Popkultura w PRL-u - co z niej przetrwało do dziś?

Szare ulice, pustka sklepowych półek i tlący się w koksownikach żar - to pierwsze skojarzenia z czasami komuny. Jednak przysłowiowa już niemal szarość PRL-u to tylko jeden odcień z całej palety, jaką do dyspozycji ma osoba szkicująca obraz tamtych lat.

W przetrwaniu beznadziei codzienności pomagała popkultura. Jeszcze u schyłku najmroczniejszych czasów stalinizmu ówcześni twórcy zaczynali ochoczo spoglądać na Zachód w poszukiwaniu alternatywy dla pogrążonej w marazmie i wyniszczonej przez socrealizm kultury oficjalnej.

Świadectwem tych inspiracji jest wydany w czasie odwilży "Zły" Leopolda Tyrmanda - książka sięgająca po pomysły rodem z amerykańskiej powieści gatunkowej, arcydzieło, które obrosło wieloma legendami.

Podobnie zresztą jak twórczość polskiego Humpreya Bogarta, Marka Hłaski, który miał więcej wspólnego z kinowymi amantami i niepokornymi amerykańskimi bitnikami niż z zaangażowanym pisarstwem obywatelskim, tak hołubionym w Polsce.

Reklama

Bikiniarze i jazz


Jeśli Tyrmand i Hłasko - to i jazz. Dziś przykleja mu się łatkę muzyki dla koneserów, ale nie sposób pominąć wpływu, jaki jazzmani, bezpośrednio wywodzący się z wywrotowej subkultury bikiniarzy, wywarli na obraz kultury polskiej pod komunistycznym butem.

Począwszy od Krzysztofa Komedy wielu twórców miało wpływ nie tylko na jazz europejski (jak Tomasz Stańko, do dziś chluba wytwórni ECM), ale również nawiązało współpracę z tuzami amerykańskiej sceny, jak w przypadku Zbigniewa Seiferta, którego album "Passion" nagrany został przy współpracy z Jackiem DeJohnettem i Johnem Scofieldem. Już po odzyskaniu suwerenności muzyka pierwszej polskiej fali jazzu inspirowała twórców yassu, a do dziś cieszy się niesłabnącym uznaniem w kraju i na świecie.

Przy jednym odbiorniku

  Prawdziwą potęgą stała się polska szkoła filmowa, a owoce jej działalności miały stać się później inspiracją dla takich twórców jak Martin Scorsese czy Francis Ford Coppola. Jednak to seriale - "Wojna domowa", "Czterej pancerni i pies", "Stawka większa niż życie", a później "07 zgłoś się" - elektryzowały publiczność, zgromadzoną często wokół jedynego telewizora na osiedlu, i stały się prawdziwą pożywką dla wyobraźni wychowanych na tych produkcjach późniejszych twórców.

O niezmiennej fascynacji tą estetyką świadczą kolejne wznowienia i cyfrowe reprodukcje - kultowe seriale to niewątpliwie kawał historii PRL-owskiej popkultury.

Historia polskiego komiksu


Podobnie sprawa ma się z klasycznymi komiksami Papcia Chmiela. "Tytus, Romek i A'Tomek" to seria o ponad pięćdziesięcioletniej tradycji, a na przygodach dwójki harcerzy i ich przyjaciela, Tytusa de Zoo, wciąż wychowują się pokolenia, dla których często jest to pierwsze spotkanie ze światem komiksu.

Oprócz licznych reedycji i wznowień, fani tej serii mogą teraz sięgnąć po przygotowaną przez Empik kolekcję gadżetów związaną z bohaterami kolekcji Chmielewskiego. "Tytus, Romek i A'Tomek" nie musi udowadniać swojego ponadczasowego statusu, a każdy z wydawanych do dziś tomów może liczyć na entuzjastyczne przyjęcie ze strony nowych odbiorców, jak i sentyment, którym darzy tę serię armia starych fanów. 

Rock and roll wiecznie żywy

  Nie zapominajmy o big bicie - "naszej" odpowiedzi na beatlesowskiego rock'n'rolla. Współcześnie działająca "Wytwórnia krajowa" to label, który stara się przywracać pamięć o tamtej melodyce, czego wymownym świadectwem jest projekt "Klenczon Legenda", w ramach którego wielcy polskiej sceny - od Muńka Staszczyka przez Kasię Kowalską po Macieja Maleńczuka - oddają hołd liderowi Czerwonych Gitar.

Trzeba bowiem zauważyć, że obok działającej prężnie sceny jazzowej czy punkowych wywrotowców z Jarocina ówczesny popowy nurt nie musiał być dla nas powodem do wstydu. Najlepszym dowodem na to niech będzie fakt, że stworzona wyłącznie z sampli popowych i rockowych szlagierów z lat 70. i 80. płyta hip-hopowego duetu Pro8l3m spotkała się niedawno z bardzo ciepłym przyjęciem krytyki i publiczności.

O tym, jak wielkie uniwersum stanowi PRL-owska popkultura, przekonuje książka Bartka Koziczyńskiego "333 popkultowe rzeczy". I choć ten przewodnik, uwzględniający fenomeny od gumy do żucia Donald po twórczość Papa Dance, wydaje się całkiem wyczerpujący, to pewnie wiele osób z nostalgią wymieniłoby co najmniej dwa razy tyle skojarzeń z popkulturą tamtego okresu. Nawet jeśli nie zawsze była ona najwyższych lotów, to bardzo często pozostawiała ślad w pamięci, którego nie dało się wyprzeć do dziś.

INTERIA.PL/materiały prasowe
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy