Bezdomny król podrywaczy. Miał więcej kobiet niż ty

Oto Joe. Joe nie jest zwykłym nowojorskim bezdomnym. Można powiedzieć, że to bezdomny o wyjątkowym talencie. Zdarza mu się bowiem spędzać kilka nocy tygodniowo pod dachem u kobiet, które... podrywa na ulicy.

My mieliśmy Maxi Kaza, który grasował po deptaku w Ciechocinku, podrywając kuracjuszki, ale była to postać fikcyjna. Joe istnieje naprawdę, a o swoich spektakularnych akcjach zdecydował się opowiedzieć przed kamerą dziennikarzowi Elite Daily - Danowi Scotti'emu.

Reporter spędził z bezdomnym podrywaczem tydzień, obserwując jego życie na ulicach Manhattanu. Bardzo zaimponował  mu fakt, że pomimo bycia bezdomnym, ten chłopak ma w sobie nadal tyle przebojowości i pewności siebie, że żaczepianie pięknych kobiet na ulicy nie stanowi dla niego żadnego problemu.

"Stary, mogę podejść do każdej laski i powiedzieć, że ją kocham, że chcę ją poślubić. Wszystko z czystej rekreacji" - przyznaje z zawadiackim błyskiem w oku 26-latek z Bostonu.

Choć z jednej strony Joe niby "pracuje" na co dzień tak, jak jego koledzy po fachu, trudniąc się żebractwem, to tak naprawdę jego dzień wygląda nieco inaczej, niż dniówka typowego bezdomnego.

"Moją odpowiedzialnością jest to, żeby nie wyglądać jak bezdomny. Dlatego jeśli śpię na chodniku, to wstaję o 5-6 rano. Razem ze wschodzącym słońcem, żeby uniknąć oparzeń" - opowiada.

Reklama

"Następnie udaję się do drogerii, biorę trochę żelu na włosy i układam fryzurę przed lustrem w sekcji z przyborami do makijażu. Potem kupuję Red Bulla i wychodzę" - wyjaśnia procedurę swojej porannej toalety Joe.

Ważny jest też odpowiedni, schludny strój. Joe ma cztery różne porządne zestawy wyjściowe. Nosi wyłącznie dobre ciuchy. Byle czego nigdy by na siebie nie włożył. Pachnący i dobrze ubrany, może wyruszać nocą na łów i odgrywać rolę szarmanckiego, pewnego siebie amanta.

Czy te zabiegi okazują się wystarczającem aby zaimponować kobietom? Spójrzcie tylko na statystyki, które prowadzi Joe. Jak sam wyliczył, rocznie sypia z ponad 150 kobietami. To o 15 razy więcej, niż wynik przeciętnego mężczyzny przez całe życie!

Sam Joe podchodzi do tego bardzo pragmatycznie. "Nowy Jork to niesamowite miasto. Mieszka tu 8 milionów ludzi, więc możesz przelecieć nową dziewczynę, kiedy tylko chcesz" - opowiada, wskazując na jeden z okolicznych budynków.

"Spałem tam zeszłej nocy. Piliśmy wino, jedliśmy homary jak prawdziwi ludzie z klasą" - dodaje. I zapewnia, że przez fakt bycia bezdomnym, wcale nie zapomniał, jak wyrywa się "dupeczki".

Joe na ulicę nie trafił z własnego wyboru. Jego matka wyrzuciła go z domu, gdy znalazła w jego pokoju narkotyki. Chłopak nie przejął się zbytnio. Ruszył do Nowego Jorku i dostosował do nowych warunków życia. Alkohol i narkotyki nadal mu towarzyszą, ale daleki jest od tego, by opisać siebie jako menela, czy lumpa.

"Jestem raczej typem cygana. Moja bezdomność ma inny wymiar. Chcę zachować ludzką twarz mojego obecnego stanu, choć czasem zdarza się, że dziewczyny budzą mnie rano na ulicy mówiąc, że zapiłem i żebym szedł do domu. Ja przecież jestem w domu - odpowiadam im wówczas" - śmieje się 26-latek.

Luźne podejście do rzeczywistości nie oznacza jednak, że Joe nie potrafi realnie ocenić swojego stylu życia. Wie dobrze, że mógłby żyć normalnie, jednak to wymagałoby poświęceń.

"Gdybym nie pił i nie ćpał przez tydzień, na pewno mógłbym znaleźć jakiś dom. Ale jak możesz być bezdomnym, nie pijąc i nie ćpając? Czuję, że moja niedola mnie czasami przytłacza" - wzdycha i przestrzega młodzież, żeby nie podążała jego drogą.

"Nigdy, przenigdy nie bądźcie tacy, jak ja. Ten abstrakcyjny styl życia nie jest dla każdego. Sami zobaczcie - dookoła są setki tysięcy bezdomnych. A tak naprawdę tylko ja jestem w stanie żyć w ten sposób" - kwituje swą opowieść Joe.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy