Zdrada Aliantów w 1939 roku. Co Francuzi obiecali Polsce?

W Polsce pokutuje opinia, że we wrześniu 1939 roku Francja i Wielka Brytania zdradziły Rzeczpospolitą, pozostawiając ją samą sobie. Jednak, czy Francuzi rzeczywiście byli w stanie rozpocząć szeroko zakrojoną ofensywę w 1939 roku?

W 1939 roku Polska właściwie nie znajdowała się w żadnym sojuszu obronnym. Taki sojusz zawarto jedynie z Rumunią 3 marca 1921 roku, w którym obie strony zobowiązywały się do wzajemnej pomocy w razie ataku ze strony ZSRR. Z Rumunią podpisano również dwa traktaty, pierwszy z 26 marca 1926 roku i drugi z 15 stycznia 1931 roku, w których strony zobowiązały się do wzajemnej obrony przed wszelką napaścią z zewnątrz. Jednak w 1939 roku zarówno marszałek Rydz-Śmigły, jak i prezydent Ignacy Mościcki nie zwrócili się do Rumunów o pomoc.

Z Węgrami Polski nie łączył żaden sojusz, a jedynie przyjazna neutralność, choć w kwietniu 1939 roku minister Spraw Zagranicznych Węgier, Istvan Csaky, zapowiedział: "Nie jesteśmy skłonni brać udziału ani pośrednio, ani bezpośrednio w zbrojnej akcji prze­ciw Polsce. Przez «pośrednio» rozumiem tu, że odrzucimy każde żądanie, które prowadziłoby do umożliwienia transportu wojsk niemieckich pieszo, pojazdami mechanicznymi czy koleją przez węgierskie terytorium dla napaś­ci przeciw Polsce. Jeżeli Niemcy zagrożą użyciem siły, oświadczę katego­rycznie, że na oręż odpowiemy orężem."

Reklama

Z pozostałymi sąsiadami Polska miała raczej chłodne relacje. Sojuszy, zatem, należało szukać gdzieś dalej. Teoretycznie Polska miała sojusznika we Francji, zgodnie z podpisaną w lutym 1921 roku umową dwustronną, potwierdzoną w 1924 roku. Jednak w praktyce sama Francja wyczerpana poprzednią wojną, słaba gospodarczo i horrendalnie zadłużona nie była w stanie dać gwarancji bezpieczeństwa jeszcze słabszej Polsce. Sama szukała sojuszników gwarantujących bezpieczeństwo na wypadek ataku Niemców. W 1935 roku znalazła ich w Moskwie i Pradze. Jednak po wkroczeniu Wehrmachtu do Nadrenii sojusz z ZSRR i Czechosłowacją rozsypał się jak domek z kart.

Inną kwestię stanowi to, że sama Polska po przewrocie majowym rozluźniła relacje z Paryżem. W 1927 roku zlikwidowana została francuska misja wojskowa, jeszcze w 1926 roku ograniczono współpracę w zakresie lotnictwa, a zwolennika ściślejszej współpracy z Francuzami, generała Włodzimierza Zagórskiego, bezpodstawnie oskarżono w aferze korupcyjnej. Utrzymano jedynie współpracę na niwie morskiej. Dopiero, kiedy zagrożenie ze strony Niemiec okazało się bardziej realne, na gwałt zaczęto szukać współpracy z Francuzami. Podobnie uczynili Francuzi. Sojusz polsko-francuski nie był związkiem z miłości, a powstał z czystego pragmatyzmu. Ani Polska, ani Francja nie posiadali żadnych innych sojuszników na kontynencie, a co gorsze nawet ten sojusz nie gwarantował militarnego bezpieczeństwa.

Dmuchana armia

Francuska armia była trzecią co do wielkości w Europie, po Armii Czerwonej i Wehrmachcie. Oczywiście jeśli chodzi o ilość wojska. Bowiem, jeśli przyjrzymy się bliżej armii francuskiej anno domini 1939, to okazuje się, że Wojsko Polskie przewyższała tylko ilościowo, bo jakościowo, to już różnie bywało.

Po Armii Czerwonej, Francuzi posiadali największe siły pancerne w Europie. Jednak w 1936 roku podstawowym czołgiem był staruteńki, wolnobieżny Renault FT-17, pamiętający jeszcze poprzednią wojnę. W 1939 roku nie przedstawiał on żadnej wartości bojowej, mimo to w linii Francuzi posiadali około 1000 tych czołgów (z 2850, jakie były na stanie). Do nowoczesnych można zaliczyć 1810 sztuk lekkich czołgów (porównywalnych do polskich 7TP i niemieckich Pzkpfw. III wczesnych serii) FCM36, R35, R40, H35 i H39, oraz 320 sztuk średnich i 164 sztuki ciężkich Char B-1 i B-1 bis, które jednak nie zamierzano wykorzystać w działaniach ofensywnych. W dodatku użycie tych sił ograniczała taktyka rodem z Wielkiej Wojny.

Podobnie słabo przedstawiało się lotnictwo. Na pierwszego września Francuzi posiadali 1603 samoloty w pierwszej linii i drugie tyle w rezerwie. Problem jednak stanowiła jakość tych samolotów. W rezerwie znajdowały się maszyny wprowadzone do służby jeszcze w latach 20-tych. Nie lepiej sytuacja przedstawiała się z samolotami pierwszoliniowymi. Za nowoczesne, porównywalne z niemieckimi można było uznać 513 myśliwców Moran-Saulnier MS-406, amerykańskich Curtiss H-75 i ciężkich francuskich Potez 630/631. Lotnictwo bombowo-rozpoznawcze dysponowało 162 samolotami Bloch MB 131 (143 sztuki) i Potez 637, z czego jedna czwarta znajdowała się w koloniach.

Francuzi natomiast zupełnie nie posiadali samolotów bombowych odpowiadających klasie polskiego PZL-37 "Łoś", czy niemieckiego He-111. Podczas, kiedy Polacy posiadali we wrześniu 1939 roku 110 "Łosi" w tym 36 w jednostkach liniowych, tak Francuzi posiadali jedynie 17 bombowców, w tym 10 sztuk nowoczesnego Lioré & Olivier LeO 451. Żaden z nich nie znajdował się w jednostkach liniowych. Francuskie lotnictwo bombowe było oparte na starych Bloch MB.210 (około 300 maszyn) i Amiot 143 (173 sztuki). Za w miarę nowoczesny można uznać ten pierwszy, natomiast drugi same załogi określały, jako "starego gruchota".

Niewiele lepiej wyglądała sytuacja w wojskach lądowych. Mimo, że już wiosną 1939 roku rozpoczęto cichą mobilizację i w lipcu pod bronią było 845 tysięcy żołnierzy, to jedynie 530 tysięcy znajdowało się we Francji. 2 września posiadano już 2 080 000 zmobilizowanych żołnierzy wojsk lądowych. Jednak większość z nich przedstawiała znikomą wartość bojową, a ponad 60 procent stanowili żołnierze służb tyłowych.

Francuskie dowództwo zakładało, że w ciągu 3 tygodni od ogłoszenia powszechnej mobilizacji na froncie znajdzie się 56 pełnowartościowych dywizji. Oznaczało to, że ofensywę na szeroką skalę będzie można zacząć dopiero po 15-16 września. Ostatecznie do tej daty na froncie wzdłuż granicy z Niemcami armia francuska zdołała rozwinąć 34 dywizje oraz jednostki forteczne, nienadające się do walki manewrowej. Pozostałe jednostki zabezpieczały granicę z Włochami i Hiszpanią.

Oczywiście Francuzi mogli liczyć na pomoc Brytyjczyków, jednak na początku września we Francji znalazły się jedynie nieliczne dywizjony myśliwskie i bombowe. Tylko nieliczne były uzbrojone w samoloty myśliwskie Hawker "Hurricane" i bombowce Fairey "Battle".

Po drugiej stronie frontu

Na początku września na granicy z Francją Niemcy posiadali 44 dywizje manewrowe oraz oddziały forteczne Wału Zachodniego. Jednostki te nie były przeznaczone do ataku, miały one jedynie bronić granicy przed ewentualną operacją zaczepną ze strony Francji. Przy nieznacznej przewadze Wehrmachtu  i dogodnej linii obrony (Linia Zygfryda osłonięta przez Ren i jego kanały, na północy Mozela a skrzydła zabezpieczone przez granice państw neutralnych).

W dodatku 2. i 3. Flota Powietrzna Luftwaffe dysponowały w sumie ponad 692 nowoczesnymi myśliwcami konstrukcji Messerschmitta - Bf-109 i Bf-110, 539 bombowcami i 34 bombowcami nurkującymi.

Na froncie zachodnim Niemcy nie posiadali dywizji pancernych. Posiadali za to około 400 czołgów lekkich i kilka batalionów broni przeciwpancernej. Mimo to były to aż nadto wystarczające siły, aby powstrzymać jakąkolwiek francusko-brytyjską ofensywę.

Francuskie zobowiązania

19 maja 1939 roku uaktualniono polsko-francuską umowę o wzajemnej pomocy. Znalazł się w niej zapis: "W przypadku niemieckiej agresji przeciw Polsce albo w przypadku zagrożenia jej interesow żywotnych w Gdańsku, które wywołałoby akcję zbrojną ze strony Polski, armia francuska rozpocznie automatycznie działanie swych różnych sil zbrojnych w sposób następujący:

- Francja przystąpi natychmiast do działań lotniczych według planu ustalonego poprzednio.

- Gdy tylko część sił francuskich będzie gotowa (około trzeciego dnia po mobilizacji), Francja rozwinie stopniowo dalsze działania zaczepne o celach ograniczonych.

- Gdy tylko zaznaczy się główny wysiłek niemiecki przeciw Polsce, Francja rozwinie działanie ofensywne przeciwko Niemcom swymi głównymi siłami, począwszy od 15 dnia."

Pod dokumentem podpisał się generał Maurice Gamelin, generalny dowódca armii francuskiej. Jak się miało w przyszłości okazać, Francuzi nie dotrzymali zapisów pierwszego punktu umowy, jednak było to związane z brakiem środków i niechęci dowództwa do wysyłania nad Niemcy przestarzałych samolotów. A także obawą związaną z bombardowaniami odwetowymi, których Francuzi nie mieli czym powstrzymać.

Co do trzeciego punktu, to była to czcza gadanina, o czym powinien wiedzieć i marszałek Rydz-Śmigły. O żadnej ofensywie w 15 dni po rozpoczęciu mobilizacji nie mogło być mowy. Powszechną mobilizację ogłoszono 2 września. W żadnych warunkach, żadna armia nie byłaby w stanie rozwinąć odpowiedniej liczby wojsk mając za punkt wyjścia pokojowy stan armii, a przede wszystkim zagwarantować im odpowiedniej aprowizacji w ciągu 15 dni. Natomiast Wehrmacht cały czas był w stanie gotowości, więc uzupełnienie stanu armii zajęło im zaledwie 6 dni.

Ofensywa

Drugi punkt został natomiast w całości wypełniony, choć pod naciskiem Brytyjczyków. Sztab generała Gamelina nie był skory do rozpoczęcia ofensywy nawet na niewielką skalę. Zrezygnowano całkowicie z ofensywy lotniczej. Dopiero pod wpływem generała Ironside’a zmienił się stosunek francuskiej generalicji do rozpoczęcia działań zaczepnych.

Trzeba jednak przyznać, że gen. Gamelin już w chwili wypowiedzenia wojny gotów był rozpocząć "działania zaczepne o celach ograniczonych", o których była mowa w umowie z maja. Powstrzymywali go jednak sztabowcy i politycy, którzy nadal liczyli na polubowne rozwiązanie konfliktu. Jednak, kiedy stwierdzono, że główny kierunek ataku Wehrmachtu jest skierowany na Warszawę, wzmocniono 2. Grupę Armii, która dostała zielone światło do ataku. Ataku, który przeprowadzono zgodnie z umową.

7 września żołnierze francuskich 3. i 4. Armii po przekroczyły granicę francusko-niemiecką w Zagłębiu Saary i rozpoczęły systematyczne oczyszczanie przedpola Linii Zygfryda, a także rozpoznawały niemieckie punkty oporu. Do 9 września Francuzi wdarli się na około 8 kilometrów w głąb wrogiego terytorium.

Dalsze postępy były niemożliwe ze względu na silnie umocnioną Linię Zygfryda, którą przyszłoby forsować. Francuzi nie byli jeszcze na to gotowi: brakowało im artylerii i odpowiednich zapasów amunicji. Gen. Gamelin nie chciał ryzykować frontalnego ataku piechoty na silnie umocnione pozycje. I miał rację. Kiedy Amerykanie zaatakowali Linię Zygfryda we wrześniu 1944 roku, mimo ogromnej przewagi sprzętowej, jej umocnienia zdobyli dopiero po półrocznej walce.

W wyniku dwudniowej ofensywy Francuzi stracili 1848 żołnierzy i około 120 samolotów.

Polska upada

Zachodni Alianci uzależniali rozpoczęcie operacji na szeroką skalę od sytuacji w Polsce. Ta nie wyglądała najlepiej. Wbrew radom francuskiej generalicji marszałek Rydz-Śmigły nie oparł obrony na linii Wisły i Narwi, a ustawił wojska kordonowo wzdłuż granicy. Skutkiem takiej obrony było, to że bitwa graniczna, mimo ogromnego poświęcenia liniowych żołnierzy, została przegrana, a Niemcy już 8 września stanęli na przedpolach Warszawy. Strategia Naczelnego Wodza nie sprawdziła się.

Na spotkaniu w Sztabie Generalnym gen. Gamelin stwierdził, że jeśli potwierdzą się informacje o przełamaniu linii wielkich rzek, to działania armii francuskiej stracą jakikolwiek sens, ponieważ nim uda się przełamać Wał Zachodni, to Polska upadnie.

Mimo to nadal planowano ofensywę, która pierwotnie miała się rozpocząć 15 września. Jednak już 11 września zostało potwierdzone przełamanie linii Narwi i Bugu oraz sforsowanie Sanu.

Wobec tego  12 września 1939 roku w Abbeville odbyło się posiedzenie francusko-brytyjskiej Najwyższej Rady Wojennej z udziałem premierów Neville Chamberlaina i Edouarda Daladiera oraz gen. Gamelina. Ten ostatni stwierdził, że jeśli Polacy nie są w stanie powstrzymać Wehrmachtu na linii rzek, to klęska Wojska Polskiego jest kwestią dni, a nie miesięcy, jak przypuszczano jeszcze niedawno.

Francuzi jeszcze się łudzili, że Polacy powstrzymają Niemców na przedpolach Warszawy i przedmościu rumuńskim, więc rozpoczęcie ofensywy wstępnie przesunięto na 17 września. Jednak po wkroczeniu na teren II Rzeczypospolitej Armii Czerwonej, Francuzi odwołali ofensywę na froncie zachodnim.

Zdrada!

W Polsce uważa się, że Francja i Wielka Brytania zdradziły Polskę. Problem w tym, że umowa z Brytyjczykami została podpisana "za pięć dwunasta", 25 sierpnia 1939 roku i nie byli oni w stanie pomóc Polsce militarnie. Jedyne, co dała Polsce ta umowa, to przesunięcie terminu ataku Niemców z 26 sierpnia na 1 września.

Nieco inaczej sprawa ma się z Francuzami. Już w czasie Wojny Obronnej polscy oficerowie uważali, że Francja zdradziła, jednak jak sami przyznawali nie spodziewali się pomocy wcześniej, niż 16 września, co było określone w dwustronnej umowie, a ponadto każdy ze sztabowców powinien być świadom, że nie uda się rozwinąć w kilka dni sił, które mogłyby przeprowadzić ofensywę na silnie umocniony rejon, jakim był Wał Zachodni, zwany Linią Zygfryda. Przypomnę, że dużo lepiej wyposażeni, posiadający całkowitą kontrolę w powietrzu Amerykanie męczyli się z przełamaniem Linii Zygfryda przez prawie pół roku!

Również polskie pojęcie o wielkości francuskiej armii było i jest mylne, bo cóż z tego, że posiadali kilka tysięcy czołgów, jeśli połowa z nich została wyprodukowana w latach 1917-1920, a w dodatku doktryna użycia broni pancernej była przestarzała? Cóż z tego, że  posiadali prawie 4 tysiące samolotów, jeśli bojowych było zaledwie 1603, z tego zaledwie nieco ponad 600 było na tyle nowoczesnych, aby stawić czoła Luftwaffe? A w dodatku zapomina się, że około 25 procent tych sił znajdowało się w koloniach.

Francuzi ledwie byli w stanie obronić samych siebie, a co dopiero rozpocząć ofensywę przeciwko Niemcom. Prawdę mówiąc, gdyby nie naciski Londynu, to prawdopodobnie nie rozpoczęliby nawet tej niewielkiej ofensywy.

Francuzi jednak nie rozpoczęli ofensywy nie tylko dlatego, że nie byli w stanie jej przeprowadzić, ale też dlatego, że Polska upadła, nim armia francuska osiągnęła gotowość bojową.

Źródła:

N.Bączyk; "Sojusznicza iluzja. Francuskie możliwości pomocy Polsce w 1939 roku"; TWH 01/2014

M. Zgórniak; "Sytuacja militarna Europy w okresie kryzysu politycznego 1938 r."; Warszawa 1979


INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: historia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy