VJ Dominion: Szydzi i manipuluje. Nie oszczędza nikogo

Z Jarosława Kaczyńskiego zrobił gangsta-rapera, Donalda Tuska wplątał w narkotyki, wyśmiewał pijacki savoir vivre Aleksandra Kwaśniewskiego i "hardcore" Anny Fotygi. Nie patyczkował się z gejem, Robertem Biedroniem, który w jego teledysku śpiewa o sobie "ciota" i "pedał". Przed wami YouTube'owy szyderca i manipulator pierwszego sortu - VJ Dominion.

Piszą o nim różnie, bo ciężko ująć go w jakieś sztywne ramy. Manipulator audiowizualny, autor popularnych teledysków z mimowolnym udziałem wszelkiej maści polityków oraz tzw. celebrytów. Twierdzą, że to twórca bezkompromisowy, bezlitośnie obnażający lapsusy językowe i puste obietnice wyborcze. Robin Hood wśród YouTuberów, choć sam (jako miłośnik komiksów) porównuje się raczej do Batmana, czy Supermana.

Pierwsze, niepublikowane nigdzie manipulacje wypowiedziami Lecha Wałęsy sklejał jeszcze w latach 90. na swojej Amidze 500. Gdy powstał YouTube, wyszedł z ukrycia i pokazał zupełnie nowy wymiar szydery. Jest właściwie pierwszym polskim youtube'owym parodystą politycznym. W popularnym serwisie wideo działa już od ośmiu lat i dorobił się rzeszy wiernych fanów. Niewielu wie kim tak naprawdę jest i czym się zajmuje, bo strzeże swej prywatności. Nam udało się jednak zdobyć jego namiary i wypytać o kilka kwestii związanych z jego działalnością. Miłej lektury!

Reklama

***

Pozwolisz, że zacznę od pytania prosto z mostu. Dlaczego nie ujawniasz tożsamości, chowasz się przed widzami pod kapturem i za ciemnymi okularami?

- Od początku nie chciałem się ujawniać. Nie chcę być stereotypowym YouTuberem, poza tym im mniej informacji na własny temat się ujawnia, tym spokojniej się żyje. Dzięki temu mimo, że zajmuję się tematyką polityczną, mogę normalnie iść do sklepu po ziemniaki (śmiech).

Przeglądając twój kanał faktycznie można odnieść wrażenie, że polityka to jakieś 80-90 procent twojej twórczości. Dlaczego akurat taka tematyka dominuje?

- Może nie aż tak dużo, ale powiedzmy że te proporcje kształtują się 60 do 40 na korzyść polityki. A dlaczego właśnie ona? To temat, który codziennie wyskakuje i jest kontrowersyjny. Rozmawiając o polityce szybko się z kimś pokłócisz, więc nagrywając filmy o polityce można łatwo zaangażować widza.

Czym angażowałeś widza w swoich pierwszych filmach? Bo przecież przygoda każdego YouTubera od czegoś się  zaczyna...

- To był rok 2007. Właściwie dwie pierwsze moje piosenki były to utwory anglojęzyczne wykonywane przez polskich polityków. Najpierw Wojciech Olejniczak z SLD a potem Anna Fotyga, która w publicznym wystąpieniu użyła słowa "hardcore", dosyć rzadko używanego przez dyplomatów. 

Robiłeś je z nastawieniem na sukces?

- Nie no skąd. To był taki żart dla znajomych. Jako były lektor angielskiego chciałem wyśmiać znajomość tego języka wśród polityków. Wrzuciłem film, ale nie miałem pojęcia, że na YouTube takie rzeczy szybko się roznoszą. Pamiętajmy, że to było 8 lat temu i zupełnie inne realia internetu. Pojechałem spokojnie na wakacje, gdzie nie miałem dostępu do sieci. Gdy wróciłem, okazało się, że jakieś portale polityczne udostępniały moje filmy. Wyświetlany był nawet w "Szkle Kontaktowym" w Tvn. Liczniki odsłon pokazały jakieś niesamowite wartości.

Jak wówczas odebrałeś taką nagłą popularność?

- Jak wyzwanie. Możliwość zrobienia czegoś z niczego. Z jednej wypowiedzi całą piosenkę, która pokazuje daną postać w zupełnie nowej, zaskakującej roli. To jak alternatywna rzeczywistość. No i trampolina, bo na wypowiedziach znanych osób można wypłynąć.

Nie jesteś wierny jednemu stylowi muzycznemu. Uważni fani z pewnością dostrzegą różne inspiracje. Od hip-hopu, przez techno, aż po bardziej swojskie melodie.

- Było też reggae i inne gatunki, ale faktycznie - rozstrzał muzyczny mam duży. Ja kojarzony jestem głównie z muzyką taneczną - techno i łupanki. Ale staram się próbować innych stylów. Eksperymentuję z samplami, z perkusją. Zobaczymy co z tego wyjdzie. Może kiedyś pojawi się też piosenka disco polo...

Który z twoich filmów powstawał najdłużej?

- "Tuskotronic" powstawał rok czasu. Miałem problemy z teledyskiem. Wróciłem do niego dopiero wtedy, gdy kończyło mi się miejsce na dysku. Wtedy powiedziałem sobie - albo kasuję, albo dokończę. W końcu dokończyłem. Jeszcze dłużej jednak powstawał inny film z Donaldem Tuskiem, "Narkotyki". Początkowo miał się ukazać u Szymona Majewskiego, ale temat był za bardzo kontrowersyjny. Wideo trafiło więc na półkę i opublikowałem je dopiero po trzech latach.

No właśnie - Szymon Majewski. Z jego programu kojarzymy bardzo wiele twoich filmów. Jak trafiłeś do jego ekipy? Sam zaproponował ci współpracę?

- Nie. Zostałem wynaleziony przez kogoś z jego zespołu. Dostałem propozycję współpracy, co było dla mnie szokiem, jakąś totalną abstrakcją. Praca była intensywna, bo choć filmiki trwały 30 sekund, to musiały powstawać co tydzień. Pracowałem tak dwa sezony, czyli jakieś 35-40 odcinków. Była to fajna przygoda, ale w końcu zmienili formułę programu i wzięli CeZika.

Z tego co wiem, udział w Tvn-owskim show nie uczynił z ciebie gwiazdy.

- Dokładnie. Tam byłem zupełnie anonimowy. Stanowiłem po prostu część zespołu. Dlatego po odejściu z programu zrobiłem kontrolowany "coming out" w bluzie z kapturem i nagrałem film "Making of", pokazujący powstawanie moich utworów. 

Łatwo posortować twoje filmy po ilości wyświetleń i zobaczyć, który odniósł największy sukces. Ale który z nich ty uważasz za ten najlepszy?

- Musiałoby to być coś trudnego technicznie do zrobienia. Może "Manipulacja" z Jarosławem Kaczyńskim. Tam fajnie wokal wyszedł, bo Jarosław ma bardzo dobry głos jeśli chodzi o funkcję "autotune".  Jeszcze rockman "Rychu Kalisz Band" był skomplikowany, bo w teledysku była publiczność, światła i efekty 3D. Z tego też jestem zadowolony.

Zdziwię się, jeśli powiesz, że po swoich filmach nie byłeś ani razu w tarapatach. Naraziłeś się przecież wielu ludziom manipulując i nieustannie kombinując.


- Hmm, jakiegoś "hejtu" oficjalnie od polityków nie było. Żadnego listu gończego nikt za mną nigdy nie wystawił. Kontrowersje były za to po filmie z księdzem Natankiem. Jego wyznawcy zaczęli mi pisać wiadomości typu "Będziesz się smażyć w piekle". Trwało to tydzień, może dwa. aż ksiądz Natanek wspomniał o mnie w swoim kazaniu i stwierdził, że to nieszkodliwe. Także klątwy na mnie nie rzucił.


A czy któraś z partii nie próbowała cię czasem skaperować w celu nagrania filmu ośmieszającego konkurencję polityczną?


- Były dwie takie propozycje w roku 2011, przed poprzednimi wyborami. Któraś z mocno promujących się wówczas partii chciała coś do kampanii. Nie wszedłem jednak w to.

Powiedz tak szczerze - czy masz jakieś sympatie polityczne, czy walisz we wszystkich jak leci?


- Preferencje zawsze jakieś tam są, ale po 25 latach przyglądania się polityce można tylko się zaśmiać. Może na moim kanale tego nie widać, ale obśmiałem już wszystkich. Razy rozdaję zatem po równo.

Co szczególnie lubisz wyśmiewać? Masz coś, co działa na ciebie jak płachta na byka?

- Wpadki językowe automatycznie są piętnowane. Ale głównie wyłapuję niezbyt oczywiste rzeczy, choćby jedno odpowiednie słowo, które wpadnie mi w ucho. Tak jak w piosence "Państwo służy wyłącznie gangom". Utkwiło mi w głowie "gangom" - śmieszne słowo o klimacie dość radykalnym. Porządek, szeryf, wiesz... Podobnie było ze słowem "narkotyki" w ustach Donalda Tuska.


Dorobiłeś się już swojej rzeszy fanów. Czy oni czasem pomagają przy powstawaniu nowych utworów?


- Regularnie proszą o nowe kawałki, ale czasem naprowadzają na trop. Ktoś podesłał mi Dariusza z programu "Trudne Sprawy". Nie miałem pojęcia o jego istnieniu, bo tego nie oglądałem wcześniej. Ale okazało się, że można to fajnie ograć, bo on tam mówi wiersz. Sam bym na to nie wpadł.

A spotykasz się ze swoimi fanami? A może bierzesz udział w tajnych spotkaniach polskich YouTuberów?

- Nie, nie chodzę na żadne spotkania. Tworzę wyłącznie projekt wirtualny.

Ale pewnie jakieś pieniądze dzięki YouTube udało ci się już zarobić?

- Tak, jasne. Są reklamy podpięte, gdzieś to się zlicza. Generalnie YouTube stał się maszynką do zarabiania pieniędzy.

Zdradzisz na koniec co ciekawego drzemie na twoim dysku w oczekiwaniu na publikację w niedalekiej przyszłości?

- Oj bardzo dużo projektów. Ale teraz planuję wypuścić coś na wybory, bo jest wielu pretendentów do tronu. Na poprzednie zrobiłem dość dołujący film, w stylu "Co zrobisz, nic nie zrobisz". Taki protest song. Tym razem będzie już bardziej optymistycznie...

Rozmawiał Rafał Walerowski



INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy