Duży w Maluchu: Misiek Koterski

Misiek Koterski to niezapomniany Sylwuś z "Dnia świra". Co u niego słychać? Sprawdził to Filip Nowobilski zabierając go na przejażdżkę Maluchem.

Filip Nowobilski: Przed wywiadem napisałeś do mnie, że chcesz, aby było przyjemnie. O co tak naprawdę ci chodziło?

Misiek Koterski: Mam różne doświadczenia z mediami. Ostatnimi czasy nie lubię chodzić na wywiady. Pamiętam jak jeszcze byłem młodym chłopcem. Wychowałem się w Łodzi na blokowisku. Robiliśmy na ławce różne rzeczy. Ta ławka była po to, aby marzyć. Pojawił się program Kuby Wojewódzkiego - coś, czego wcześniej nie było w polskiej telewizji. Pomyślałem sobie, że chciałbym kiedyś usiąść na kanapie w jego programie. Kilka lat później dostałem zaproszenie. Muszę przyznać, że się bałem, chociaż nie miałem nic do stracenia. Byłem po filmie "Dzień Świra" i pracowałem w kultowym pubie "Łódź Kaliska". Pracowałem też na stacji benzynowej.

 Ja naprawdę nie wychowałem się na salonach, jak to się może wielu osobom wydawać. To, że mój ojciec był reżyserem, to naprawdę nic nie znaczyło. Długo mieliśmy czarno-biały telewizor, kiedy to u mojej koleżanki, której tata był taksówkarzem, mieli kolorowy i wszystko co tylko chcieli. Swoją drogą jeździliśmy pomarańczowym Maluchem. U mnie w domu było skromnie, co sobie bardzo cenię. Do dzisiaj jeżdżę metrem.

I to było po "Dniu świra"?!

- Tak, ja byłem zwykłym chłopaczkiem, który za występ w filmie zarobił niewielkie pieniążki. Nic się potem wielkiego nie stało. Ludzie wierzą w tę iluzję, że jak ktoś zagra w jednym filmie to od razu ma dużo pieniędzy, albo że zrobi karierę. Po "Dniu świra" przez wiele lat nikt do mnie z żadną propozycją nie zapukał.

Reklama

Pracowałeś na stacji benzynowej, chociaż jesteś synem wielkiego reżysera. Czy w jakiś sposób ci to nie urągało?

- Absolutnie nie. Ja w ogóle jestem szalenie wdzięczny za swoje życie. Cieszyłem się, że zagrałem w filmie. Przez całe życie oglądałem filmy i miałem ulubionych bohaterów. A teraz mogłem dotknąć Marka Kondrata! I jeszcze z nim wystąpić w tak kultowym filmie. To przeniosło się oczywiście na to, że ludzie krzyczeli za mną na ulicy "Misiek! Jak ojciec zrobi dzióbek, to nie ma c**** we wsi!".

Mój ojciec kiedyś powiedział mi: "lubię skryć się w cieniu i ciepełku twojej popularności". I to słowa człowieka, który zrobił przecież tyle wielkich dzieł!

Wiesz co jest ważne w zawodzie aktora? W filmie "Adwokat diabła" Al Pacino mówi do Keanu Reevesa, że jeśli chcesz wykonywać ten zawód, to musisz jeździć tramwajem albo metrem.

Żeby czuć ludzi.

- Dokładnie. Jestem zdania, że mając zawód, w którym chcesz coś przekazać innym, musisz to robić. Bo co możesz powiedzieć o życiu, kiedy wozisz dupę w Porsche? No nic! Wrócę na chwilę do tej stacji benzynowej. Urągała mi tam jedna rzecz. Stawki wynosiły wtedy około 650 złotych. Pierwszy dzień. Stoję na stacji w uniformie. Podjeżdża jakaś babka i krzyczy: "To pan! To pan! Czy to jakaś ukryta kamera?". Trzęsły mi się ręce, kasy nie umiałem jeszcze dobrze obsługiwać. Odpowiedziałem jej, że to naprawdę ja.

Co mnie wykończyło? Zakompleksiony kierownik. Kiedy widział, że ludzie mnie rozpoznają, to zaczął się nade mną znęcać. Kazał mi sprzątać pety po całej stacji. A ja to grzecznie robiłem. Nie wytrzymałem dopiero przy jednej z kontroli toalet. Musiałem to robić co pół godziny. To akurat nie było niczym złym. Ale kiedy raz natknąłem się na "narciarza" puszczonego po całej długości - od góry toalety aż po muszlę - to poszedłem do kierownika i powiedziałem mu, że ja tak dłużej nie mogę.

A co na to twój ojciec?

- Nigdy nie chciał się wtrącać do mojego życia. Mówił mi tylko, że chciałby, abym został szczęśliwym człowiekiem. On nie wywierał na mnie presji. Cieszy mnie, że przeżyłem taką drogę.

Podobno zdarzało ci się jeździć samochodem bez prawa jazdy.

- Tak, zdarzało się, ale dzisiaj już bym tego nie zrobił. Usłyszałem ostatnio od pani z wydawnictwa, które zaproponowało mi - uwaga, uwaga - wydanie mojej biografii, że jestem ostatnim z mojego pokolenia, który dojrzał. Wtedy uświadomiłem sobie, że faktycznie przekroczyłem pewną granicę...

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy