Szerpowie - prawdziwi ludzie gór

"Szerpowie - lawina śmierci" to nominowany do nagrody BAFTA, poruszający film dokumentalny. Opowiada wstrząsającą historię unikalnej społeczności Szerpów, których 18 kwietnia 2014 roku dotknęła ogromna tragedia. Tego dnia, po zboczach Mount Everest zeszła potężna lawina, pochłaniając życie 16 z nich. Rozmawiamy z Jennifer Peedom - reżyserką filmu.

Skąd pomysł na wyprodukowanie filmu poświęconego Szerpom?

Jennifer Peedom: - Myślę, że przyczyną był fakt, iż pracowałam jako operator i reżyser podczas różnych wypraw wysokogórskich. Przebywajac w Himalajach, zawsze zaskakiwało mnie, że Sherpowie są z tych filmów wycinani, a ich historia wydaje się być pomijana. Praca z jedną z firm ekspedycyjnych pozwoliła mi bardzo dobrze poznać konkretny zespół Szerpów i wiem, że gdy pojawił się internet, dzięki któremu mogli oglądać filmy na YouTubie czy Facebooku, sprawa ta zaczęła im doskwierać.

Reklama

- Niektórzy z nich mówili, że w filmach nigdy nie są pokazywane ich twarze. "Dlaczego nigdy nas nie pokazują? Czy próbują ukryć fakt, że wykonujemy całą tę pracę?" Miałam ich słowa w pamięci przez kilka lat. Pomysł nasunął mi się od razu, gdy sytuacja na Everest zaczęła się zmieniać. Utrzymywałam kontakt zarówno z Szerpami jak i całym "biznesem" skupionym wokół wypraw na Everest, więc docierały do mnie wiadomości o tym, co się tam dzieje. Czułam, że to odpowiedni czas żeby nakręcić film ukazujący wyprawy na Everest z ich punktu widzenia.

Sądzisz, że społeczność Szerpów ma wyjątkową obyczajowość, która zadziwiłaby osobę wychowaną w zachodniej kulturze?

- Szerpowie są buddystami, a więc podążają za buddyjskimi tradycjami. Wierzą, że boski pierwiastek można odnaleźć w górach, rzekach czy jeziorach, dlatego świat przyrody jest dla nich bardzo ważny. Wyznają tradycyjne wartości tybetańskiego buddyzmu i darzą naturę ogromnym szacunkiem.

Jak trudno było zrealizować film w tak srogich warunkach? Jak się czułaś i czy używaliście jakiegoś specjalnego ekwipunku podczas realizacji zdjęć?

- Odpowiem najpierw na pierwszą część pytania - dla mnie był to niezwykle emocjonalny film. Pracowałam wcześniej na takiej wysokości, wiedziałam jak trudna jest to praca, więc dobrałam sobie bardzo doświadczony zespół. Z niektórymi pracowałam już wcześniej. Nie każde ciało jest w stanie właściwie funkcjonować na takich wysokościach. Dzień, w którym zeszła lawina był niezwykle dramatyczny dla całej ekipy, w szczególności dla Szerpów, którzy również znajdowali się w moim zespole.

- Mieliśmy różne rodzaje kamer - od GoPro i iPhone’ów, którymi nagrywaliśmy pierwsze protesty, po kamery firmy RED, przy pomocy których kręciliśmy ujęcia z powietrza. Dwóch operatorów z mojej ekipy to Szerpowie, którzy dysponowali własnymi kamerami i uczyli nas ich obsługi.

Wierzysz, że dzięki twojemu dokumentowi ludzie w Europie czy Ameryce będą mieli większe pojęcie o kulturze Szerpów i ich unikatowych umiejętnościach?

- Tak, mam taką nadzieję. Jak dotąd dochodzą mnie głosy, że wielu ludzi nie było świadomych, iż Szerpowie to grupa etniczna. Myśleli, że to zawód. Co prawda mianem Szerpów określa się teraz zawód, ale oryginalnie jest to grupa etniczna z Tybetu, która przeniosła się do Nepalu setki lat temu. Szczerze wierzę, że film rzuci światło zarówno na pracę, którą Szerpowie wykonują na Everest, jak i na ich życie kulturowe oraz duchowe. Spędziliśmy dużo czasu w ich wiosce, więc tak, liczę na to, że ludzie lepiej ich poznają.

Myślisz, że Szerpom opłaca się ryzyko, które podejmują?

- Myślę, że właściwie nie jest to możliwe, ale każdy musi sam dokonać kalkulacji. Osobiście uważam, że nie, nie opłaca im się. Ryzyko, które podejmują jest ogromne. W mojej opinii Everest staje się coraz bardziej niebezpieczny. Mówimy o tym w filmie - przez zmieniający się klimat, wielkie odłamy lodu spadają coraz częściej.

- Właściwie wygląda to jak rosyjska ruletka, a więc moim zdaniem ryzyko jest bardzo wysokie. Nie mnie jednak to oceniać. Ci ludzie mogą w ten sposób zarobić o wiele więcej niż zajmując się innymi pracami, więc niektórzy z nich podejmują wyzwanie. Inni decydują się zaprzestać wspinaczki ze względu na niebezpieczeństwo jakie się z tym wiąże.

Jaka była najbardziej niebezpieczna sytuacja podczas kręcenia dokumentu?

- Najbardziej niebezpieczna sytuacja miała miejsce w dniu, w którym zeszła lawina. Szerpowie z mojej ekipy udali się w górę przez lodospad, by kręcić ujęcia GoPro i swoimi kamerami. Poczułam niewyobrażalną ulgę, gdy okazało się, że cały nasz zespół znajduje się około 15 metrów nad obszarem dotkniętym lawiną. Było jednak bardzo, bardzo blisko. Mimo to, w tak niebezpiecznej sytuacji, Szerpowie wykonywali po prostu swoją pracę. Nieśli ładunki dla całej wyprawy, ale mieli też przy sobie kamery. Testowali je próbując nakręcić jakieś ujęcia. Mieli zamiar wrócić i pokazać mi co udało się nagrać. Cały czas uczyli się korzystać z ekwipunku. To była chyba najbardziej niebezpieczna sytuacja jaka nas spotkała.

- W bazie na dole nie czuliśmy takiego zagrożenia. Następnego roku miało miejsce trzęsienie ziemi, które wywołało lawinę. Spadła dokładnie w miejsce, w którym stały nasze namioty rok wcześniej. Ogromnie się cieszę, że wtedy nas tam nie było. Przebywając tam jednak nie czułam niebezpieczeństwa. Pojawiły się plotki, że Szerpowie są bardzo źli i mogą być agresywni. Nigdy czegoś takiego nie zaobserwowałam, czułam się komfortowo i zupełnie bezpiecznie spacerując po naszej bazie. Nigdy nie zauważyłam oznak przemocy bądź agresji u Szerpów.

Co z tej kultury chcesz pokazać widzom twojego filmu?

- Chcę im pokazać inną perspektywę Everestu. Dokumenty o tej górze widział chyba każdy. Prawdopodobnie było ich wiele na Discovery Channel, sama widziałam kilka. Chciałam pokazać zupełnie inny, niepokazywany dotąd w filmach punkt widzenia Everest. Mam nadzieję, że ludzie po jego obejrzeniu będą bardziej świadomi na temat kultury Szerpów i pracy, którą wykonują. Mam także nadzieję, że ludzie, którzy myślą o zdobyciu Everestu zobaczą jak wielkie ryzyko podejmują dla nich Szerpowie. Moim przesłaniem nie jest "nie wspinajcie się", to nie moja decyzja, liczę natomiast, że otworzę im oczy na to ogromne ryzyko.

- Nawet zagraniczni alpiniści, którzy brali udział w naszej wyprawie, a później oglądali film mówili, że mimo, iż uczestniczyli w niejednej ekspedycji, nie zdawali sobie sprawy z czym mierzą się Szerpowie pokonując każdej nocy lodospady. Dzięki dokumentowi zrozumieli również kulturowe zwyczaje Szerpów, których nie pojmowali w czasie ekspedycji. Mam więc nadzieję, że film ten to dobry sposób na oświecenie ludzi i pokazanie rzeczy, których normalnie w takich produkcjach nie widzimy.

Ile czasu spędziłaś w Himalajach reżyserując dokument?

- Jeździłam tam i z powrotem. To były chyba trzy wyjazdy. Kilka razy pojechałam do Darjeeling żeby przeprowadzić wywiad z rodziną Tenzinga Norgay'a. Było też kilka wyjazdów związanych z przygotowaniami ekspedycji. Sama wyprawa trwała około 7 tygodni, czyli mniej czasu niż założyliśmy, ponieważ została anulowana.

Jak myślisz dlaczego Szerpowie są szczęśliwi mogąc się wspinać?

- Dzięki pieniądzom. To proste. Dostają 5000 dolarów amerykańskich za sezon jeśli dotrą na szczyt. To dziesięciokrotność średniej pensji w kraju, więc jeśli wszystko idzie dobrze mogą zarobić naprawdę dużo pieniędzy. Oczywiście stawka jest bardzo wysoka, ale robią to bo, tak jak my, chcą wybudować dom i opłacić edukację swoich dzieci.

Jak Szerpowie przygotowują się do górskich wypraw?

- Szerpowie żyją na wysokościach, więc nie potrzebują specjalnego przygotowania. Wydaje mi się, że uczą się wszystkiego po prostu udając się na kolejne wyprawy. Oczywiście Szerpowie biorący udział w mojej ekspedycji musieli przejść trening, ale najważniejszą rzeczą jest aklimatyzacja. Oni mają tę przewagę, że ich organizmy są już przystosowane, lecz gdy zamierzasz zdobyć górę tak wysoką jak Everest, musisz być przygotowany również duchowo. Zanim wyruszą odwiedzają klasztor, dużo się modlą, zapalają lampiony. Modlą się również ich rodziny. Wydaje mi się, że dla Szerpów jest to głównie duchowe przygotowanie.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy