Jedwabny Szlak: Najniebezpieczniejsze miejsce w całej sieci

FBI twierdzi, że Ross William Ulbricht stworzył w internecie narkotykowe imperium. Jego znajomi mówią, że to niemożliwe!

2 października 2013 roku w San Francisco, w miejscowej bibliotece publicznej, dokładnie kwadrans po 15 czasu lokalnego, zapanował niespotykany w tym miejscu rwetes.

W dziale z literaturą science fiction kilkunastu mężczyzn wyjęło nagle z kieszeni pistolety i legitymacje Federalnego Biura Śledczego (FBI). Podbiegli do niepozornego szatyna, który siedział pochylony nad laptopem. Wykręcili mu ręce i zakuli w kajdanki, po czym w pośpiechu wyprowadzili chłopaka z pomieszczenia. Do jego komputera podeszło kilku facetów. W skupieniu patrzyli na ekran monitora.

"To wszystko wyglądało jak scena z filmu sensacyjnego - powiedziała dziennikarzowi "The Daily Telegraph" podenerwowana bibliotekarka Michelle Jeffers, naoczny świadek całego zajścia. - Usłyszałam tylko, jak agent FBI zwrócił się do niego: Pan Ross William Ulbricht? Jest pan aresztowany pod zarzutem handlu narkotykami, prania brudnych pieniędzy i zlecenia zabójstwa".

Reklama

Nowe możliwości

Cichy i skromny Ross Ulbricht stworzył prawdopodobnie największą na świecie wirtualną giełdę, na której handlowano narkotykami. Portal nazywał się Silk Road, czyli Jedwabny Szlak. Nazwa nawiązuje do określenia drogi handlowej, która od III wieku p.n.e. do XVII wieku n.e. łączyła Azję z Europą. Starożytni kupcy w obie strony przewozili tą trasą produkty z krajów Dalekiego Wschodu, Półwyspu Arabskiego i terenów na zachód od Uralu.

Postęp technologiczny otworzył przed dilerami nowe możliwości rozwoju. Wszak handel narkotykami to niezwykle niebezpieczne zajęcie. Dilerzy muszą uważać nie tylko na policję, ale również na konkurencyjne gangi. Codziennością są ciężkie pobicia, a nawet morderstwa. Stąd pomysł, by obrót zakazanymi substancjami psychoaktywnymi przenieść do świata wirtualnego, mógł się wydawać trafiony...

Biznes wart miliard

Jedwabny Szlak pojawił się w sieci na przełomie stycznia i lutego 2011 roku. Początkowo wirtualne stragany Silk Road "uginały się" od substancji psychoaktywnych. Sprzedawcy oferowali dziesiątki rodzajów marihuany, najwyższej jakości marokański haszysz oraz grzyby halucynogenne. Nie mogło zabraknąć także twardych substancji: heroiny, kokainy, metaamfetaminy i LSD.

Choć w zamyśle właściciela Jedwabny Szlak miał być tylko giełdą narkotykową, popyt szybko zmodyfikował początkowe plany. Handlarze błyskawicznie zwietrzyli szansę na sprzedaż innych nielegalnych produktów i usług, których zbyt - poza internetem - jest trudny i niebezpieczny.

I tak już po paru miesiącach od debiutu w cyberprzestrzeni asortyment Jedwabnego Szlaku powiększył się o fałszywe dokumenty tożsamości, skradzione karty kredytowe, dziecięcą pornografię i najróżniejszą broń. Nie brakowało także specjalistycznych poradników o wiele mówiących tytułach: "Jak okraść bankomat?" czy też "Jak skonstruować bombę?".

Oprócz tego na Silk Road rozwinął się specyficzny dział zleceń - swoje oferty zamieszczali choćby hakerzy, którzy oferowali włamania do skrzynek mailowych osób wskazanych przez zleceniodawcę, a nawet płatni zabójcy!

Dostęp dla każdego

Mechanizm korzystania z giełdy był niezwykle prosty - ograniczał się do czterech punktów. Po pierwsze, należało zarejestrować bezpłatne konto. Następnie klient wybierał interesujący go produkt, po czym za niego płacił. Ostatnim krokiem było wskazanie adresu, pod który poczta lub firma kurierska miała dostarczyć przesyłkę. Tym samym narkotyki, broń czy fałszywe dokumenty rozprowadzała zazwyczaj... amerykańska poczta, bo to z jej usług najchętniej korzystali klienci Jedwabnego Szlaku.

Wszystko odbywało się anonimowo, bowiem użytkownicy Silk Road posługiwali się pseudonimami (Ulbricht najczęściej używał ksywki "Dread Pirate Roberts" od imienia postaci z filmu familijnego "Narzeczona księcia"). Również przelewy internetowe były realizowane incognito.

Na Jedwabnym Szlaku służyły do tego bitcoiny -  wirtualna waluta, która nie ma swego namacalnego odpowiednika (tym różni się np. od złotówek, euro czy funtów szterlingów). Jej niebagatelną zaletą jest, że posiadacze bitcoinów pozostają anonimowi, gdyż wszystkie transakcje są realizowane z pominięciem banków.

Silk Road funkcjonował na podobnej zasadzie, co legalnie działające sklepy internetowe: właściciel portalu pobierał 10 proc. prowizji od każdej dokonywanej sprzedaży. Interes kwitł tak dobrze, że na giełdzie było zatrudnionych kilkanaście osób. Każda z nich doglądała transakcji dokonywanych w powierzonym jej dziale. Praca była doskonale płatna. Według ustaleń FBI, miesięczne zarobki pracowników Jedwabnego Szlaku wynosiły średnio 6 tys. dolarów!

O skali przedsięwzięcia, jakim był Silk Road, świadczą inne liczby: w ciągu 2,5 roku zawarto ponad 1,2 mln transakcji na łączną kwotę 1,2 mld dolarów!

Milioner w przebraniu

Podejrzany o stworzenie giełdy Ross Ulbricht wychowywał się w Austin, stolicy stanu Teksas. Rodzinne strony opuścił zaraz po ukończeniu szkoły średniej. Przeniósł się do Dallas, studiował tam fizykę na Uniwersytecie Teksańskim. Po zdobyciu dyplomu Ulbricht imał się różnych dorywczych zajęć. Wielokrotnie zmieniał też miejsce zamieszkania; spędził m.in. kilka miesięcy w Australii. W końcu osiadł w San Francisco. W chwili aresztowania miał 29 lat.

Według FBI, Ulbricht ukrył na różnych kontach internetowych ok. 80 mln dolarów! Jednak żył bardzo skromnie. Wynajmował niewielki pokój w mieszkaniu, które... dzielił z dwoma współlokatorami. Nigdy nie palił papierosów, alkohol pił tylko okazjonalnie. W przeszłości lubił grać na perkusji, wolne chwile spędzał na nauce salsy i pieszych górskich wycieczkach.

Bliżsi i dalsi jego znajomi byli w totalnym szoku, gdy media podały informację, że Ross Ulbricht został aresztowany za handel narkotykami, pranie brudnych pieniędzy i hakerstwo.

"Dread Pirate Roberts"

Śledztwo w sprawie Jedwabnego Szlaku toczyło się od października 2011 roku. Prowadziło je FBI i nowojorska prokuratura. W ciągu 2 lat agenci federalni dokonali ponad stu kontrolowanych zakupów narkotyków - sprzedawcami byli użytkownicy zalogowani na stronie Jedwabnego Szlaku. Zdecydowana większość przesyłek potwierdziła najgorsze obawy pracowników FBI - towar był autentyczny i na dodatek bardzo wysokiej jakości.

Pierwsze podejrzenia, że "Dread Pirate Roberts" ("DPR") i Ross William Ulbricht to ta sama osoba pojawiły się w 2012 roku. Federalni informatycy odkryli wówczas, że Ulbricht - pod swoim nazwiskiem - zamieścił w internecie kilka kryptoreklam giełdy Silk Road.

Agenci FBI zauważyli także, że "Dread Pirate Roberts" udziela się na różnych forach sieci TOR. Jednak osoba posługująca się tą ksywką popełniła karygodny błąd. Pod postami podpisywała się pseudonimem, a w rubryce z adresem mailowym podała swój prawdziwy adres internetowy: rossulbricht@gmail.com...

Śledztwo nabierało tempa. Dochodzeniem kierował agent Christopher Tarbell. To on dokonał większości spośród setki kontrolowanych zakupów. Wcielił się również w... płatnego zabójcę, którego chciał wynająć właściciel giełdy. Okazało się bowiem, że jeden z pracowników Silk Road zaczął szantażować swojego pracodawcę.

Mężczyzna o pseudonimie "Przyjazny Chemik" (ang. Friendly Chemist) groził, że jeśli nie otrzyma pół miliona dolarów, ujawni organom ścigania dane 2 tys. użytkowników Jedwabnego Szlaku. Według FBI, Ulbricht postanowił pozbyć się szantażysty. Sprawa jest bardzo niejasna. Wciąż nie ujawniono, jak doszło do tego, że poszukujący płatnego cyngla "Dread Pirate Roberts" skontaktował się akurat z agentem federalnym.

Wiemy natomiast, co stało się później. Zdaniem prokuratury, Ulbricht negocjował z Tarbellem stawkę za wykonanie zlecenia. Ustalono ją ostatecznie na kwotę 150 tys. dolarów. Ross przelał kilerowi całą sumę oraz przesłał dane "Przyjaznego Chemika" - jego imię, nazwisko i adres. Zażądał też dowodu wykonania zlecenia: chciał zobaczyć zdjęcia zamordowanego szantażysty. Federalni okazali się wyśmienitymi profesjonalistami: na skrzynkę mailową "DPR" powędrowały doskonale spreparowane fotografie "martwego" pracownika Silk Road.

Historia zatoczyła koło

FBI i prokuratorzy nadal nie mieli jednak żadnego mocnego dowodu, który potwierdzałby, że "Dread Pirates Roberts" i Ross Ulbricht to ta sama osoba.

Przełom w śledztwie nastąpił 10 lipca 2013 roku. Tego dnia podczas rutynowej kontroli na granicy z Kanadą pracownicy amerykańskiego urzędu celnego przechwycili paczkę, która zawierała dziewięć dokumentów tożsamości. Choć każdy z nich wystawiony był na inne nazwisko, to na zdjęciach widniała twarz tego samego mężczyzny. Agenci federalni udali się pod adres podany na przesyłce. Drzwi otworzył im... Ross William Ulbricht.

Wciąż jednak brakowało dowodów, że właśnie Ulbricht zamówił lewe dokumenty. Ross przekonywał, że to jakiś żart albo prowokacja, a fałszywe dowody tożsamości każdy może zamówić na... Silk Road. Agenci grzecznie podziękowali za współpracę i wyszli. Ulbricht zapewne nie zastanawiał się, dlaczego na ich twarzach pojawił się uśmiech.

Co było później? FBI i prokuratura odmawiają wszelkich komentarzy w tej sprawie ze względu na dobro śledztwa. Do momentu rozpoczęcia procesu nie ujawnią żadnych informacji dotyczących sposobu, w jaki udało im się zdobyć na tyle mocne dowody, aby aresztować Ulbrichta.

Do wiadomości publicznej podano natomiast, że podczas zatrzymania w bibliotece Ross Ulbricht był zalogowany na kilku portalach, w tym na Jedwabnym Szlaku. W tym kontekście nowego znaczenia nabiera pewna kwestia. Otóż chwilę po zatrzymaniu domniemanego właściciela Silk Road przestał działać, a na stronie internetowej pojawił się komunikat, że została zamknięta przez FBI. Zdaniem specjalistów potwierdza to podejrzenia prokuratorów i agentów federalnych.

Ross Ulbricht został oskarżony o handel narkotykami, hakerstwo, pranie brudnych pieniędzy oraz zlecenie morderstwa. Ulbricht nie przyznaje się do winy, twierdzi, że go wrobiono. Jego adwokatem został nowojorski prawnik Joshua L. Dratel.

Jak dziś wygląda internetowy rynek narkotykowy? Niestety, niewiele się zmieniło. Kanał CNN Money podał, że już 6 listopada 2013 roku wystartował Silk Road 2.0. Jego założycielem jest były administrator giełdy zamkniętej przez FBI. Na Jedwabnym Szlaku znowu można kupować narkotyki. Właściciel zmienił swój dotychczasowy pseudonim. Dziś podpisuje się jako "Ross Ulbricht".

Miłosz Gerlich

Śledztwo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy