"Gawron" - okręt, który zatopił budżet marynarki

Projekt „Gawron” miał być chlubą Polskiej Marynarki Wojennej. Miało powstać w sumie 7 nowoczesnych korwet. Dzisiaj, po 14 latach, ledwie udaje się skończyć jeden okręt. I to praktycznie ogołocony z uzbrojenia.

Kiedy listopadzie 2001 roku podpisywano kontrakt na budowę siedmiu korwet, mówiono, że jest to największe seryjne zamówienie na nowe okręty dla Polskiej Marynarki Wojennej od lat. Faktycznie, porównywalnie długą serię dużych jednostek bojowych ostatnim razem zamówiono przed... II wojną światową. 26 stycznia 1933 roku podpisano umowę na budowę 4 trałowców, którą później rozszerzono o kolejne dwie jednostki. Ba! Nawet uzbrojenie obu okrętów można porównać (oczywiście zachowując pewną dozę zdrowego rozsądku i biorąc pod uwagę ponad 80 lat różnicy w rozwoju broni).

Reklama

Początki projektu "Gawrona" sięgają 1998 roku, kiedy admirał Ryszard Łukasik przedstawił plan rozbudowy floty. Zawierał on między innymi plany budowy siedmiu korwet wielozadaniowych. Do przetargu na projekt nowego okrętu stanęło kilka firm, wśród których prym wiodło Corvette Consortium, skupione wokół potentata - niemieckiej stoczni Blohm und Voss z Hamburga.

To właśnie projekt niemieckiego konsorcjum okazał się najlepszy i dokonano zakupu dokumentacji oraz licencji na budowę okrętu w Polsce. Sama dokumentacja "Gawrona" i dostosowanie jej do polskich warunków, jak mówi się nieoficjalnie, kosztowały prawdopodobnie ok. 20 mln złotych. Okręt skonstruowano na podstawie założeń MEKO, czyli "Mehrzweck-Kombination"(z niem.: uniwersalne połączenie). Okręty lub licencję na ich budowę zakupiły dotychczas Niemcy i 11 innych państw, w tym Polska.

Również nieoficjalnie mówiło się, że niemiecka stocznia zaproponowała budowę pierwszej jednostki w Hamburgu, przy udziale polskich stoczniowców i z użyciem polskich materiałów. Strona polska jednak się na to nie zgodziła. Budowę okrętu rozpoczęła Stocznia Marynarki Wojennej, która kończy właśnie budowanie prototypu. W tym czasie Niemcy zwodowali i wprowadzili do służby 8 takich okrętów, a 4 kolejne są w budowie.

Oszczędności i cięcia

Kiedy podpisywano umowę ze Stocznią Marynarki Wojennej w Gdyni, planowano, że pierwsza jednostka będzie ukończona w ciągu niecałych 4 lat, do końca czerwca 2005 roku. Na realizację tego programu na lata 2001-2006 przeznaczono 497 milionów złotych, a podczas uroczystości położenia stępki nieoficjalnie mówiło się, że koszt budowy jednego okrętu wyniesie od 250 do 300 milionów złotych.

Na początku cały projekt wydawał się mieć szanse powodzenia: była wola ze strony PMW, polityków i stoczni. Brakowało jedynie gwarancji finansowych, ale politycy w rządzie byli skłonni ich udzielić. W 2002 roku w Hucie Częstochowa zaczęto produkcję blach na pierwsze sekcje okrętu. Jednak kilka dni później, we wrześniu, PWM odstąpiła od pierwotnego kontraktu, rezygnując z pięciu jednostek typu "Gawron". Niedługo później kontrakt ograniczono do jednej korwety, z opcją na kolejną, pod warunkiem, że pierwsza zostanie wprowadzona do służby i przejdzie testy.

Taki obrót rzeczy związany był z nadzieją PMW na otrzymanie dodatkowych środków z budżetu, co niestety nie nastąpiło. "Gawron", mimo starań admiralicji i polityków, nigdy nie uzyskał statusu programu rządowego, co spowodowało, że marynarka musiała sobie radzić sama z finansowaniem projektu. Spowodowało to zagrożenie dla płynności finansowej Stoczni Marynarki Wojennej, która wcześniej zainwestowała ogromne pieniądze w otworzenie linii produkcyjnej dla okrętów budowanych seryjnie, na zakup urządzeń i materiałów.

Jak pisał w swoim raporcie Mateusz Ossowski: "Należy powiedzieć, że dla stoczni w Gdyni projekt budowy typoszeregu Gawron przyniósłby zyski dopiero po wybudowaniu trzech jednostek. Ostatecznie przez Ministerstwo Obrony Narodowej została podjęta decyzja o praktycznym zawieszeniu programu budowy korwety ORP Ślązak (241)". Tym samym działania PMW i MON "dobiły" stocznię.

Taka decyzja ministerstwa oznaczała, że okręt będzie budowany wówczas, gdy na koncie PMW pojawią się dodatkowe środki. Stocznia miała zablokowaną pochylnię, na której nic się jednak nie działo, a pozostałe stały puste, ponieważ firma nie miała środków na inwestycje. W tym czasie, kiedy Stocznia Marynarki Wojennej chyliła się ku upadkowi, kadłub okrętu nie był nawet na ukończeniu. Zastanawiano się, co dalej z projektem, ponieważ już wtedy kosztował on podatników ponad 200 milionów złotych, czyli prawie tyle, ile miał kosztować gotowy okręt!

Pierwsze wodowanie i prokurator

Zgodnie z założeniami "Programu rozwoju Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej w latach 2007 - 2012" i "Programu rozwoju Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej na lata 2009 - 2018" Polska Marynarka Wojenna miała otrzymać priorytet rozwoju. W obu programach zakładano, że korweta zostanie oddana do służby w 2015 roku.

Tuż po wejściu w życie obu planów odbyło się pierwsze techniczne wodowanie okrętu, który był już wyposażony we wszystkie największe urządzenia wewnętrzne. Następnie planowano instalować pozostałe mechanizmy. Niestety, nie doszło do tego, ponieważ minister Bogdan Klich ponownie zawiesił program.

Rzecznik MON Jacek Sońta podkreślał wówczas, że eksperci i wojskowi rozważali trzy opcje. "Pierwszym wariantem była kontynuacja budowy korwety z koniecznym finansowaniem, nawet w granicach miliarda złotych. Drugi wariant zakładał rezygnację z projektu i oddanie okrętu na złom, gdyż nie było zainteresowania odkupieniem kadłuba. Trzeci zaś przewidywał wykorzystanie już zbudowanej platformy i przerobienie na okręt patrolowy" - wyjaśniał Sońta.

W ten sposób umarł "Gawron", a narodził się "Ślązak".

"Ślązak"

W ramach przebudowy zrezygnowano z planowanego wcześniej przeciwokrętowego i przeciwlotniczego uzbrojenia rakietowego, a także z systemów zwalczania okrętów podwodnych. Okręt miał otrzymać jedynie działo OTO-Melara kal. 76 mm, dwa rosyjskie działka przeciwlotnicze kalibru 30 mm AK-630M, które zostały zdemontowane z wycofanych okrętów typu Tarantul-I, cztery ręczne wyrzutnie rakiet krótkiego zasięgu i cztery karabiny maszynowe.

Ministerstwo Obrony Narodowej informowało wówczas, że w przyszłości "Ślązak" będzie miał następujące zadania:

  • zwalczanie celów nawodnych uzbrojeniem artyleryjskim średniego kalibru;
  • wykrywanie i zwalczanie celów powietrznych uzbrojeniem artyleryjskim i rakietowym bliskiego zasięgu;
  • zwalczanie mniejszych jednostek i zagrożeń asymetrycznych;
  • patrolowanie i ochrona torów podejściowych, a także morskich linii komunikacyjnych;
  • prowadzenie kontroli morskich szlaków żeglugowych podczas realizacji zadań reagowania kryzysowego oraz jako element sił wielonarodowych;
  • eskortowanie i ochrona jednostek komercyjnych, ochrona instalacji i infrastruktury morskiej;
  • zwalczanie piractwa i terroryzmu morskiego oraz przemytu broni i narkotyków, a także przeciwdziałanie nielegalnej emigracji;
  • zdolność do współpracy z siłami specjalnymi w zakresie zabezpieczenia ich działań (w tym ich transport, wysadzanie, odzyskiwanie i ograniczone wsparcie ogniowe).


Jednak ze świecą szukać na świecie okrętu patrolowego, którego podstawowym zadaniem jest zwalczanie celów nawodnych uzbrojeniem artyleryjskim. Ba! Ciekawe, jakie to cele mogłyby być na Bałtyku? Łodzie rybackie przewożące kontrabandę? Czy piraci, którzy przenieśliby się z Rogu Afryki nad helskie plaże?

Wówczas do akcji wkroczyła Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Poznaniu. Śledztwo rozpoczęto w 2010 roku pod zarzutem ewentualnych nieprawidłowości w zakresie udzielenia zamówienia na budowę korwety "Gawron". Śledczy byli zdania, że "stocznia nie spełniała określonych w specyfikacji wymogów, m.in. dotyczących posiadania stosownych zabezpieczeń odnośnie do informacji niejawnych. W dodatku nie znajdowała się w sytuacji finansowej, która nie zapewniała wykonanie zamówienia" (sic!).

Śledztwo umorzono 20 stycznia 2014 roku, nie znajdując dowodów na postawione zarzuty albo o nich nie wspominając. Nieoficjalnie, wśród ludzi związanych z wojskiem, mówi się, że prokuratorzy prowadzący sprawę trafili na ścianę milczenia. Po zamknięciu śledztwa rzecznik prokuratury wojskowej ppłk Stanisław Schewe tłumaczył: "Śledztwo zostało umorzone ze względu na to, że nastąpiło przedawnienie karalności czynu. Podpisanie umowy przez dowództwo Marynarki Wojennej miało miejsce w 2001 r., a ewentualny czyn karalny ma pięcioletni okres przedawnienia".

Tym samym nie znaleziono winnych utopienia kolejnych setek milionów złotych. Wówczas projekt kosztował już podatników oficjalnie 650 milionów złotych i nie zapowiadało się, że na tym się skończy.

Drugie wodowanie

16 grudnia 2014 roku ok. godziny 8.30 kadłub "Ślązaka" podczepiono do dwóch holowników. Wyprowadziły go one z niecki podnośnika i przeholowały do nabrzeża. Tam jednostka na chwilę zacumowała. Przez mniej więcej półtorej godziny była przygotowywana do kolejnego etapu prac. Kluczowy moment nastąpił przed południem.

Media branżowe pisały, że "Wodowanie techniczne 'Ślązaka' ma dla polskiej armii niemałe znaczenie symboliczne". Szef Departamentu Prasowo-Informacyjnego, kmdr Janusz Walczak chwalił się: "Do tej pory sporo mówiliśmy o modernizacji marynarki wojennej. Teraz ważny element tego procesu można było zobaczyć na własne oczy. Kadłub okrętu jest gotowy w 98 procentach".

"Wkrótce rozpocznie się montaż uzbrojenia. 'Ślązak' będzie gotowy w 2016 roku. Zaawansowane są też prace nad kolejnymi projektami modernizacyjnymi. Dotyczą one choćby pozyskania nowych okrętów podwodnych. Nadrabiamy zaległości" - dodawał kmdr Walczak.

Czy można podzielać radość oficerów marynarki? Raczej nie.

Bo czy można się cieszyć z tego, że po ponad 13 latach budowy przeprowadzono dopiero drugie techniczne wodowanie okrętu, który pierwotnie miał być korwetą o silnym uzbrojeniu, składającym się z jednego zestawu artyleryjskiego OTO-Melara kalibru 76 mm, model Compact,  czterech lub sześciu wyrzutni pocisków przeciwokrętowych, jednej wyrzutni rakiet przeciwlotniczych, systemu ZOP z sonarem i dwoma potrójnymi wyrzutniami torped 324 mm dla torped MU90 IMPACT, a skończył jako przerośnięty patrolowiec o symbolicznym wręcz uzbrojeniu?

Wojskowi twierdzą, że kiedy znajdą się pieniądze, będzie można uzbroić okręt w silosy z rakietami przeciwlotniczymi. Jednak można do tych informacji podchodzić sceptycznie, jeśli się spojrzy na okręty projektu 660, które weszły do służby w pierwszej połowie lat 90., a swoje docelowe uzbrojenie rakietowe otrzymały dopiero po roku 2006.

Chrzest

Opisana epopeja ma się skończyć w marcu 2016 roku. Wówczas okręt ma być gotowy do służby. Na razie marynarze przygotowują się do trzeciego już, ale tym razem uroczystego wodowania połączonego z chrztem jednostki. Ma nastąpić w czwartek, 2 lipca, w Stoczni Marynarki Wojennej w Gdyni.

ORP "Ślązak" będzie czwartą jednostką o takiej nazwie w składzie Polskiej Marynarki Wojennej. W okresie międzywojennym nazwę "Ślązak" nosił poniemiecki torpedowiec. W czasie II wojny światowej - niszczyciel eskortowy typu Hunt II, który wsławił się w rajdzie na francuskie wybrzeże pod Dieppe oraz operacjami eskortowymi na Morzu Śródziemnym. W latach 1954-1966 nazwę "Ślązak" nosił okręt podwodny projektu 96, typu M-XV bis.

Dotychczas projekt pochłonął ponad miliard złotych. Zgodnie z początkowymi założeniami, za tę kwotę można by zbudować 3-4 okręty wg pierwotnej specyfikacji lub jedną dużą, bardzo nowoczesną fregatę. Od 2001 roku na świecie rozpoczęto budowę i wprowadzono do służby 20 okrętów zbudowanych na podstawie projektu MEKO, a 6 kolejnych właśnie zaczęto budować.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Marynarka Wojenna
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama