Alfred Dreyfus: Patriota, którego honor splamiła... sprzątaczka

​U schyłku XIX wieku Francją wstrząsnęła tzw. sprawa Dreyfusa. Społeczeństwo podzieliło się na dwa obozy - tych, którzy wierzyli w winę kapitana Alfreda Dreyfusa, oskarżonego o pracę na rzecz niemieckiego wywiadu, oraz tych przekonanych o jego niewinności.

Afera zaczęła się w 1894 roku od pewnego kosza na śmieci, znajdującego się w biurze attaché wojskowego niemieckiej ambasady w Paryżu, pułkownika Maximiliana von Schwartzkoppena. Do tego kosza zajrzała sprzątaczka, Marie Bastian, pracująca dla francuskiego wywiadu. I znalazła w nim podarty dokument. Jej mocodawcy posklejali go, a wtedy okazało się, że pismo zawiera wykaz bardzo ważnych informacji dotyczących tajemnic francuskiej armii.

Mógł je dostarczyć Niemcom tylko oficer wysokiego szczebla. Natychmiast wszczęto śledztwo i pierwsze poszlaki wskazywały na majora francuskiego wywiadu, Ferdinanda Walsina Esterhazy’ego. Lecz jego przełożeni postanowili go chronić, a w całą sprawę wrobić kapitana Alfreda Dreyfusa.

Reklama

Za jego winą przemawiać miało to, że pochodził z Alzacji (zagarniętej przez Niemcy w wyniku wojny 1870-71), także próbka jego pisma okazała się podobna do tej z dokumentu wyniesionego z niemieckiej ambasady.

Na dodatek oficera obciążało jego żydowskie pochodzenie (zatem... nie mógł być szczerym patriotą). Opierając się na tych przesłankach, sąd wojenny skazał Dreyfusa na dożywocie!

Tak by się pewnie skończyło, gdyby nie nowy dowódca francuskiego kontrwywiadu, pułkownik Picquart, człowiek uczciwy i honorowy, który w 1898 roku wrócił do sprawy i odkrył, że właściwym autorem znalezionego przez sprzątaczkę dokumentu był major Esterhazy. Oficer ten prowadził dość rozrzutny tryb życia, popadł w długi, usiłował odbić się na giełdzie i przy ruletce, co doprowadziło do jego kompletnej ruiny finansowej.

Przyparty do muru przez wierzycieli postanowił sprzedać kilka tajemnic wojskowych Niemcom. Nawiązał kontakt z pułkownikiem Schwartzkoppenem, który nie szczędził grosza tak obiecującemu "agentowi".

Jednak gdy Picquart poinformował przełożonych o swoim odkryciu, ci... nakazali mu milczeć. Więcej, aby odciągnąć podejrzenia od Esterhazy’ego, urządzili majorowi pokazowy proces, w trakcie którego zdrajca... został oczyszczony z wszelkich zarzutów. Zaś Picquart trafił do aresztu, a potem został zmuszony do odejścia z wojska.

O sprawie dowiedział się wówczas już słynny francuski pisarz Emil Zola. Opublikował na łamach prasy otwarty list do prezydenta republiki, zatytułowany "J’accuse...!" (dosł.: "Oskarżam...!"). 

Opisał w niej całą aferę, domagając się sprawiedliwości dla Dreyfusa, pytał też o cywilną kontrolę nad armią i poruszał kwestię antysemityzmu. Słowa Zoli wywołały publiczną burzę, Francja liberalna starła się z Francją konserwatywną i nacjonalistyczną (i zarazem jawnie antysemicką). W obronę niesłusznie skazanego oficera zaangażowali się inni pisarze i intelektualiści, np. Marcel Proust czy Anatol France.

Lecz i tym razem wojskowym inspiratorom afery udało się uniknąć odpowiedzialności. Posłużono się sfałszowanym dokumentem, opisującym rzekome związki Dreyfusa z niemieckim, a na dodatek także włoskim wywiadem.

Ta mistyfikacja wkrótce wyszła na jaw, a odpowiedzialny za nią oficer wywiadu został aresztowany i popełnił samobójstwo. Esterhazy’ego ostatecznie zwolniono z wojska, lecz puszczono wolno, bez przeszkód mógł wyjechać do Anglii.

Zaś niesłusznie skazany kapitan Dreyfus w 1899 roku doczekał się apelacji. Niestety, rozpętała się przeciwko niemu nagonka sił ultraprawicowych i w efekcie znowu został uznany za winnego, choć wyrok skrócono mu do 10 lat. Na skutek nacisku liberalnej części opinii publicznej 19 września 1899 prezydent Francji anulował ten wyrok. Jednak na pełną rehabilitację musiał czekać do 1906 roku.

Mimo tych gorzkich doświadczeń Dreyfus pozostał wierny armii, która go tak srodze zawiodła. Dzielnie walczył podczas I wojny światowej (m.in. pod Verdun i Aisne), dostał awans na podpułkownika i odznaczono go Orderem Legii Honorowej. A od czasów "afery" jego nazwisko stało się synonimem człowieka niesłusznie oskarżonego o zdradę ojczyzny.

Andrzej Goworski

Śledztwo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy