Czy żołnierze założą rogatywkę?

Wykonana jest z nowoczesnych materiałów, a jej front zdobi orzeł haftowany szarą nitką. Nowe polowe nakrycie głowy dla żołnierzy zaprojektował Soyers, komandos z Lublińca. – Wzorowałem się na czapce z 1937 roku – mówi operator. Jest szansa, że czapka zostanie przetestowana i wprowadzona do umundurowania.

Żołnierz Jednostki Wojskowej Komandosów jest autorem projektu nowej czapki, a jej prototypowe egzemplarze wykonała firma z Lublińca produkująca mundury i wyposażenie dla żołnierzy. - Koncepcja powstała trzy lata temu, ale dopiero teraz postanowiłem ją urzeczywistnić - opowiada Soyers. Dlaczego wpadł na taki pomysł?

- Służyłem na siedmiu misjach, na których spędziłem prawie cztery lata. Podróżowałem po świecie, szkoląc się z żołnierzami różnych państw. Przekonałem się, że niemal wszyscy wojskowi mają polowe nakrycie głowy - mają je Węgrzy, Słowacy, Amerykanie, Niemcy, Brazylijczycy. A polscy żołnierze nie - mówi komandos.

Beret to za mało

Zgodnie z obowiązującymi przepisami mundurowymi, żołnierz może na głowie nosić beret lub hełm (wyjątkiem są siły powietrzne i marynarka wojenna), a gdy służy na misji - także kapelusz.

- Beret zawsze będzie symbolem podkreślającym elitarność danej formacji i nic w tej kwestii się nie zmieni. Ale coraz więcej ludzi dostrzega, że beret nie wystarcza, bo pełni jedynie funkcję dekoracyjną. Potrzebujemy nakrycia głowy, które będzie chroniło żołnierza przed deszczem i słońcem - mówi jeden z komandosów.

Żołnierze narzekają, że podczas deszczu woda wsiąka w beret, a brak daszka sprawia, że leje się żołnierzom po oczach. Właśnie dlatego w niektórych sytuacjach wojskowi sięgają po prywatne, niezgodne z przepisami, nakrycia głowy, na przykład różnego rodzaju bejsbolówki. - To źle wygląda. Każdy ma na głowie coś innego. Poza tym na cywilnych czapkach nie możemy nosić znaku orła wojskowego - dodaje Soyers.

Reklama

Dlatego komandos przygotował nowatorski projekt czapki, która jednocześnie nawiązuje do przedwojennych tradycji wojska polskiego. - Wzorowałem się na historycznych mundurach i czapce z 1937 roku. To był punkt wyjścia do stworzenia funkcjonalnej rogatywki z nowoczesnych materiałów - mówi.

Czapkę wykonano z materiałów, z jakich powstają żołnierskie mundury. W niektórych miejscach ma ona wszyte wzmocnienia i siatki poprawiające wentylację powietrza. Daszek - wzorowany na projekcie z 1937 roku - jest szeroki lecz niezbyt długi. Front rogatywki zdobi orzeł, wyhaftowany szarą nitką. Czapkę przygotowano w dwóch rodzajach kamuflażu: multicam i A-Tacs, a obecnie opracowywana jest także wersja w kamuflażu wz. 93 "Pantera". Z tyłu rogatywki można regulować jej rozmiar.

Dotychczas w Lublińcu uszyto kilka modeli. Każdy z nich żołnierze testowali przez kilka tygodni. Na podstawie wskazówek użytkowników, autor wprowadził w modelu drobne korekty.

Nie tylko na poligon


Pomysł popiera generał Roman Polko. - Rogatywka to po prostu funkcjonalne nakrycie głowy. Alternatywą dla żołnierzy z pewnością nie jest beret, tylko czapka z daszkiem - mówi generał - Właśnie dlatego podoba mi się projekt "Rogatywka 2015". Łączy funkcjonalność, rzeczywiste potrzeby z narodową tradycją - dodaje.

W jakich sytuacjach żołnierze mogliby nosić rogatywkę? Podczas ćwiczeń na poligonach, szkoleń w terenie, wielokilometrowych marszów po górach i działań w lesie. Z rogatywki korzystać mogliby także wojskowi spadochroniarze, którzy na lotniskach oczekują na samolot i desantowanie. - Używać jej można by zawsze, gdy dokucza nam zła pogoda. Nawet, gdy chodzimy na terenie jednostki, a wieje silny wiatr i zacina deszcz - podkreśla komandos.

Pomysł wprowadzenia nowej czapki polowej został entuzjastycznie przyjęty w jednostce w Lublińcu. Chwalą go koledzy Soyersa, dowódca Zespołu Bojowego, a także dowódca JWK płk Wiesław Kukuła. Na jednym z portali społecznościowych powstał także fanpage "Rogatywka 2015". Można tam osoby obejrzeć zdjęcia czapki i podyskutować. - Chciałbym, aby z tym pomysłem identyfikowali się żołnierze nie tylko z Lublińca. Jestem otwarty na sugestię i różnego rodzaju propozycje - zapewnia "projektant".

Długa procedura

Jeszcze nie wiadomo, kiedy - i czy w ogóle - żołnierze dostaną nową czapkę polową. Wprowadzenie nowego nakrycia głowy do wyposażenia wojskowych wymaga bowiem czasu. Mjr Krystian Boryń z Wydziału Działań Komunikacyjnych Inspektoratu Wsparcia Sił Zbrojnych wyjaśnia, że pomysłodawca powinien zgłosić koncepcję do dowódcy swojej jednostki, a dopiero ten drogą służbową przesyła wniosek do Inspektoratu Wsparcia. Pułkownik Kukuła zapowiada, że skieruje taki wniosek, gdy projekt Soyersa uzyska pozytywną opinię wszystkich środowisk w jednostce.

Ale potem wcale nie będzie łatwiej. Dokumenty z uzasadnieniem trafiają do Szefa Szefostwa Służby Mundurowej Inspektoratu Wsparcia Sił Zbrojnych. On wydaje opinię i przesyła do Wojskowego Ośrodka Badawczo-Wdrożeniowego Służby Mundurowej, który ma zbadać projekt. - To nie jest prosta sprawa i wymaga dokładnej analizy. Wnioski żołnierzy o zmiany w umundurowaniu nie zdarzają się często - mówi mjr Boryń.

Jeżeli czapka miałaby być używana przez żołnierzy przez cały rok, to wówczas wybranie wykonawcy prototypów i testy zajmą 12 miesięcy. Jeżeli projekt zostanie oceniony pozytywnie, dopiero wtedy zostaną określone zasady jego użytkowania. Następnym krokiem są zakupy i wyposażenie żołnierzy. Wówczas autor wprowadzonego projektu racjonalizatorskiego może liczyć na wynagrodzenie od wojska.

Komandos z Buzdyganem


Soyers - pomysłodawca nowej rogatywki - to tegoroczny laureat "Buzdygana", nagrody przyznawanej przez redakcję "Polski Zbrojnej". 38-letni komandos jest jednym z najbardziej doświadczonych żołnierzy jednostki z Lublińca. W armii służy od 18 lat. Siedmiokrotnie był w Afganistanie. Na misjach brał udział w ponad 200 "operacjach specjalnych najwyższego ryzyka".

MKS

Polska Zbrojna
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama