisanie książki wiedziałem, że chłopak, który przyczynił się do wyjazdu Foucault z Warszawy miał na imię Jurek. Potem pomyślałem, że musiał mieć jakieś 18-20 lat, żeby być dla niego odpowiednim partnerem. Założyłem więc, że jest to ktoś, kto urodził się około 1940 roku, a na pewno w czasie wojny. Gdziekolwiek pojawił się jakikolwiek mężczyzna, który miał na imię Jurek, był dla mnie postacią podejrzaną. Tak było na przykład z Jurkiem Błeszyńskim, partnerem Iwaszkiewicza. Ale to nie mógł być on, bo zmarł w 1958 roku. Każdy, kto w jakiś sposób mi pasował do tej układanki, był przeze mnie "rozpracowywany".

Kiedy teraz patrzysz na tę historię, z jakiego powodu Foucault musiał wyjechać z Polski?

- Podczas spotkania w ramach festiwalu reportażu Non-Fiction w Krakowie, mój przyjaciel Aleksander podzielił się z nami swoim intuicyjnym przemyśleniem, które w tej chwili wydaje mi się najbardziej prawdopodobne. Powiedział, że Michel Foucault wyjechał z Polski dlatego, że nie bał się być homoseksualistą. Kiedy milicja go straszyła, że musi współpracować, bo w przeciwnym razie ujawnią jego orientację, odpowiedział: "To ujawnijcie". Żeby pokazać, że jest to rzeczywista groźba wobec ludzi tej orientacji seksualnej, kazano mu wyjechać z Polski.

- Trzeba też zauważyć, że inni homoseksualiści nie przeszkadzali SB, milicji, ani systemowi. Iwaszkiewicz czy Dąbrowska piastowali ważne stanowiska i byli powszechnie znani. Więc to nie homoseksualizm był powodem wydalenia Foucault z kraju, tylko ten moment, w którym homoseksualista powiedział: "Dość". Uważam to za kamień węgielny ruchu LGBT w Polsce, który paradoksalnie został dokonany przez Francuza. Jeżeli to jest prawda - zasługuje na wielki szacunek i podziw.

Remigiusz Ryziński (ur. 1978 w Pucku) - filozof, kulturoznawca, pisarz. Absolwent Uniwersytetu Jagiellońskiego. Studiował na Sorbonie. Napisał pracę doktorską poświęconą fragmentom dyskursu miłosnego Rolanda Barthesa; w 2012 roku habilitował się na podstawie rozprawy o współczesnym francuskim feminizmie. Jest profesorem nadzwyczajnym, pracuje jako wykładowca akademicki w Warszawie. Stypendysta m.in. Rządu Francuskiego, Fundacji Schumana, Fundacji Nippon, Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Miasta Stołecznego Warszawy. Redaktor publikacji poświęconych współczesnej kulturze i filozofii. Autor książki "Foucault w Warszawie".

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy