Cywilny oddział specjalny - początek drogi do GROM-u.

Dla piętnastolatka „Śliwy” udział w obozie „Commando 2014” jest początkiem drogi do jednostki wojskowej GROM.

Po sześciu dobach nieustannego treningu na najwyższych obrotach uformowany z cywilów zespół specjalsów wyrusza na swe pierwsze zadanie bojowe. W wyćwiczonym szyku wchodzą na pokład śmigłowca i maszyna startuje. Nie jest to jednak lot widokowy. Po kilku minutach "pasażerowie" desantują się w rejonie działań, daleko od swoich, w terenie zajętym przez wojska przeciwnika. Trwająca dobę misja nie będzie łatwa, gdyż przygotowujący operację instruktorzy zadbali o to, by wszystko było jak w realnej operacji. Jest więc również przeciwnik, i to nie byle jaki.

Prowadzący szkolenie Sylwester Winiarski zaprosił do udziału w "podgrywce" sprawdzonych w boju wojowników, między innymi z grup Task Force "Zeus" i "Dzikie Gęsi". To gracze MilSim, symulacji militarnych, zorganizowani na wzór wojskowy - z dowództwem, sztabem, łącznością... Ich "zabawy w wojnę" mają wymiar niemalże profesjonalny, oparty na doświadczeniach autentycznych jednostek. Tym razem wzięli na siebie zadanie wykrycia i likwidacji naszych bohaterów.

Reklama

Doba okazuje się ogromnie długa. "Byku", "Piasek", "Śliwa", "Zacny" i ich koledzy oraz jedyna koleżanka "Zuska" muszą dotrzeć w rejon bazy przeciwnika, rozpoznać teren, przeprowadzić akcję. Ruszają objuczeni bronią i wyposażeniem... I już na początku popełnili błąd, bo założyli, że zespół manewrujący powinien działać "na lekko". Swoje plecaki schowali zatem w krzakach. Efekt? Przeciwnik nie zdołał wprawdzie namierzyć grupy, ale znalazł jej dobytek. Wówczas zaczął się dla zespołu surwiwal, czyli kolejne cenne doświadczenie. A co najważniejsze, mimo tych przeszkód wykonali zadanie bojowe! Operacja kończy się sukcesem.

Wisienka na torcie

O swoim sukcesie mówi również Sylwester Winiarski, szef Młodzieżowej Sekcji Wojskowej przy XII Oddziale Związku Polskich Spadochroniarzy w Łodzi, organizator i dowódca obozu szkoleniowego "Commando 2014":

- Po raz kolejny udało się przeprowadzić bardzo atrakcyjne zajęcia, takie z "wisienką na torcie", którą był lot śmigłowcem, zakończony wejściem do działania w terenie przygodnym. Uczestnicy szkolenia mogli się poczuć jak szturmani z kawalerii powietrznej, ale cały tydzień musieli na to ciężko zapracować. Przekonali się na własnej skórze, że nie wystarczy kupić sobie mundur i kamizelkę taktyczną, wziąć do ręki replikę broni, by zostać żołnierzem. Procedury śmigłowcowe ćwiczyli cały dzień na sucho, i już wówczas dowiedzieli się, jak wiele trzeba ciężkiej pracy, uporu i cierpliwości.

Winiarskiego cieszą znakomite relacje z wojskiem. Od lat współpraca dobrze się układa, zarówno na linii 25 Brygada Kawalerii Powietrznej - Związek Polskich Spadochroniarzy, jak i kawaleria powietrzna - Sylwester Winiarski. W efekcie już po raz trzeci organizatorzy obozu mogli skorzystać ze śmigłowca oraz dostali wsparcie logistyczne (transport, amunicja ćwiczebna, karabinki i środki pozoracji).

- Dzięki środkom pozoracji mogliśmy przeprowadzić na przykład fantastyczne zajęcia z ratownictwa taktycznego - opowiada Winiarski. - Uczestnicy działań ewakuowali, a następnie opatrywali swoich rannych w scenerii bitewnej. Realistyczne tło taktyczne wywołuje mocne przeżycia. Bez tego powstają zajęcia, które nie tylko nie budują atmosfery, lecz wręcz śmieszą, bo nie ma stresu koniecznego do działania.

Dojrzeć do służby

Jest więc wsparcie wojska i wspaniała zabawa, ale co z niej wynika? Sylwester Winiarski w odpowiedzi przytacza jeszcze całkiem świeżą historię: "»Polo« prowadził dobrze prosperującą hurtownię warzyw. Posmakował jednak u nas wojska i zapragnął coś zmienić w swoim życiu. Po trzecim obozie wrócił do domu, porozmawiał z żoną i poszedł na kwalifikację. Dziś służy w Oddziale Specjalnym Żandarmerii Wojskowej".

Na temat pożytków płynących z "Commando 2014" mają już ugruntowaną opinię uczestniczący w obozie po raz kolejny członkowie Młodzieżowej Sekcji Wojskowej ZPS. Zdaniem "Piaska" obóz stanowi okazję do treningu na wysokich obrotach, doskonalenia umiejętności i nabywania nowych. Jego szczególnie przyciągają niedostępne dla zwykłych śmiertelników ćwiczenia w tunelu aerodynamicznym czy desantowanie ze śmigłowca. A co do służby wojskowej:

- Tydzień intensywnego szkolenia zachęca ludzi zmotywowanych, a zniechęca tych ze słabą wolą. A armia potrzebuje ludzi gotowych do pracy nad sobą.

Wojskowy filtr

Wśród debiutantów szczególny przypadek stanowi "Zacny", wkrótce doktor biotechnologii, którego do wojska zaczęło ciągnąć pod koniec studiów. Zainspirowała go sztuka prowadzenia wojen, między innymi dzieła Sun Tzu. Podczas pobytu za oceanem, dzięki dostępowi do anglojęzycznych książek, zainteresował się jednostkami specjalnymi i służbami wywiadowczymi. W efekcie, jako naukowiec, postanowił sprawdzić na sobie, jak literatura ma się do rzeczywistości:

- Po doktoracie chcę włożyć mundur. Moje zgłoszenie do służby przygotowawczej czeka w WKU na rozpatrzenie, a otrzymane na zakończenie obozu certyfikaty niewątpliwie wzbogacą moją aplikację.

Zdaniem "Zacnego" obóz był imprezą najwyższych lotów:

- Gdzie indziej można robić tak ekscytujące rzeczy, jak desant ze śmigłowców, skoki spadochronowe w tunelu aerodynamicznym? Gdzie można uczyć się ratownictwa taktycznego i zielonej taktyki według patentów jednostek specjalnych, ćwiczyć strzelanie na elektronicznych symulatorach Śnieżnik, Czantoria i Cyklop, desantować się do wody z pędzącej motorówki? Do tego alpinistyka, techniki interwencyjne, konwojowanie, wszystko pod opieką instruktorów z doświadczeniem bojowym i w bardzo realistycznych okolicznościach. Początkowo byliśmy bandą cywilów, po tygodniu staliśmy się zgraną ekipą, która wykonała wszystkie zadania w trakcie dobowej symulacji misji specjalnej. Mieliśmy też okazję rozmawiać z wieloma żołnierzami kawalerii powietrznej, tak zwyczajnie, po koleżeńsku. Dzięki temu wyklarowało się moje myślenie o armii.

Entuzjastą służby wojskowej stał się po obozie również "Śliwa", piętnastolatek przyjęty na szkolenie warunkowo. Interesują go wojska specjalne:

- Było ciężko, ale bardzo mi się podobało. Obóz pokazał, że droga do armii jest bardzo trudna i kręta, ale to mnie jeszcze bardziej zachęca i motywuje do służby. Moim marzeniem jest dostać się do jednostki wojskowej GROM.

Organizatorzy obozów ZPS starają się oddzielić miłośników jedynie dobrej zabawy od tych, którzy chcą służyć w armii. Tylko najbardziej zaangażowani dostają certyfikat i idą z nim na kwalifikacje do jednostki.

Polska Zbrojna
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy