Wiesław Wszywka - historia prawdziwa. Opowiada Naffnaff

"Wiesław Wszywka to największe dzieło mojego życia" - mówi Dawid Rycąbel, znany także pod pseudonimem Naffnaff. Popularny youtuber opowiada nam, jak zupełnym przypadkiem udało mu się stworzyć jedną z najbardziej lubianych i charakterystycznych postaci na polskim YouTube.

"Siema! W programie jesteśmy kopsnij drina!" - takimi słowami zaledwie cztery miesiące temu powitał widzów YouTube'a anonimowy wtedy mężczyzna w kapeluszu i dżinsowej kurtce. Przedstawił się jako Wiesław Wszywka i zapowiedział test wszelkiego rodzaju win.

Jak powiedział - tak zrobił. Tanie wina przetestował niczym wytrawny somelier, operując przy tym charakterystycznymi zwrotami, które szybko podchwycili internauci. Dziś "Wielki test win" ma ponad 1.3 mln odsłon na YouTube, a kolejne odcinki z serii "Kopsnij Drina" z miejsca stawały się wiralowymi hitami. Internet pokochał naturalnego, szczerego i zabawnego Wiesława Wszywkę.

Jednak jak to często w życiu bywa: co dobre, szybko się kończy. Po zaledwie kilku odcinkach kanał zawiesił swoją działalność, a Dawid Rycąbel, znany także jako Naffnaff ogłosił to publicznie na wizji. Dla fanów to był duży cios. Pojawiło się wiele pytań, niejasności. Niektórzy spekulowali nawet, że Wiesław Wszywka nie żyje!

My zamiast zajmować się plotkami i spekulacjami, postanowiliśmy zasięgnąć informacji u źródła i przy okazji przepytać Dawida o kulisy powstawania programu, przygody na planie i pomysły na przyszłość. Zapraszamy do rozmowy z jednym z najpopularniejszych polskich youtuberów tego roku.

Reklama

Od kilku miesięcy Wiesław Wszywka jest prawdziwą gwiazdą internetu, ale gdyby nie twoja praca, nikt by o nim nie wiedział, więc na początek pomówmy o tobie. Skąd wziął się youtuber Naffnaff?

- Filmem interesuję się od prawie dekady. Miałem wtedy 21 lat, byłem na studiach i dorwałem aparat cyfrowy z funkcją kręcenia filmów. A dokładniej, to pożyczyłem go od kolegi. No i tak zacząłem filmować wszystko dookoła. To były początki. W końcu uskładałem pieniądze na własną kamerę, założyłem z kolegami zespół filmowy "Sebastian".

Czym się zajmowaliście?

- To były takie wygłupy, filmy krótkometrażowe, potem zaczęliśmy pisać scenariusze, dobierać rekwizyty, pojawiła się kamera cyfrowa. Zaczęliśmy wygrywać konkursy dla amatorów. Potem zespół się rozpadł i zostałem sam. Ale wciąż kręciłem filmy z myślą o konkursach właśnie. Nie chwaląc się - dobrze mi szło. Często stawałem na podium. Raz nawet wygrałem główną nagrodę w konkursie Netii i mój film leciał jako spot reklamowy w telewizji. W ogóle to tych konkursów było mnóstwo - nieraz zgłaszałem po kilka filmów na jeden.

Były z tego jakieś pieniądze?

- Różnie. Czasem były nagrody rzeczowe, czasem pieniężne. Za reklamę, którą puszczali w TV dostałem 20 tysięcy, ale momentalnie zainwestowałem wszystko w sprzęt.

Dalej zarabiasz w ten sposób?

- Teraz wolę pewny zarobek, a konkursy to niewiadoma. Jeśli już wysyłam film na konkurs, to na taki, gdzie jest jury, a nie głosowanie internetowe. Chociaż teraz z armią fanów Wiesława Wszywki (ponad 80 tysięcy osób - przyp. red.) mam właściwie spore "plecy" (śmiech). Ostatnio nawet kręciłem wesela, ale nie lubię tego robić. Biorę maksymalnie pięć takich zleceń, a potem odmawiam, nawet jak mam wolne terminy. Ponadto pracuję w kinie Aurum w Złotoryi jako kinooperator. Do niedawna filmy puszczałem jeszcze z analogowych projektorów, ale teraz kino jest już w pełni cyfrowe. Projektory trafiły do holu jako rekwizyty.

Szybko stałeś się bardzo rozpoznawalnym youtuberem. Nie zaowocowało to propozycjami zawodowymi?

- Traktuję YouTube bardziej jako hobby, a nie przedsięwzięcie zawodowo-zarobkowe. Propozycji było dużo, ale jak na razie żadna nie wpadła mi w oko...

Ostatnio twoje hobby chyba wywróciło ci życie do góry nogami. Spodziewałeś się takiej popularności Wiesława Wszywki?

- Ja jestem w szoku, że to tak się rozniosło po internecie. Wiesław w miesiąc stał się prawdziwą gwiazdą!

To opowiedz od początku, jak to z tym Wieśkiem było...


- Wiesław to mój sąsiad, mieszka niedaleko mnie. Często spotykałem go pod sklepem, jak chodziłem rano po zakupy. Zaczepiał mnie, zagadywał, zauważyłem że jest bardzo odważny i śmiały. Wcześniej grywał drobne epizody w moich filmach, ale pewnego dnia spytał, czy nagram coś z nim w roli głównej. Odparłem, że jasne - możemy coś takiego nagrać...

I wtedy powstał pierwszy wielki test win?

- Nie, nie. To wszystko trochę trwało. Wiesiek wziął sobie do serca moją deklarację, chodził za mną przez dwa miesiące i nie dawał spokoju. W końcu wymyśliliśmy, że nagramy wielki test win. I faktycznie - kupiłem w sklepie kilka butelek, ale przez miesiąc woziłem je w bagażniku. Brakowało mi przekonania, że cokolwiek wyjdzie z tego filmu z Wieśkiem. No ale on tak wiercił dziurę w brzuchu, że powiedziałem - dobra! Kręcimy. On pyta - kiedy? Ja na to, że po śniadaniu. Idę po chleb, a jak zjem śniadanie to jedziemy kręcić!



No i nakręciliście?


- Po śniadaniu podjechałem pod sklep i zabrałem Wieśka do samochodu. Jedziemy, patrzę na niego, a on taki niewyraźny jakiś. Okazało się, że czekając na mnie, przez pół godziny tak się nastukał, że z filmu nic nie wyszło. Nie był w stanie nic sensownego powiedzieć. Nie kontaktował, gdy do niego mówiłem. Trzeba było przełożyć filmowanie, ale następnego dnia była już większa dyscyplina. Wiesiek przyszedł na plan rześki, fajny, wesoły...

Miałeś założony jakiś scenariusz na "ogranie" tematu z Wieśkiem?


- Przede wszystkim miał być to tylko jeden film. Wcześniej zajmowałem się parodiowaniem znanych youtuberów i Wiesław w założeniu miał być parodią Tomasza Kopyry, znanego blogera piwnego. Wymyśliłem tytuł "Kopsnij Wira", w sensie, że "łyka", ale Wiesiek coś nie dosłyszał i przeinaczył to na "Kopsnij Drina". Tak już zostało.

Nieoczekiwanie stworzyłeś "potwora internetu". Po takim debiucie chyba żal było nie nakręcić kolejnych odcinków...

- No tak, miał być jeden strzał, ale po reakcji internautów od razu poszedłem za ciosem, a Wiesław stał się legendą.

Wszywka to jego prawdziwe nazwisko?

- Nie. Na imię na faktycznie Wiesław, ale Wszywka to tylko jego pseudonim.

Czym się zajmuje? Ile ma lat? Pytań jest wiele, bo ludzie chcieliby wiedzieć jak najwięcej o swoim nowym idolu...

- Ma 60 lat. Ma rodzinę, córkę i syna, ale jest rozwiedziony i obecnie mieszka sam. Z tego co wiem, jest też dziadkiem. A czym się zajmuje? Chyba jest na rencie. Wcześniej był malarzem pokojowym, pracował w branży budowlanej. Dorabiał sobie też, wykonując drobne prace fizyczne.

Na filmach Wiesław wygląda na wesołego kolesia. Jest pocieszny, ma specyficzne poczucie humoru. Musi być lubiany w swojej okolicy...

- Dotąd specjalnie nie był lubiany. Nie cieszył się dużą sympatią, ale nie wnikam w szczegóły, dlaczego tak było.

Opowiesz coś o miejscu, w którym kręciłeś serię "Kopsnij Drina"?

- To Ostrzyca Proboszczowicka. Jest tam pole biwakowe, miejsce na grilla i wiata, która jest naszym planem filmowym. Wymyśliłem sobie, że to idealna lokacja, bo jest tam cisza i spokój. Choć słyszałem, że fani Wieśka już tam dotarli. Dodam jeszcze, że w czerwcu odbywała się tam Noc Świętojańska, a Wiesław był zaproszony jako główny gwiazdor wieczoru. Opowiadał anegdoty, testował alkohole.

Showman pełną gębą. Od początku był tak naturalny przed kamerą?

- On jest w stu procentach naturalny. Próbowałem go namówić parę razy, żeby coś "przyaktorzył" i nie wychodziło. Ale właśnie dlatego, że jest taki autentyczny, to podoba się ludziom. Jak chce to beknie, jak chce to splunie. Ja daję mu wolną rękę (śmiech)

Jak wybierasz alkohole do swoich testów? Jeden z internautów doszukując się teorii spiskowych, twierdził, że ta seria to potajemne lokowanie produktów.

- Nigdy nie praktykowałem czegoś takiego. Zawsze sam kupowałem alkohole albo dostawałem je od fanów. Moje filmy są niezależne i niskobudżetowe.

A ile wynosi budżet takiego odcinka?

- To bardzo łatwo policzyć. Pierwszy odcinek kosztował mnie chyba 20 złotych, bo kupiłem cztery wina po pięć złotych. Najdroższy był test szampanów, bo pochłonął 130 złotych. Ale tak średnio budżet odcinka to pięć dych.

Jako gwiazda Internetu Wiesiek ma z pewnością sporo intratnych ofert. Dzwonią do niego, czy do ciebie, jako jego menedżera?

- Na razie to ja jestem jego nieoficjalnym menedżerem. A propozycji dla Wieśka jest mnóstwo. Dzwonią żeby reklamować nowy bar, ostatnio z Anglii ktoś namawiał, żeby pojawić się w destylarni. Obiecali pokryć koszty przelotu, opłacić hotel. Ja jednak żadnych ofert nie przyjmuję. Zakończyliśmy bowiem działalność i nie będziemy kręcić żadnych filmów z alkoholem w roli głównej.

Ogłoszenie przez was zakończenia działalności było dużym ciosem dla fanów. Tym bardziej, że pojawiło się sporo niejasności. Niektórzy nawet podejrzewali, że Wiesiek nie żyje! Zapytam zatem - co stoi za waszą decyzją?


- Wybacz, ale nie odpowiem na to pytanie wprost. Czynników było bowiem wiele, a ja nie mogę zdradzić żadnego z nich. Wiesiek również został poinstruowany i też nie odpowie, gdybyś próbował go wypytywać. A wracając do spekulacji o jego śmierci to zapewniam, że żyje i ma się dobrze!

A on sam nie był rozczarowany?

- Oczywiście, że był rozczarowany. Dalej przychodzi i pyta, kiedy kręcimy dalej. Ale za daleko to wszystko już zaszło. Na początku to była zabawa, ale przemyślałem sprawę, pojawiła się refleksja. No, ale i tak powiedziałem ci już za dużo.

Chyba rozumiem, o co chodzi. Jak Wiesiek radzi sobie ze sławą? Nie obawiasz, się że złą robotę mogą zrobić jego fani?

- No właśnie dlatego nie chcę podawać nazwy miejscowości, w której mieszkamy. Fani czasem przyjeżdżają, a ja nie chcę, żeby mu ktoś stawiał alkohol. Poza tym gdyby każdy z jego miłośników chciał napić się z Wieśkiem, to chłop zapiłby się na śmierć. Pytałem go kiedyś o odwyk, ale on nie chce...

W pożegnalnym odcinku dużo mówiłeś o przekazaniu wpływów z reklam na YouTube i sprzedaży gadżetów. Wyglądało, jakbyś się tłumaczył...

- Bo ludzie często pytają, co Wiesiek z tego ma. Regularnie dostaje pieniądze z reklam. Zaznaczam jednak, że reklamy na YouTube wyłączyłem 16 lipca kiedy to opublikowałem film "Kopsnij Drina - Pożegnanie". Kasa z YT nadal jednak spływa za wcześniejsze reklamy. Ostatnia pula będzie we wrześniu i wtedy to się zakończy. W kolejnych miesiącach już Wiesiek nic nie będzie dostawał. Ja obiecałem w filmie pożegnalnym że przekażę zgromadzone w ten sposób środki na fundacje walczącą z alkoholizmem, jednak przemyślałem sprawę i możliwe, że wesprę fundację pomagającą małym dzieciom. Moja część to będzie 6-7 tysięcy złotych.

Uważasz, że Wiesław Wszywka to twoje największe osiągnięcie?

- Tak. To jest moje największe dzieło życiowe. Ale trafnie skomentował to ktoś pod moim filmikiem: Dobrze, że kończą nagrywać teraz i fani mówią "szkoda", zamiast skończyć w momencie, gdy mówiliby "nareszcie".

Wróćmy do jasnej strony tej całej zabawy w testowanie alkoholi przez Wiesława. Podkradałeś mu czasem łyczka podczas testowania alkoholi?

- Jasne, że próbowałem. Ciekawiło mnie, jak smakuje to i owo. I muszę przyznać, że Wiesiek umie bezbłędnie ocenić smak. Gdy skosztowałem Podpiwek, czyli słynne "badziewie", faktycznie wyczułem kawę.

A czy dziś zdarza ci się używać jego ulubionych tekstów?

- Oczywiście! Trzeba przyznać, że Wiesiek jest chodzącą fabryką memów. Mam dużo ulubionych tekstów, których używam na co dzień. Na przykład "Apropo de facto", "Niebo w ziemi", czy "Chluśniem, aby nie uśnieć". Kiedyś jak pił "Złoty strzał", to przeczytał to jako "Złoty szczoch". Fajne jest to, że te zwroty wchodzą do mowy potocznej.

Na filmikach powiedzonka Wieśka ilustrujesz zabawnymi grafikami, dymkami, animacjami. To też twój konik?

- Haha, akurat te biedne grafiki rysowane na filmikach, to szczyt moich możliwości. Ale na szczęście pasują do konwencji.

Fani zauważyli między tobą a Wieśkiem pewne podobieństwa - pytam więc w ich imieniu: Czy jesteś jego synem?

- Oj, tego to ci nie powiem (śmiech). No dobra, zdementuję - na sto procent nie jesteśmy rodziną.

Zdradzisz jakieś zakulisowe tajemnice produkcji serii?

- Miałem wiele wątpliwości i rozterek podczas kręcenia kolejnych odcinków. Niektóre w moim odczuciu były słabe, miały w ogóle nie iść na emisję. Odcinek o wódkach w mojej opinii był kiepski, ale kolega, który ogląda przedpremierowo wszystkie moje produkcje mnie przekonał, że to jeden z lepszych materiałów. Odcinek o bimbrach też czekał długo na emisję, miałem go nie puszczać, ale spojrzałem świeżym okiem i wszystko poszło.

Były już wina, piwa, wódki, bimbry i szampany, a nawet zakąski. Fani nie namawiają na ostatni, ostatniusieńki, pożegnalny odcinek?

- No fakt, mam jeszcze trunki od fanów. Dostałem pięć butelek whisky, które stoją w szafie. Na dzień dzisiejszy nie jestem co do tego przekonany, ale kiedyś może coś z tego powstanie.  

Masz jakiś alternatywny pomysł na Wieśka? Będą w ogóle kolejne filmiki?

- Mam kilka pomysłów, zobaczymy co się wydarzy, bo na pewno się coś wydarzy. Wiesław powróci w innej wersji. Większość ludzi chce po prostu widzieć go testującego cokolwiek. Oni po prostu lubią go za to, jaki jest, a nie za to, że spożywał przed kamerą procenty. Jaki z tego wniosek? Jeśli ktoś chce obejrzeć coś udawanego, to włącza TV, w poszukiwaniu autentyków przeszukuje Internet.

Nie martwisz się czasem, że seria "Kopsnij Drina" sprawi, że zawsze będziesz już kojarzony tylko z Wiesławem Wszywką?

- Ależ ja już jestem zaszufladkowany! Obawiam się, że już nic lepszego nie uda mi się zrobić. Boję się nawet, że w nowej serii będą słowa krytyki, bo ludzie będą tęsknić za dawną konwencją programu, ale zobaczymy jak to będzie...

Rozmawiał Rafał Walerowski


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy