Polaku, co z tym krzyżem?

Krzyż spod Pałacu Prezydenckiego, krzyże wiszące w klasach XIV LO we Wrocławiu, a ostatnio krzyż postawiony przez poznańskiego radnego w celu zatrzymania inwestycji jednej z firm deweloperskich - to tylko kilka przykładów na to, że czasem krzyż dzieli nawet ludzi wierzących.

Kilkanaście dni temu, na osiedlu Tysiąclecia w Poznaniu, stanął kilkumetrowy krzyż, opatrzony napisem "Krzyżu Święty wyrwij ze szponów szatana nasze boisko sportowe". W ten sposób radny Ryszard Musielak postanowił zaprotestować przeciwko planom zabudowy terenów sąsiadujących z osiedlem.

Deweloper szatanem

"Szatan", czyli firma deweloperska Dom-Eko, postanowiła bowiem postawić na spornym terenie kilkukondygnacyjny budynek. Mieszkańcom osiedla marzyło się jednak boisko, więc zgłosili sprawę do spółdzielni mieszkaniowej. Działania spółdzielni nie przyniosły zadowalających rezultatów, więc radny Musielak postawił swój krzyż.

- Kiedy sądy nie pomagają, to może krzyż pomoże - wytłumaczył dziennikarce "Gazety Wyborczej" wierzący radny.

Postawiony w akcie desperacji krzyż nie sprawił, że firma Dom-Eko postanowiła zrezygnować ze swoich planów, stał się jednak atrakcyjnym tematem do rozmów dla mieszkańców osiedla.

Reklama

- Krzyż jak krzyż - mówi mieszkająca w pobliżu studentka. - Tylko teraz jakoś głupio wyprowadzać tutaj psa na spacer...

Krzyż polityczny

Ryszard Musielak zapewnił, że krzyż z Oś. Tysiąclecia nie ma żadnego związku z krzyżem postawionym w pobliżu Pałacu Prezydenckiego. Jednak profesor Rafał Drozdowski, socjolog, wyjaśnił dziennikarce "Gazety", że "politycy pokazują, że można uwikłać krzyż w każdy możliwy kontekst", możliwe więc, że sprawa "krzyża prezydenckiego" zainspirowała działania pana Musielaka.

Krzyż pod Pałacem Prezydenckim postawili harcerze, którzy chcieli w ten sposób uczcić ofiary katastrofy samolotowej w Smoleńsku.

- Harcerze postawili ten krzyż, chcieli się modlić w ten sposób. To bardzo ładnie, ale nie róbmy z tego casus belli (łac. powodu do wypowiedzenia wojny - przy. red.) - mówił PAP ks. Adam Boniecki, redaktor naczelny "Tygodnika Powszechnego". - Ja uważam, że to jest bardzo smutne, że ciągle u nas tak łatwo się dają nabrać ludzie na to, że krzyż staje się pretekstem do awantur bardzo niechrześcijańskich.

Śmierć za krzyż

Owe "niechrześcijańskie awantury" rozpoczęły się wraz ze wstępnymi rozmowami na temat usunięcia krzyża spod pałacu. W krótkim czasie zawiązał się komitet obrony, który dzień i noc pilnował drewnianego krzyża przed jego "wrogami". Jednym z nich miał być sam premier Tusk.

Obrońcy krzyża deklarowali, że gotowi są oddać życie (np. przez "rozszarpanie"), w obronie krzyża, który nagle stracił swój uniwersalny charakter i stał się dla nich wyłącznie symbolem tragedii w Smoleńsku.

20 lipca udało się zawrzeć porozumienie między Kancelarią Prezydenta, harcerzami i kurią, na mocy którego sporny krzyż zostanie przeniesiony do warszawskiego kościoła św. Anny. Z porozumienia cieszą się pracownicy kancelarii (którzy na oficjalnej stronie prezydenta RP podkreślili, że kościół jest "miejscem nieustannej modlitwy za tragicznie zmarłego Pana Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, jego Małżonkę oraz wszystkie ofiary katastrofy smoleńskiej"), a także duchowni św. Anny.

- Bardzo cieszymy się, że krzyż sprzed Pałacu znajdzie miejsce w naszym kościele - skomentował decyzję ks. Jacek Siekierski, rektor kościoła Św. Anny w rozmowie z TVP Info.

Krzyż w rękach żydów

Nie cieszą się tylko członkowie spontanicznie założonego komitetu obrony, którzy nadal pilnują przykrytego polską flagą krzyża. Efektem publicznej kłótni o krzyż jest też pozew, który wpłynął do Prokuratury Rejonowej Warszawa Śródmieście-Północ w Warszawie. Autorem pisma jest poseł Janusz Palikot, który postanowił ukarać tych, którzy pod Pałacem beztrosko obrzucali zwolenników przeniesienia krzyża epitetami "Żydzi, (...),Przyjaciele Ruskich i Niemców, Sprzedawcy Polski, Niepolacy, Zdrajcy" (cytat pochodzi ze strony internetowej posła Palikota).

Wyrok w Strasburgu, wrzawa w Polsce

Na krótko przed katastrofą w Smoleńsku uwagę Polaków elektryzowała sprawa krzyży wiszących we wrocławskim XIV Liceum Ogólnokształcącym. Troje uczniów tej szkoły, Zuzanna Niemier, Arkadiusz Szadurski i Tomasz Chabinka, zwróciło się do dyrektora z "uprzejmą prośbą o usunięcie symboli religijnych z terenu szkoły", ponieważ "umieszczanie symboli religijnych w publicznej instytucji odbierają jako przejaw faworyzowania przez szkołę konkretnego światopoglądu".

Uczniowie powołali się na wyrok Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, który 3 listopada 2009 r. stwierdził, że wieszanie w szkołach krzyży narusza "prawa rodziców do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami" i "wolności religijnej uczniów". Wzrok wzbudził ogromne kontrowersje we Włoszech (gdzie jeden z deputowanych w akcie protestu postawił w swoim ogrodzie wysoki na 5 metrów krzyż z białego marmuru), podobnie jak petycja uczniów w Polsce.

Europoseł Roman Legutko, w wywiadzie dla "Gazety Wrocławskiej", nazwał Niemier, Szadurskiego i Chabinkę "rozpuszczonymi smarkaczami, którzy czują się kompletnie bezkarni", a ich działania " typową szczeniacką zabawą". W odpowiedzi na tak ostre słowa dwoje z trojga uczniów zdecydowało się złożyć przeciwko Legutce pozew, w którym domagali się przeprosin i zadośćuczynienia.

Brak polskich symboli

- Ludzie odkryli więc możliwość prowadzenia polityki symbolicznej - mówi w wywiadzie dla "GW" prof. Drozdowski. - Tyle że Polacy nie dorobili się wielu wspólnotowych symboli. Mamy tylko barwy narodowe, godło i krzyż. Trochę rozumiem, że ludzie sięgają po niego jakby z automatu - wyjaśnił toczące się wokół krzyży spory.

Katarzyna Pruszkowska

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: W.E. | gazety | krzyż
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy