Papua-Nowa Gwinea - kraj ludożerców i Czarnego Jezusa

W Papui-Nowej Gwinei władze mają poważne zadanie: wytępienie kanibalizmu. W ostatnich paru latach krajem wstrząsnęły makabryczne przypadki konsumpcji ludzi...

Dwaj mali chłopcy, którzy bawili się na palmie kokosowej rosnącej nieopodal osiedla Hunter (prowincja Morobe we wschodniej części kraju), struchleli nagle ze strachu. Spostrzegli między krzewami na dole mężczyznę, jak ciągnął ok. 3-letnie dziecko.

Osobnik, nieświadomy, że jest obserwowany, brutalnie rzucił swoją zdobycz na trawę i usiadł obok. Jego oczy płonęły szaleństwem. Popatrzył na dziewczynkę, przełknął ślinę; w otwartych ustach błysnęły białe zęby.

Chłopcy spojrzeli na siebie przerażonym wzrokiem: To kanibal! Zgroza odjęła im mowę i kompletnie sparaliżowała, gdy mężczyzna wgryzał się w szyję dziecka!...

Reklama

Po chwili mała już nie żyła. Szaleniec otarł usta i wziął głęboki oddech. Wtedy coś go zaintrygowało na górze, uniósł głowę i zaczął wodzić wzrokiem po koronach drzew.

Gdy spojrzenia chłopców i wampira się spotkały, ten przez moment przypatrywał się malcom spode łba, po czym nagle wybuchnął dzikim śmiechem. Rechot wyrwał dzieciaki z odrętwienia. Błyskawicznie ześlizgnęły się z palmy i wrzeszcząc, co sił w nogach puściły się w stronę wioski. Ścigał ich śmiech potwora, ale on sam pozostał w buszu.

Dwaj świadkowie przerażającej sceny zaalarmowali mieszkańców i wkrótce uzbrojona grupa wieśniaków wyruszyła w pościg za kanibalem. Na miejscu, gdzie rozegrała się tragedia, znaleźli tylko rozszarpane ciałko 3-latki. Ruszyli dalej po śladach ludożercy. Niebawem dopadli go w pobliskim budynku protestanckiego Seminarium im. Marcina Lutra. Mężczyzna został obezwładniony i związany. Po chwili przyjechała policja, której go przekazano.

Ludożercą okazał się niejaki Rex Eric - ojciec zamordowanej dziewczynki! Jak ustalono, 9 października 2013 roku matka małej przybyła wraz z nią do miejscowości Lae, by odwiedzić Erica. Jej były kochanek zachowywał się jednak bardzo dziwnie.

- W pewnej chwili chwycił dziewczynkę i przeskoczywszy z nią ogrodzenie domu, zniknął w lesie - powiedział miejscowy radny, John Kenny, cytowany przez gazetę "Post-Courrier".

Kobieta próbowała odnaleźć w okolicy konkubenta i swoje dziecko, ale na próżno. Ślad po nich zaginął. Na razie nie zgłaszała jednak sprawy na policję, gdyż nie spodziewała się, że ojciec może zrobić córce jakąś krzywdę. Myślała, że po prostu coś mu odbiło i niebawem powróci z małą do domu.

Opętaniec w areszcie

Na przesłuchaniu w areszcie Rex Eric zachowywał się jak opętany. Policja poinformowała, że najprawdopodobniej zostanie oskarżony o umyślne morderstwo i kanibalizm. Śledztwo na razie się toczy i nie ustalono, jakie motywy kierowały szaleńcem. Być może chodziło o praktyki magiczne - jedząc ciało człowieka, ludożerca chciał uzyskać nadludzką moc.

Tragedia w Hunter wcale nie jest jakimś odosobnionym przypadkiem kanibalizmu dokonanego na dziecku. 9 lutego 2011 roku mieszkańców jednego z osiedli miasteczka Tabulil przeraziły potworne wrzaski. Ulicą biegła zapłakana kobieta, błagając o pomoc. Gdy nadjechała policja, wskazała swój dom, ale tak łkała, że funkcjonariusze nie mogli niczego zrozumieć. Policjant Peter Philip jako pierwszy wtargnął do środka.

 - Wierzcie albo nie, ale zobaczyłem człowieka, który jadł żywcem noworodka - powiedział potem mediom.

Po obezwładnieniu mężczyzny ustalono szczegóły dramatu. Zaczął się ok. 10 rano, gdy w obecności męża kobieta karmiła urodzoną przed tygodniem dziewczynkę, adoptowaną od jej siostrzenicy. Mąż nagle oznajmił, że Bóg nakazał mu zjeść dziecko. Wyrwał je z rąk żony, a gdy kobieta próbowała odebrać niemowlę, przewrócił ją i zaczął dusić, aż zemdlała. Kiedy po chwili się ocknęła, potwór przystąpił już do dzieła. Wtedy wybiegła z domu, wzywając pomocy.

Do interwencji doszło za późno; dziewczynka wkrótce zmarła. Ludożerca wygryzł części jej główki, szyi oraz piersi.

 Harem Czarnego Jezusa

Papua-Nowa Gwinea szybko się rozwija pod względem gospodarczym i cywilizacyjnym, lecz w wielu rejonach wciąż spotykane są praktyki rodem z najbardziej mrocznej przeszłości, w tym wampiryzm i kanibalizm. Co ciekawe, ostatnich przerażających zbrodni wcale nie dokonali "dzicy" tubylcy żyjący w społecznościach plemiennych, tylko ludzie pozornie cywilizowani. Choć nadal do swoich rytuałów malują ciała i zakładają maski demonów, to jednak na co dzień noszą spodnie i koszule, mają samochody i używają komórek.

Przykładem przenikania się cywilizacji jest nowogwinejski zbrodniarz Steven Tari, "Czarny Jezus", który zginął 29 sierpnia 2013 roku. Ten urodzony w 1971 roku gwałciciel, kanibal i morderca planował w młodości zostać pastorem. Studiował w Amron Bible College w miejscowości Madang (w północno-wschodniej Papui-Nowej Gwinei). Nie wiadomo, dlaczego porzucił naukę. Według niektórych relacji, został usunięty ze szkoły za kradzież; według innych, sam zrezygnował z nauki, gdy uznał, że tradycyjne chrześcijaństwo mu nie odpowiada.

Na początku ubiegłej dekady, pozostawiwszy swoje rzeczy w akademiku, udał się wraz z grupą przyjaciół w porośnięte dżunglą góry. Jako blisko 30-latek założył tam nową sektę religijną i ogłosił się "mesjaszem" i "Czarnym Jezusem". Dzięki silnej osobowości i niewątpliwej charyzmie lidera jego kult zgromadził w krótkim czasie ok. 6 tys. zwolenników. Silny w Papui Kościół luterański uznał Tariego za bluźniercę i wroga chrześcijaństwa.

"Czarnego Jezusa" rychło zaczął otaczać wianuszek skąpo ubranych młodych konkubin, zwanych dziewczętami-kwiatami. Były rekrutowane w okolicznych wioskach, przy czym akceptowano tylko dziewice. Lider sekty uprawiał z nimi seks, a gdy któraś nie miała akurat ochoty, gwałcił ją. Przełożoną haremu została niejaka Barmarhal Herman, która wprowadziła w krąg Tariego również swoją córkę - 13-letnią Ritę.

W 2005 roku za "Czarnym Jezusem" wydano list gończy. Zaczęto go ścigać na podstawie nowogwinejskiej ustawy wymierzonej w sekty i czarownictwo. Zakazuje ona składania obietnic zapewnienia materialnej pomyślności w zamian za przyłączanie się do nowych kultów. Jeszcze w tym samym roku Tari został nawet aresztowany, ale niestety na krótko.

Na policję zgłosił się luterański pastor, Logan Sapus, przekonując, że jest byłym znajomym sekciarza i chce nakłonić go do skruchy. Duchownego dopuszczono do aresztanta, nie spodziewając się, że są w zmowie. Korzystając z pomocy Sapusa, Tari uciekł z aresztu i ponownie zniknął w górach. Okazało się, że pastor Sapus już jakiś czas temu potajemnie porzucił chrześcijaństwo i przystał do sekty "Czarnego Jezusa".

Wróciwszy do dżungli, Tari otoczył się legionem uzbrojonych ochroniarzy i zaczął terroryzować okoliczne wioski. Niszczył kościoły protestanckie, zmuszał wieśniaków do składania mu deklaracji wierności, porywał kolejne dziewice. Jego harem bardzo się rozrósł, a najmłodsze konkubiny miały po... 8 lat!

W październiku 2006 roku "Czarny Jezus" uznał, że mała Rita Herman jest już gotowa, by poświęcić mu swoje ciało - ale nie tylko. Na jego rozkaz Barmarhal przyprowadziła córkę do domu "mesjasza". Nakazała jej być posłuszną i okazać wdzięczność przywódcy, który poprzez cielesne obcowanie chce pobłogosławić całą ich rodzinę. Powiedziała też, że w zamian za jej uległość rodzina Hermanów otrzyma od "Czarnego Jezusa" wspaniałe dary.

"Ceremonii" asystowało kilkoro innych członków sekty. Rita opierała się, więc została obezwładniona i zgwałcona. Następnie Tari zamordował dziewczynę, wielokrotnie dźgając ją nożem. Potem zaczął zdzierać z niej płaty skóry i częstować nimi obecnych. Członkowie sekty jedli je i popijali krwią zamordowanej. Ucztował też oczywiście sam Tari. Wierzył, że ciało świeżo pohańbionej dziewicy zapewni mu magiczną moc i zdrowie.

W 2007 roku wyczerpała się cierpliwość wieśniaków mieszkających w sąsiedztwie siedziby "Czarnego Jezusa". Skrzyknęli się i w uzbrojonej grupie ruszyli w stronę jego obwarowanej osady położonej w trudno dostępnym rejonie gór. Udało im się zaskoczyć sekciarzy - obezwładnili wartowników i złapali przywódcę. W czasie walki Tari został ranny. Wieśniacy chcieli zadzwonić z telefonów komórkowych po policję, ale nie mogli złapać sygnału. Jeden z nich wspiął się jednak na drzewo i stamtąd udało mu się nawiązać połączenie. Policja przybyła na miejsce i zgarnęła pokrwawionego, półprzytomnego "mesjasza".

Po wylizaniu się z ran przywódca sekty znów próbował uciec z więzienia, ale tym razem na próżno. W październiku 2007 roku stanął wreszcie przed sądem, nie korzystał z pomocy adwokata. Bronił się, powołując na... zasadę wolności religijnej!

- Te kobiety były dziewczętami-kwiatami i spełnia- ły swoją rolę, co jest częścią religii - mówił, pytany o gwałty.

Kanibalizmu i morderstw nie udało mu się wówczas udowodnić. Proces ciągnął się przez 3 lata; w październiku 2010 roku zbrodniarz został skazany na 20 lat więzienia za cztery gwałty. 

Zemsta wieśniaków

21 marca 2013 roku doszło do zbiorowej ucieczki z więzienia Beon położonego w prowincji Madang; zza krat wydostało się 48 skazanych, w tym "Czarny Jezus". Władze wpadły we wściekłość, nakazując policji odszukać sekciarza za wszelką cenę.

Tari powrócił w okolice Madang i został entuzjastycznie przywitany przez swoich wyznawców. Zatrzymał się we wsi Gal, ale nie zamierzał przebywać tam długo. Wiedząc, że trudno mu będzie uniknąć ponownego aresztowania, postanowił uciec z Papui-Nowej Gwinei. Prawdopodobnie planował przedostać się do stolicy, a stamtąd wylecieć z grupą zwolenników do Izraela. Zaczął się przygotowywać do wyjazdu, lecz nie zaprzestał tradycyjnych rytuałów.

Rozkazał jednej ze swoich wiernych, Merigin Wagum, przyprowadzić sobie jej 15-letnią siostrzenicę Rosę. Wagum posłusznie wykonała polecenie i dostarczyła dziewczynkę. Sekta zorganizowała rytuał, w trakcie którego Tari zgwałcił i zamordował nastolatkę. Sekciarze przyprowadzili też swemu liderowi dwie kolejne ofiary: 10-latkę i 14-latkę. Czekały na swój los, który miał się dokonać podczas pożegnalnej uczty przed wyjazdem guru.

Wyznawcy "mesjasza" kupili świnię i zaczęli przygotowania do wielkiej uczty. Po okolicy rozniosły się już jednak wieści o zaginięciu trzech dziewczynek i mieszkańcy wpadli we wściekłość. 31 sierpnia 2013 roku ok. 80 uzbrojonych mężczyzn podzieliło się na trzy grupy, które miały zaatakować dom Tariego z różnych stron. Wczesnym rankiem zaczęli się podkradać pod siedzibę sekty.

Na umówiony znak pierwsza grupa ruszyła prosto na dom "Czarnego Jezusa". Gdy wtargnęli do zagrody, Tari dokonywał akurat porannych rytualnych ablucji. Ujrzawszy uzbrojonych mężczyzn, zaczął uciekać. Wybiegł tylnym wejściem z zagrody, ale wpadł prosto na drugą grupę. Bronił się zaciekle i zranił dwóch wieśniaków. W końcu powalili go jednak na ziemię i zaczęli tłuc bambusowymi kijami i dźgać nożami. Po kilku minutach ciało proroka zamieniło się w krwawą miazgę.

- Miał pocięte ręce, nogi, piersi i brzuch, z którego jelita wypłynęły na wierzch - relacjonował dr Juith Gawi, który dokonał obdukcji zabitego.

Trzecia grupa mężczyzn ruszyła w pościg za 15-letnim Matusem Ogmabą, głównym "asystentem" Tariego. Gdy go dopadli, został zatłuczony podobnie jak jego ukochany "mesjasz". Zwłoki obydwu wykastrowano, po czym wrzucono do płytkiego dołu i przysypano ziemią. 14-latka, która miała być kolejną ofiarą, została uwolniona. Nie odnaleziono jednak 10-latki; niewykluczone, że Tari zdążył ją zamordować.

Niebawem na miejscu pojawiła się policja. Wykopano pocięte nożem zwłoki Rosy Wagum i aresztowano jej ciotkę oraz ojca. Okazało się, że Panu Wagum wyraził zgodę na rytualny mord na własnej córce, a potem razem z siostrą zakopał jej ciało. Ekshumowano też szczątki "Czarnego Jezusa" i Matusa Ogmaby.

- Tari został zabity i jego kult umiera wraz z nim. Jeśli usłyszę jeszcze o jakichś wyznawcach, powrócę tu znowu z moimi ludźmi - zapowiedział prokurator Ray Ban.

Kanibale kontra czarownicy

W lipcu 2012 roku policja przeprowadziła w Madang obławę na gang ludożerców, aresztując 28 osób. Oskarżono ich o zamordowanie i zjedzenie siedmiu ludzi. Okazało się, że zarówno mordercy, jak i ofiary wierzyły w czarną magię. Zamordowani tworzyli grupę tzw. sanguma, czyli "rzucających uroki". Działali przez długi czas jak gang wymuszający haracze, stosując jednak nieco inne metody niż podobne grupy w Europie - grozili ludziom, że jeśli nie będą płacić, to... za pomocą zaklęć sprowadzą na nich rozmaite nieszczęścia.

Za trzymanie na wodzy swoich ponadnaturalnych złych mocy inkasowali pieniądze i dostawali kobiety, z którymi uprawiali seks. Otrzymawszy stosowną zapłatę, używali też swoich "nieziemskich zdolności" do wykonywania różnych zadań dla klientów - np. zaszkodzenia konkurentom w interesach czy pomocy w uwiedzeniu kobiety.

Operatywni członkowie grupy czarowników szybko się bogacili, co zaczęło wzbudzać u wielu osób naturalną zazdrość. Zawistnicy zawiązali wkrótce spisek i postanowili przejąć ich... nadnaturalne moce. Jak mogli tego dokonać? Oczywiście mordując czarownika i zjadając jego ciało.

Jak podał szef policji w Madang, Anthony Wagambie, grupa ludożerców zamordowała po kolei siedmiu czarowników. Po każdym zabójstwie zjadano na surowo mózg ofiary, natomiast z penisa gotowano zupę. Wykorzystawszy te najważniejsze organy, stopniowo spożywano potem pozostałe części ciała. Cztery ofiary prawdopodobnie zostały zjedzone w całości.

- Sprawcy nie uważali, że robią coś złego. Podczas śledztwa otwarcie przyznawali się do tego - powiedział Wagambie agencji AP.

Jak dodał, zabójcy wierzyli, że zjadając czarowników, zyskają cały szereg nadnaturalnych właściwości, w tym... całkowitą odporność na pociski z broni palnej! Podczas przesłuchań niektórzy ludożercy przekonywali śledczych, że głównym powodem polowania na czarowników było pobieranie przez nich zapłaty w formie usług seksualnych.

- Jest niezgodne z naszymi obyczajami i z naszą moralnością, żeby czarownik sypiał z żoną albo córką mężczyzny, dla którego odprawia czary - powiedział jeden z morderców, cytowany przez nowogwinejską gazetę "The National".

Czary ery komórek

13 lipca 2013 roku wszystkie 28 osób uczestniczących w zbrodniach, mężczyzn i kobiety, oskarżono o umyślne morderstwa i kanibalizm. Sprawcy rzezi na czarownikach nie mogą obecnie liczyć na łagodność sądów. Niedawno zniesiono w Papui ustawę z 1971 roku nakazującą sędziom traktować jako okoliczność łagodzącą przekonanie zabójcy, że jego ofiara stosowała praktyki magiczne. Dzięki temu prawu wielu morderców domniemanych czarowników otrzymywało niskie wyroki.

Zdaniem Anthony’ego Wagambiego, na północnym wschodzie Papui-Nowej Gwinei kanibalizm może obecnie praktykować od 700 do 1000 osób. Choć policja prowadzi obławy na siedziby ludożerczych sekt, tego zjawiska nie da się jednak łatwo wyplenić. Cywilizacja zupełnie przekształciła życie tradycyjnych wspólnot, doprowadziła do zniknięcia wielu plemion żyjących na sposób pierwotny, jednak część wierzeń i zabobonów przetrwała i nadal okazuje się niezwykle żywotna. 

Dochodzi też do sytuacji paradoksalnych: niektóre żyjące w dżungli plemiona, o których wiadomo, że w przeszłości praktykowały kanibalizm, porzuciły już definitywnie te praktyki. Tymczasem okazuje się, iż odradzają się one w miejscach, w których ludzie od dawna korzystają już z dobrodziejstw cywilizacji, którzy ukończyli szkoły i używają komórek i komputerów.

Według posła do nowogwinejskiego parlamentu, Kena Fairweathera, kanibalizm trudno będzie wytępić bez wykorzenienia wiary w magię - puripuri.

- U nas prawie każdy w to wierzy. Nawet wśród elity politycznej czy biznesowej są liderzy, którzy odczuwają strach przed puripuri. To część naszej kultury - powiedział poseł, cytowany przez ABC News. Fairweather jest zwolennikiem teorii, że czarownictwo w Papui-Nowej Gwinei łączy się ściśle z jedną z najpoważniejszych chorób tropików - malarią.

- W rejonach, gdzie występuje wysoka zachorowalność na malarię i gdzie jest dużo komarów malarycznych, obserwujemy również nasiloną skłonność do wiary i praktykowania puripuri. Wiąże się to z symptomami choroby: urojeniami i halucynacjami - stwierdził.

Marcin Szymaniak

Śledztwo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy