Ed Stafford: Najniebezpieczniejszym zwierzęciem jest człowiek

Ed Stafford jest jednym z nielicznych współczesnych podróżników, który łączy pasję podróżowania z ekstremalnym survivalem i odkrywaniem nowych zakątków świata. W rozmowie ze Sławkiem Zagórskim opowiada o śmierci zaglądającej mu w oczy, próbujących zabić go tubylcach i niezwykłym spotkaniu na środku pustyni.

Sławek Zagórski: Ed, jesteś przede wszystkim znany z tego, że jako pierwszy człowiek w historii przemierzyłeś pieszo całą długość Amazonki. Czy kiedykolwiek zdarzyło ci się w trakcie tej wyprawy zwątpić w swoje siły, pomyśleć - "co strzeliło mi do głowy, żeby w ogóle podjąć się czegoś takiego?"

Ed Stafford: (śmiech) - Wiele, wiele razy. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak kosztowne dla organizmu i zdrowia jest spędzenie dwóch lat na wędrówce brzegiem Amazonki przez niekończący się las tropikalny. Musiałbym być strasznym naiwniakiem, gdybym wyruszając na tę wyprawę nie spodziewał się, że będzie mnie czekało sporo długich i bardzo męczących chwil. Wiele razy miałem po prostu dość dżungli, moskitów i niekończące się wilgotności.

Reklama

- Policzyłem kiedyś, że przez te dwa lata zostałem ugryziony przez moskity 50 tysięcy razy! Wyobrażasz to sobie? Na szczęście w odróżnieniu od innych moich wypraw, idąc przez Amazonię nie byłem sam. Miałem ze sobą bardzo dużo ciężkiego sprzętu elektronicznego, dzięki czemu mogłem na żywo udzielać wywiadów na całym świecie, rozmawiać z ludźmi, kręcić materiały wideo, które następnie zamieszczałem na stronie internetowej. Codzienny kontakt z mediami i fanami był dla niesamowitym wsparciem i dodał mi tyle sił, że ostatecznie udało mi się przebyć całą długość Amazonki.

Czy w czasie swoich wielu wypraw kiedykolwiek byłeś naprawdę bliski śmierci? Jaka była najbardziej przerażająca chwila, jaką przeżyłeś będąc w dziczy?

- Myślę, że najwięcej takich chwil przeżyłem w Amazonii. Pewnie wydaje ci się, że największym zagrożeniem w tym miejscu mogą być jadowite węże, jaguary albo piranie. Nic z tego, śmierć może cię spotkać przede wszystkim ze strony drugiego człowieka. Pięć razy strzelano do mnie z łuku, trzy razy handlarze narkotyków strzelali do mnie z broni palnej. Raz zostałem nawet aresztowany za morderstwo, którego oczywiście nie popełniłem. Do wielu  z tych wydarzeń doszło, gdy w trakcie mojej wędrówki wchodziłem na terytoria plemion Indian. Nie mam im tego za złe.

- Przez ostatnich kilkadziesiąt lat ci ludzie byli traktowani bardzo źle przez lokalne władze - wywłaszczano ich z własnej ziemi, palono ich chaty, mordowano. Dokonywano na nich rzeczy, które nie zdarzają się w cywilizowanych krajach, bez jakiegokolwiek poszanowania praw człowieka. Oni nie spodziewają się niczego dobrego po obcych. Żyją w ciągłym strachu - w Peru byli i są terroryzowani przez komunistyczną partyzantkę, w Brazylii przez lokalne gangi, kartele, a nawet zwykłych farmerów. Kiedy pojawiłem się na należącej do nich ziemi, byli przerażeni. Dlatego - na mój widok - zdarzało się, że do mnie strzelali, bo obawiali się o swoje życie. Na szczęście za każdym razem udawało mi się porozumieć z tubylcami, przekonać ich, że jestem uczciwym człowiekiem, który ma po prostu swoją misję. Chce dotrzeć do ujścia Amazonki. Udawało mi się za każdym razem, ale wiem, że są tacy, którzy nie mieli tyle szczęścia.

Często spotykałeś ludzi wyznających odmienne zasady obyczajowe. Jakie były twoje najlepsze i najgorsze doświadczenia z plemionami zamieszkującymi miejsca, które przemierzałeś?

- Trudne pytanie. Szczerze mówiąc wszystkie moje doświadczenia z ludnością zamieszkującą rejony, które odwiedziłem są bardzo pozytywne. Mówiłem wcześniej o tym, że kiedyś do mnie strzelano. Tym razem nie było żadnej takiej sytuacji. Najmilej wspominam spotkanie z tubylcem na pustyni Danakilskiej w Etiopii, która jest jednym z najgorętszych miejsc na naszej planecie. W tym akurat odcinku moim celem było sprawdzenie, czym jest dziwny wzór jaki znalazłem na zdjęciu satelitarnym z tego rejonu. Pas dziwnych, okrągłych kropek. Miejsce, do którego chciałem dotrzeć, znajduje się na niebezpiecznym pograniczu Etiopii z Erytreą.

- Przemierzałem pustynię wraz z dwoma wielbłądami. Nie jechałem na żadnym z nich, jeden taszczył wodę, drugi część mojego sprzętu. Niestety, wielbłąd, który wiózł cały zapas mojej wody, nagle zaczął uciekać. I moja porada na przyszłość - jeśli kiedykolwiek ucieknie ci wielbłąd, nigdy za nim nie biegnij. Zwierzę boi się wtedy jeszcze bardziej, przez co ucieka szybciej... W końcu udało mi się go złapać, ale byłem wycieńczony. Noc spędziłem na pustyni. Kiedy wstałem rano, kilka metrów od siebie zobaczyłem obcego człowieka, który - jak się wydawało - czekał na to, aż się obudzę. Był to wojownik z zamieszkującego ten rejon plemienia Afarów. Uśmiechał się,  a musisz wiedzieć, że uśmiech Afara jest dość... niecodzienny. Ci ludzie ostrzą swoje zęby, dzięki czemu te przypominają ostrza sztyletów.

- Pewnie wędrując nocą przez pustynię zobaczył mnie i zaczął się zastanawiać, co u licha robi ten biały człowiek na środku pustyni? Zapewne pomyślał, że się zgubiłem i dlatego postanowił mi pomóc. Nie posługiwał się angielskim, z kolei ja nie znam nawet słowa w jego mowie. Uznałem, że choćby nie wiem co, muszę ruszyć w dalszą drogę. On poszedł za mną. W dwójkę szliśmy przez cały dzień. On śpiewał pieśni swojego ludu, ja usiłowałem mu akompaniować. Nie mam pojęcia o czym śpiewał, ale było to przeżycie jedyne w swoim rodzaju.

- Jeśli chodzi o najgorsze przeżycie - właściwie nic nie przychodzi mi do głowy. Musisz wiedzieć, że lokalna ludność zazwyczaj bywa bardzo miła dla obcych. W czasie zdjęć do mojej najnowszej produkcji doszło do jednej takiej sytuacji. Znajdowałem się na Papui Zachodniej, gdzie trafiłem do wioski tubylców dosłownie w środku dżungli. Biali ludzie rzadko bywają na tych terenach. Chciałem dostać się do puszczy, której niewielką część pokrywają tajemnicze białe linie.

- Uznałem, że najpierw chciałbym jednak pokazać zdjęcia satelitarne wodzowi wioski. Liczyłem, że być może będzie miał do opowiedzenia ciekawą historię na ten temat. Wódz oburzył się. Zapytał, czy otrzymałem pozwolenie na zrobienie tych zdjęć. Oczywiście, że nie, bo są ogólnodostępne. Każdy może je obejrzeć! Ale ten człowiek nie wie czym jest Internet, czym są satelity. To nie jego wina. Okazało się, że ten rejon to święte miejsce dla jego plemienia i zabronił mi wchodzenia do lasu. Po półtora dnia negocjacji w końcu wódz zgodził się, bym mógł wejść w ten rejon puszczy. Ale tylko po specjalnej ceremonii, która miała oczyścić mnie z grzechu robienia zdjęć bez pozwolenia, których... nie zrobiłem.

Ed, czym jest dla ciebie strach? Czy pomaga ci w trakcie twoich wypraw czy wręcz przeciwnie?

- Dobre pytanie. Uważam, że strach powinno dzielić się na dwa różne rodzaje - negatywny i pozytywny. W pierwszym przypadku mam na myśli głównie strach, który powoduje dysfunkcję człowieka, paraliż, nieumiejętność podjęcia jakiejkolwiek decyzji. To absolutnie jeden z najgorszych stanów, jakich może doświadczyć człowiek. Taki paraliż, szczególnie w nieznanym, wrogim środowisku, może doprowadzić do śmierci.

- Z kolei strach pozytywny to poczucie respektu dla zagrożenia. To także świadomość jego istnienia, tego, że coś złego może nas spotkać. To zwiększenie czujności, ale jednocześnie umiejętność pobudzenia siebie do działania. Tym jest dla mnie strach i zwykle tylko taki mnie dopada. Ale nie zgrywam superbohatera i nie udaję, że nigdy w życiu nie byłem sparaliżowany strachem. Czasem w dziczy za bardzo komplikuję sobie niektóre rzeczy, przez co wydaje mi się, że nie jestem w stanie sobie poradzić z wyzwaniem przed którym stanąłem.

- Może to zabrzmi banalnie, ale moim zdaniem w takiej sytuacji należy wycofać się, spróbować stanąć z boku, zastanowić się, co dalej zrobić, ułożyć sobie te rzeczy w głowie i ruszyć do działania. Strach to uczucie skrajnie zwierzęce, ale jest powodowane tym, że za dużo myślimy. W dziczy staram się upraszczać moje myślenie do niezbędnego minimum. Im mniej myślisz, a bardziej zdajesz się na swój instynkt, zachowujesz większą czujność, masz większą szansę poradzić sobie w dziczy. W dżungli nie można myśleć za dużo...

Jaki pomysł stoi za twoim nowym programem - "Wyprawa w nieznane z Edem Staffordem"? Po raz pierwszy od dawna nie występujesz nago przed kamerą.

- Tak, to prawda. Wreszcie nie muszę się zastanawiać, z czego tym razem zrobię sobie opaskę na biodra. Co za ulga (śmiech). A co do pomysłu na program - kilku moich przyjaciół opowiadało, że dzisiejszy świat w jakiś sposób staje się nudny. Nie będzie już kolejnego Roalda Amundsena czy sir Edmunda Hillary’ego, nie wspominając już o Jamesie Cooku czy Vasco da Gamie, bo wszystko co było do odkrycia na Ziemi, zostało odkryte. Pomyślałem sobie "co za bzdura!".

- Usiadłem przed komputerem, włączyłem Google Earth i zacząłem przyglądać się zdjęciom wykonanym przez satelity. Po zaledwie kilkunastu minutach znalazłem kilka anomalii, dziwnych plam, których nie byłem w stanie wytłumaczyć. Szukałem odpowiedzi w książkach, w Internecie - na ich temat nie znalazłem absolutnie nic. Uznałem, że może powinienem sprawdzić je na własną rękę. Ludziom z Discovery Networks spodobał się mój pomysł. Tak właśnie narodziła się koncepcja mojego nowego programu.

Jakie są najważniejsze rzeczy, które robisz przed rozpoczęciem wyprawy?

- Nigdy nie należałem do tego rodzaju ludzi, którzy mają precyzyjnie zaplanowaną każdą godzinę swojej wyprawy. Mam przypadłość pozostawiania wielu rzeczy samych sobie do ostatniej chwili. Mówiąc szczerze - lubię improwizować. Jak sam zapewne wiesz, niezwykle ważne jest doświadczenie. Po tylu wyprawach już mało co potrafi mnie zdziwić. W moim domu mam specjalny pokój, w którym składuję cały sprzęt. Znajdziesz tam ekwipunek potrzebny na wyjazd w góry, w dżunglę czy na pustynię.

- Tak naprawdę wystarczy mi 10 minut, by spakować się i być gotowym do wyruszenia w jakiekolwiek miejsce na Ziemi. Jeszcze kilka lat temu nigdy bym ci tak nie powiedział, ale po tylu wyprawach stałem się profesjonalistą w tym temacie. Udało mi się zamienić to szalone hobby w coś na kształt zawodu, przez co znacznie lepiej radzę sobie niż kiedyś. Po moich programach, w czasie których przez 6 tygodni przeżyłem bez żadnego sprzętu na bezludnej wyspie albo lądowałem w najróżniejszych miejscach - od Namibii przez Rumunię po australijską pustynię - wiem, że jestem w stanie poradzić sobie nawet w najgorszych warunkach. Dlatego nie przywiązuję aż tak wielkiej wagi do odpowiedniego przygotowania się do wyprawy.

Czy lata, które spędziłeś w armii wpłynęły na twoje umiejętności przetrwania nawet w najtrudniejszych warunkach?

- Myślę, że na samym początku doświadczenie, jakie nabyłem w armii, było dla mnie bardzo ważne. Wojsko dało mi duże poczucie pewności siebie i nauczyło umiejętności potrzebnych do przetrwania, na przykład w dżungli. Zanim trafiłem do telewizji, pracowałem jako przewodnik naukowców, wolontariuszy lub ekip filmowych, które nie miały doświadczenia w poruszaniu się po lasach tropikalnych oraz innych, trudno dostępnych miejscach na świecie.

- Bez lat spędzonych w armii, nie byłbym w stanie tego zrobić. Z kolei bez dziesiątek wypraw do dżungli po tym, jak opuściłem wojsko, z pewnością nie przeszedłbym całej długości Amazonki. Tak, jak mówiłem, z czasem jednak moje doświadczenie, które zdobyłem w armii, zaczęło tracić na znaczeniu. Dużo nauczyło mnie przebywanie z plemionami, zamieszkującymi odległe miejsca naszej planety. Czerpanie z bogactwa ich doświadczenia, z tysięcy lat historii, dzięki której tak doskonale zaadoptowali się do życia, jest nieskończoną inspiracją. Dzięki nim poznałem setki sposobów na radzenie sobie nawet w sytuacjach, które były bez wyjścia.

- W armii zupełnie inaczej traktujesz i postrzegasz środowisko. Jest dla ciebie kolejnym wrogiem, z którym musisz wygrać. Szkolenie wojskowe zakłada bardzo agresywne podejście - bierzesz maczetę i tniesz wszystko wokół ciebie, ścinasz drzewa, pozbywasz się zagrożenia po prostu je zabijając. To nie jest właściwe podejście. Znacznie bardziej odpowiada mi styl ludzi, którzy od urodzenia żyją w danym  środowisku - w dżungli czy na pustyni. Przez tysiące lat przystosowywali się do tego miejsca. Szanują je, bo to jest ich dom. Dlatego staram się stosować metody i wiedzę tubylców - Indian, Papuasów, plemion afrykańskich i tak dalej.

Jesteś jedną z największych gwiazd programów survivalowych na świecie. Jak myślisz, dlaczego tego typu produkcje cieszą się tak dużą popularnością?

- Myślę, że po prostu wielu z nas brakuje kontaktu z naturą. Rano budzisz się w swoim mieszkaniu, położonym w centrum wielkiego miasta. Następnie zapalasz sztuczne światło, myjesz się w chlorowanej wodzie, otwierasz lodówkę, z której wyjmujesz mięso, którego nie upolowałeś sam, jesz chleb z ziarna, którego nie zasiałeś. W dzisiejszych czasach wszystko jest podane na tacy, nie musisz robić nic, by zaspokoić swoje podstawowe potrzeby.

- To wbrew naturze. Myślę, że wielu ludzi odczuwa tęsknotę nie tylko za tym, by nadać swojemu życiu sens, ale również za tym, aby jakkolwiek je odmienić. Dlatego tak wielu ludzi poszukuje oparcia w duchowości, stara się złapać na nowo kontakt z naturą - nasza cywilizacja pomimo wielu wspaniałych osiągnięć nie potrafi zaspokoić naszych podstawowych potrzeb. Nasz świat okazuje się zbyt "sztuczny", brakuje nam bliskości natury i powrotu do stylu życia naszych przodków.

W swoim najnowszym programie zajmujesz się poszukiwaniem odpowiedzi na to, czym są tajemnicze anomalie i plamy, jakie są widoczne na zdjęciach satelitarnych. Czy udało ci się wyjaśnić zagadkę choć części z nich?

- Uzyskanie prawidłowej odpowiedzi na wiele z przypadków, którymi zajmuję się w programie, nie było łatwe. Każdym z przypadków nigdy wcześniej nie zajęli się naukowcy, a ja jestem przede wszystkim podróżnikiem, łowcą przygód,  nie mam przygotowania pod kątem naukowym. Niemniej jednak dla części z tych zagadek znalezienie odpowiedzi nie było czymś bardzo trudnym. Na przykład w odcinku dotyczącym Papui Zachodniej - nie chcę psuć niespodzianki widzom i nie powiem czym były, ale na pewno stworzył je człowiek. Z kolei w przypadku np. krateru Patomskiego na Syberii nikt nie wie, co go wytworzyło. Eksplozja gazów pod powierzchnią ziemi? Uderzenie meteorytu? A może było to gniazdo mitycznego ognistego orła, jak wierzą miejscowi? W każdym razie nie jestem naukowcem, jedyne co mogę zrobić to dotrzeć do tych tajemniczych miejsc, udokumentować je, zrobić zdjęcia i postawić hipotezę. Nic więcej.

____________

Ed Stafford - były brytyjski żołnierz, podróżnik, urodził się 26 grudnia 1975 roku; został wpisany do Księgi Rekordów Guinnessa za samotne przejście wzdłuż Amazonki, od ujścia do źródła. Spędził również samotnie 60 dni na bezludnej wyspie w archipelagu Olorua z czego prowadził regularną transmisję. Za swą działalność został odznaczony przez Szkockie Królewskie Towarzystwo Geograficzne.

Najnowszy program Eda - "Wyprawa w nieznane z Edem Staffordem" można obejrzeć od poniedziałku 28 września, o godz. 21.40 na Discovery Channel.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy