Cytrynowy raj. Kemping, który zapamiętasz na całe życie

Noc pod świeżymi cytrynami - niezapomniane przeżycie /LG G5 /INTERIA.PL
Reklama

Położone na południu Włoch przepiękne wybrzeże Amalfitańskie, które samo w sobie jest jednym z cudów świata kryje w sobie również wiele cudów pomniejszych. Jednym z nich jest cytrynowy raj - Bella Baia Amalfi Coast Glamping - miejsce, o którym możesz opowiadać swoim wnukom. Oczywiście, jeśli zdecydujesz się je odwiedzić i jeśli doczekasz się wnuków...

Glamping to słowo powstałe z dwóch innych - "glamorous" i "camping". Oznacza kemping o podwyższonym standardzie, gdzie nocując w namiocie, nie musimy rezygnować z luksusów, do których przyzwyczajeni jesteśmy na co dzień. Miejsce, które opisuję miano to nosi trochę na wyrost, bo największym luksusem jest tutaj nie jakaś nowoczesna infrastruktura, lecz zapierająca dech w piersiach natura.

Oczywiście - jest bezprzewodowy internet, kuchnia polowa i toalety, ale to nie o to tutaj chodzi. Kluczem jest samo położenie Amalfi Coast Glamping. Znajduje się on na skalistym zboczu tuż nad morzem Tyreńskim. Jadąc trasą SS163 mijamy urocze miasteczko Maiori, by po chwili znaleźć się w naszym małym, włoskim raju.

Pierwsze wrażenie nie oszałamia. Do dyspozycji przy samym wejściu jest mały, betonowy placyk, który pomieści dwa samochody i nieco większy poniżej, z dość stromym zjazdem. Warto jednak poczekać z wystawianiem ocen, bo odkrywanie zakątków tego miejsca trochę trwa, podobnie jak stopniowo narasta proces "opadu szczęki".

Już po dotarciu na parking wiadomo jednak, że to nie jest zwykły kemping w stylu "ogrodzony trawnik z recepcją, natryskiem i kawałkiem morza". Bella Baia Amalfi Coast Glamping składa się z kilku tarasów schodzących aż do skalistego brzegu, na których to tarasach właściciel prowadzi jednocześnie... plantację cytryn. Takie plantacje są bardzo popularne w rejonie Salerno, gdyż miejscowy klimat sprzyja cytrusom. Z tym, że niewiele plantacji można wynająć dla siebie i znajomych, aby spędzić tu noc lub dwie w wyjątkowych okolicznościach.

Reklama


Właściciel przyjmuje gości niejako przy okazji. Turystyka jest dla niego dodatkowym zajęciem, dlatego nie wpuszcza na teren plantacji dużych grup. Pięć do siedmiu namiotów, rzadko więcej. Oprowadzając po swoich włościach z dumą opowiada o tym, że jego cytryny trafiają na najbardziej wymagające europejskie rynki. Pokazuje starą willę, gdzie zgromadził pokaźną kolekcję starej ceramiki produkowanej 200-300 lat temu w Salerno i Neapolu i sprzedawanej na Sycylię. Dziś właśnie stamtąd ją odkupuje, gdyż willę planuje zamienić w małą restaurację przyozdobioną ceramiką z epoki.

Swoim klientom pozostawia dużą dowolność w rozlokowaniu się na plantacji. Można wybrać jeden z górnych tarasów, z lepszym zasięgiem wi-fi i łatwiejszym dostępem do parkingu (trzeba pamiętać, że zejście na sam dół zajmuje kilka minut, natomiast wędrówka w górę - nawet kilkanaście), można rozbić się gdzieś pośrodku, bądź uciec w najdalszy zakątek, by być blisko skalistej plaży. Piaszczysta plaża również jest do dyspozycji gości, lecz to "tajemnicza zatoczka", do której nie ma dostępu z lądu. Należy na nią dopłynąć. Jest to absolutnie wykonalne i zostało sprawdzone przez moich towarzyszy podróży.

Poszukiwanie miejsca na postawienie namiotu to prawdziwe bogactwo wyboru. Ja wybrałem małą polankę z leżakami na środkowym tarasie z widokiem na morze i pozostałą część plantacji. Namiot oczywiście umieściłem pod cytrynami, gdyż trudno tu od nich uciec. Obija się je głową przemykając pod drewnianymi rusztowaniami wspierającymi cytrusowe drzewka, potyka się o nie i znajduje we wszelkich możliwych zakamarkach. Niektóre z okazów to prawdziwe giganty, swą wielkością dorównujące... butelce piwa.

Cena za noc spędzoną w cytrynowym gaju to 20 euro. Ci, którzy podróżują nieco po Europie wiedzą, że za te pieniądze mamy całkiem porządny hotel ze śniadaniem w Albanii, bądź hostel w centrum Stambułu. Ale uwierzcie - mnogość wrażeń, doznań, atrakcji i widoków wynagradza wszystko i potrafi zaskoczyć nawet doświadczonych obieżyświatów. To jedno takich miejsc, które zapamiętuje się na bardzo długo, bo jest absolutnie inne, niż większość typowych turystycznych destynacji.

Co ciekawe, a dla niektórych istotne - cytrynowy kemping jest miejscem w masowej turystyce praktycznie nieznanym. Na Google znajdziemy raptem cztery opinie na jego temat, a na Facebooku stronę mu poświęconą polubiło zaledwie 218 osób. Dlatego jeśli wakacji nie planujesz z oficjalnymi przewodnikami, a biura podróży to dla ciebie niepotrzebne zawracanie głowy, tutaj znajdziesz swój mały azyl.

Rafał Walerowski

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy