Bosozoku: Najbardziej irytujący gang świata

Członkowie bosozoku na japońskiej autostradzie /AFP
Reklama

Zapomnijcie wszystko, co wiedzieliście o skromnej, cichej i minimalistycznej Japonii. Bosozoku to najgłośniejszy, najbardziej irytujący i najbardziej rzucający się w oczy gang motocyklowy świata. Gang, który istnieje od lat 50. aż do dziś.

Ryczące silniki, potężne owiewki, gigantyczne spojlery. Na maszynach feeria przeróżnych barw we wszystkich kolorach tęczy. Bosozoku nie lubią pozostawać niezauważeni. To subkultura buntu i walki z ustanowionym porządkiem. Prawdziwa anarchia na dwóch kołach.

Różowy nie kojarzy wam się z zagrożeniem? Tego samego nie powie wam japońska policja. Incydenty z członkami młodocianych gangów motocyklowych były przez lata czymś normalnym w raportach funkcjonariuszy drogówki. Zakłócanie porządku publicznego, przekraczanie prędkości, wyścigi uliczne, bądź przeciwnie - zbyt powolna jazda w grupach - to najczęstsze grzeszki bosozoku. Ale nie tylko. Zdarzały się także poważniejsze zajścia, takie jak bójki uliczne z użyciem niebezpiecznych narzędzi - drewnianych mieczy, kijów bejsbolowych, metalowych rurek, a nawet... koktajli Mołotowa.

Gangi zrzeszają najczęściej ludzi bardzo młodych w wieku od 16 do 20 lat. To wiek, gdy w Japonii można poruszać się po drogach na motocyklu, ale jeszcze nie zasiadać za kierownicą samochodu. Korzenie bosozoku sięgają lat powojennych, gdy nastąpił gwałtowny rozwój przemysłu motoryzacyjnego. Jednocześnie kształtowała się niższa klasa, niezadowolona ze swojej roli społecznej i buntująca się przeciw nowemu porządkowi.

Reklama

Bosozoku nigdy nie przypominali innych gangów motocyklowych, znanych choćby z amerykańskich filmów. Badacze historii grupy szukając początków tego ruchu dotarli do weteranów wojennych, pilotów kamikaze, cierpiących na zespół stresu pourazowego. Dlaczego? Być może dlatego, że armia nigdy nie wysłała ich w ostatnią misję ku chwale ojczyzny.

Choć bosozoku uważali samych siebie za potomków walecznych samurajów, często zbaczali z prawej i szlachetnej ścieżki. Dawali się skusić łatwemu zarobkowi i wchodzili w szeregi yakuzy. O wiele poważniejszej przestępczej organizacji.


Złota era ruchu przypada na lata 80. To wtedy ulice japońskich miast pełne były karykaturalnych motocykli zmodyfikowanych przez członków gangu. To wtedy wykształcił się obowiązujący do dziś styl, rozpoznawalny na całym świecie, choć czerpiący przecież z europejskich cafe racerów, czy amerykańskich chopperów. Styl, będący dosłownie środkowym palcem wyciągniętym w stronę tradycyjnej japońskiej skromności i prostoty.

Wraz z biegiem lat styl bosozoku ewoluował i w końcu przestał ograniczać się tylko do zbuntowanych nastolatków na motocyklach. Do grup dopuszczeni zostali kierowcy samochodów, swoje własne gangi zaczęły tworzyć także kobiety. Członkowie i członkinie gangów bosozoku na dobre wpisali się do japońskiej subkultury. Zamaskowani bandyci w uniformach nawiązujących do kombinezonów kamikaze wielokrotnie pojawiali się w komiksach, czy animacjach, często jako postacie nieco karykaturalne. Zresztą trudno się temu dziwić, skoro stylistyka subkultury jest mocno przerysowana i bardzo widowiskowa.

Interesującym faktem jest, że policja przez długi czas nie rozprawiała się z zakłócającymi porządek, rozrabiającymi młodzianami przy użyciu siły. Co więcej - wykazywała wobec nich dużą cierpliwość, a nawet pobłażliwość. Jeśli nie dochodziło do ewidentnego łamania prawa, funkcjonariusze po prostu mieli na oku zmotoryzowanych gangsterów, nie interweniując wcale lub wyłapując delikwentów pojedynczo w późniejszym czasie. Legenda miejska mówi, że wszystko z powodu złej sławy, jaką cieszą się japońskie więzienia. Zbuntowany nastolatek trafiający na kraty, pomiędzy zdemoralizowanych kryminalistów nie miałby szans na resocjalizację. Iście ojcowskie podejście.

Wszystko zmieniło się po 2004 roku, gdy wprowadzono o wiele bardziej restrykcyjne przepisy. Wtedy policja na poważnie wzięła się za porządki na ulicach. Blokowanie pasów ruchu, jazda bez kasku, tablic rejestracyjnych lub dokumentów, nadużywanie sygnałów dźwiękowych, czy posiadanie niezgodnych z przepisami układów wydechowych przestały być mile widziane. Bosozoku znaleźli się na cenzurowanym. Skończyło się bezkarne rumakowanie.

Obecni członkowie gangów na terenie całej Japonii wciąż starają się podtrzymywać tradycje grupy, ale policyjne statystyki dowodzą, że ruch powoli, acz systematycznie zamiera. Według szacunków z 2011 roku aktywnych było wówczas 9.064 członków bosozoku. W porównaniu do rekordowej liczby 42.510 z lat 80. to ogromny spadek, dlatego jeśli chcecie ich zobaczyć, bukujcie bilety do Japonii. W przeciwnym wypadku pozostaje wam nasza skromna kolekcja zdjęć następców legendarnych jeźdźców chaosu...



INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama