Duży w Maluchu: Tom Swoon

Tom Swoon, a właściwie to Dorian Tomasiak, jest jednym z najlepszych didżejów na świecie. Filip Nowobilski namówił go na przejażdżkę białym Maluchem. Szczere wyznania gwarantowane!

Filip Nowobilski: W jednym z wywiadów powiedziałeś, że robiłeś wszystko, aby działać w Poslce i tutaj się rozwijać. Okazało się, że pracujesz głównie zagranicą i to tam masz status gwiazdy, a w kraju jesteś artystą na dorobku. Czy może się mylę?

Tom Swoon: Masz absolutną rację. Relatywnie nie dawno stałem się popularny. Chciałem odnieść sukces w kraju, by motywować innych. Żeby ludzie wiedzieli, że w Polsce też się da. Cały czas robię wszystko, co mogę, aby tak było.

Wielu ludziom wydaje się, że skoro jesteś didżejem, to pewnie jeździsz Golfem III i masz krótko ścięte włosy i chodzisz w dresach. Skąd ten stereotyp?

- Ja kojarzę inny stereotyp. Zawsze czarna koszulka, bycie nerdem. Albo taki, że bycie didżejem to ciągłe imprezy. Ludzie widzą to, co chcą widzieć. Ja staram się łamać te stereotypy.

W poprawie wizerunku mogłyby wam, didżejom, pomóc spotkania w tradycyjnych mediach...

- Mam takie wrażenie, że twórcy muzyki elektronicznej są u nas traktowani po macoszemu. U nas panuje przekonanie, że artystą można nazwać tylko kogoś, kto napisał symfonię. Ja poczuwam się do bycia artystą. Nie tylko gram, ale i komponuję, a także produkuję.

Masz swoje ulubione lotnisko na świecie?

- W sumie tak. Schiphol w Amsterdamie - jest bardzo sensowne i zawsze się tam odnajduje. Rzecz jasna również "moje" szczecińskie lotnisko. No i do tego jeszcze LAX w Los Angeles.

Pytam, bo chciałbym wiedzieć czy masz w sobie więcej z Polaka, czy z Europejczyka - ciekawego świata i otwartego na nowości.


- Teraz już to drugie. Zaczynałem jako ktoś, kto nie zna świata. Teraz nauczyłem się, że nie należy podchodzić do innych z jakimiś uprzedzeniami. Stałem się bardziej otwarty i tolerancyjny. Z miejsca poznam kogoś, kto nigdy nie podróżował. Życzę im, aby wyrobili oni sobie własne zdanie, a nie powtarzali to, co mówią inni.

A nie chciałeś kiedyś ukierunkować swoich fanów, a jest ich ponad pół miliona na samym Facebooku, aby zaczęli myśleć inaczej niż mówią niektóre media?

- Powoli do mnie to dociera. Wcześniej o tym nie myślałem, ale coraz częściej uświadamiam sobie, że jestem przekaźnikiem. Nauczyłem się jednak dobrze dobierać słowa. Wielu ludzi wyrwie je z kontekstu...

Reklama

Mieszkasz w Szczecinie. Czy to prawda, że dużo osób z tego miasta tylko żyje w Polsce, ale pracuje za granicą?

- Raczej nie. Prędzej ludzie "uciekają" do Poznania. Mało kto chce wyrwać się ze swojej strefy komfortu. Widzę ludzi, którzy się marnują, bo nie chcą stracić tego, że pracują za "średnią krajową".

A czy ty nie miałeś momentu załamania?

- Nie zawsze było kolorowo. Często bywało tak, że trzeba było zainwestować w coś tyle, że wychodziło się na zero. Albo i mniej. Mój manager w chwili desperacji sprzedał nawet swój samochód. Pożyczałem nawet pieniądze od rodziców. Trzeba mieć świadomość, że wszystko jest kruche i można to stracić. Mimo to nie mam planu B. Chcę być związany z branżą muzyczną. Nie chcę odejść od muzyki. Jeśli wkłada się w coś 100 procent siebie, to musi się udać.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy