Artur Górski: Nie wiem, czy wyzwolę się od pseudonimu "Masa"

Artur Górski i "Masa" /archiwum prywatne
Reklama

Do Masy i do policji docierały informacje o formowaniu się większej, przestępczej struktury. Myślę, że tegoroczne aresztowanie prawie całego starego zarządu Pruszkowa, miało właśnie związek z tym, że próbowali odtworzyć grupę przestępczą na wzór Pruszkowa. I nie chodziło o wyłącznie mafię w białych kołnierzykach, lecz także o ekipy "karków" w dresach, zdolnych do wszystkiego - mówi Interii Artur Górski, autor cyklu książek o gangsterze, świadku koronnym - pseudonim Masa.

Łukasz Piątek, Interia: Irytuje pana, kiedy ktoś mówi: "Artur Górski? A, to ten od Masy"?

Artur Górski: - Gdy wpiszemy w wyszukiwarkę Google frazę "Artur Górski", to pojawia się: Artur Górski polityka, Artur Górski Młoda Polska, Artur Górski Masa. No cóż, znak czasu. Nie irytuje mnie, bo dobrze wiem, że wielu dziennikarzy chciałoby być na moim miejscu. Wydałem w swoim życiu 25 książek, ale tak naprawdę stałem się znany dopiero po tych z Masą.

Nie przeszkadza panu, że poniekąd wpadł pan do szuflady z napisem "Jarosław Sokołowski - Masa"?

Reklama

- Dobrze się stało, że w ogóle jestem jakkolwiek identyfikowany. Wcześniej zajmowałem się - uwaga! - Mikołajem Kopernikiem. Nie mam problemu z tym zaszufladkowaniem. Pytanie, czy w przyszłości uda mi się wyzwolić od wspomnianego już pseudonimu Masa. Można się zastanawiać, czy to mi bardziej przeszkadza, czy robi promocję. Myślę, że na obecnym etapie mojej kariery zawodowej zdecydowanie to drugie.

Pana najnowsza książka pt. "Cyngiel" to próba złapania oddechu od Sokołowskiego? Używam słowa "próba", bo ta książka też jest o... gangsterach.

- No właśnie... "Cyngla" napisałem m.in. dzięki wiedzy, którą zdobyłem od Masy. Ponadto bez pomocy Jarka (Sokołowskiego - przyp.red.) nie poznałbym kilku gangsterów, którzy potem opowiedzieli mi wiele interesujących historii, które mogłem w formie literackiej przełożyć na powieść. Natomiast zaznaczam, że nie ma w niej żadnego wątku personalnie dotyczącego Masy.

Pan zawdzięcza więcej Sokołowskiemu, czy Sokołowski zawdzięcza panu?

- To pytanie należałoby zadać również Masie, bo mi nie wypada powiedzieć, że Jarek mi więcej zawdzięcza. Na pewno nigdy bym nie wypłynął na głębokie wody wydawnicze gdyby nie Masa. Nigdy też nie zgłębiłbym w takim stopniu wiedzy na temat polskiej mafii. Ciągle spotykam się z zarzutem, że zrobiłem z niego celebrytę, bo przed napisaniem tych wszystkich książek pozostawał w ukryciu i nikt nie wiedział, kim jest Jarosław Sokołowski - pseudonim Masa.

A zrobił pan?

- Należałoby zacząć od definicji, kim jest celebryta. Osoba znana z tego, że jest znana. Bez względu na to czy słowo, którego zaraz użyję, włożymy w cudzysłów, czy też nie włożymy, to Masa w przeciwieństwie do większości celebrytów ma większe - no właśnie - osiągnięcia życiowe. Niech każdy sam zadecyduje, czy słowo osiągnięcia powinno być w cudzysłowie. 

Jakie to osiągnięcia?

- Jest najsłynniejszym polskim, byłym gangsterem; człowiekiem, który jednak pomógł wsadzić do więzienia wielu groźnych bandytów. Zresztą skoro mówimy o byciu celebrytą, to śmiem twierdzić, że Masa był nim na długo przed tym, jak mnie poznał i zaczął pisać ze mną książki. Pamiętajmy o tym, że był właścicielem największej dyskoteki w tej części Europy. Myślę, że już wtedy miał poczucie wyjątkowości. Dziś być może nadal jest celebrytą, ale w trochę innym charakterze. Wprowadziłem go do literatury, więc można powiedzieć, że stał się celebrytą rynku wydawniczo-literackiego.

Pytałem pana, kto komu więcej zawdzięcza, bo m.in. w Internecie pojawiały się informacje, jakoby Masa miał zarobić na książkach prawie 3 miliony złotych. Wydawnictwo Prószyński i S-ka poinformowało mnie, że umową związane jest wyłącznie z panem. Zatem Masa zarobił na współpracy z panem czy nie?

- Na początku naszej współpracy przedstawiłem sprawę jasno - ja rozliczam się jako ja, interesuje mnie tylko moja część, zaś cała reszta - kto, co, ile, dlaczego - w ogóle mnie nie obchodzi. Nie mam zielonego pojęcia, jak zarabia Masa. Jestem przekonany, że służby fiskalne interesują się tym, co Masa ma, zatem wszystko jest zgodnie z prawem. Czytam przeróżne informacje, ile to milionów zarobiłem na tych książkach i chce mi się śmiać. W tym kraju nie da się zarobić na literaturze takiej fortuny.

To zapytam inaczej - czy dzieli się pan z Sokołowskim zyskami ze sprzedaży książek?

- Nic mi o tym nie wiadomo (śmiech).

Wie pan, ile otrzymuje od państwa świadek koronny w Polsce?

- Z moich informacji wynika, że to kwota około trzech, może czterech tysięcy złotych.

Pytam o finanse, bo ciekawi mnie, z czego utrzymuje się świadek koronny w Polsce na przykładzie Masy. Ustawa z dnia 25 czerwca 1997 r. o świadku koronnym mówi o tym, że w razie niemożności zatrudnienia świadka koronnego lub osoby dla niego najbliższej, może być im przyznana pomoc finansowa, w szczególności przeznaczona na pokrycie kosztów utrzymania. Zakładając, że Masa otrzymuje pomoc finansową od państwa, rodzi się pytanie, ile podatnicy płacą na jego utrzymanie. Z kolei to pytanie nasunęło mi się po tym, jak na facebookowym profilu Masy zobaczyłem zdjęcia z jego zagranicznych wycieczek, m.in. do Dubaju.

- Z tego co wiem, to Jarosław Sokołowski otrzymuje od państwa pensję, ale są to sumy nieprzesadne. Zresztą jak już wcześniej powiedziałem - ja nie chcę wiedzieć, ile pieniędzy i od kogo otrzymuje Masa. Natomiast nawiązując do pytania - tak, Masa był niedawno z żoną w Dubaju. Dziś wakacje w Emiratach nie są już jakimś znaczącym wydatkiem. Poza tym do Dubaju pojechał tylko na krótką wycieczkę, a urlop spędzał gdzieś indziej. Dziś luksus stał się o wiele tańszy niż kiedyś. Każdy może pojechać do Dubaju i sfotografować się na tle luksusowego hotelu. Tak samo każdy świadek koronny ma prawo do swojego życia. To nie jest tak, że koronnego zakopuje się pod ziemią, gdzie pilnuje go czterech uzbrojonych policjantów, żeby nie uciekł. Masa musi się ciągle mierzyć z zarzutem, że ośmiesza instytucję świadka koronnego. Świadek koronny może żyć tak, jak każdy inny człowiek.

Ale nie każdy inny człowiek wyjeżdża na wakacje z ochroną, za którą płacą podatnicy.

- Nie wiem, czy jeździ z ochroną.

Uczestniczył pan w jednym z wyjazdów Masy do ciepłych krajów, więc jeśli pojechali z wami funkcjonariusze, to musiał pan w jakiś sposób dostrzec ich obecność.

- Muszę się zakryć niewiedzą, bo nie wolno mi mówić o ochronie świadka koronnego. Byłem z Masą na Wyspach Zielonego Przylądka, ale za ten wyjazd płaciło wydawnictwo.

Ale za wyjazd funkcjonariuszy - o ile w ogóle tam pojechali - płacił już polski podatnik.

- Nie wiem...

W Internecie często napotykam na krytyczne opinie ludzi, którzy piszą o Masie mniej więcej w ten sposób: "Co z niego za świadek koronny skoro w Łodzi każdy wie, w której siłowni można spotkać Masę".

- Ćwiczy w różnych siłowniach, więc to nie jest tak, że można go spotkać tylko w jednej. A dlaczego akurat w Łodzi?

Nie uważa pan, że już sam ten fakt, że można go tam zastać, jest bulwersujący? To pokazuje, że instytucja świadka koronnego w Polsce na przykładzie Masy nie zyskuje na powadze. Ponadto ostatnio dużo mówiło się o tym, że Sokołowski będzie uczestniczył w zlocie swoich fanów z Facebooka. A to już groteska...

- Do żadnego spotkania z fanami w Warszawie nie doszło. Tak samo, jak i w Poznaniu, gdzie to spotkanie początkowo miało się odbyć. Ale jeśli nawet - przyjmijmy hipotetycznie - że takie spotkanie miałoby miejsce, to zapewne wynajęto by najlepszą agencję ochrony, uzbrojoną po zęby, Masa siedziałby w kominiarce odgrodzony od publiczności. Niewiele by się to różniło od procesów, w których Masa, jako świadek koronny, brał udział.

I o tym właśnie mówię - publiczność z Facebooka, ochrona, Masa w kominiarce... To przypomina cyrk, a mamy przecież do czynienia z instytucją świadka koronnego, zapisaną w ustawie i przyjętą przez rząd.

- Mówi pan o swoich odczuciach, a nie o stanie faktycznym. Masa, jako świadek koronny cały czas jest chroniony, nie widzimy jego twarzy, nie znamy jego tożsamości, więc wszystko odbywałoby się w zgodzie z prawem.  On naprawdę ma prawo robić, co chce.

W ramach tejże ustawy...

- Jeśli robiłby coś, co się kłóci z zasadami, to zapewniam, że odpowiednie służby zadbałyby o to, aby mu to uniemożliwić.

Abstrahując już od tego, czy Masa porusza się w ramach ustawy o świadku koronnym, to czy nie uważa pan, że ta szala zysków i strat bycia świadkiem koronnym w Polsce, przechyla się niebezpiecznie w stronę zysków? Piję teraz m.in. do moralności.

- W tej chwili rozmawiamy na poziomie pewnych emocji społecznych, a ja lubię rozmawiać opierając się na faktach. Jeżeli ktoś wykaże, że Masa robi coś, czego nie ma prawa robić, to wówczas możemy o tym dyskutować. Na tę chwilę nikt niczego nie wykazał, bo Jarosław Sokołowski trzyma się zasad. Mówi pan o moralności, ale ja nie wiem, czy to jest właściwe słowo. Moralność to bardziej dekalog. Nazwałbym to raczej jakimś społecznym punktem widzenia jego funkcji.

- Ludzie zazdroszczą sukcesu. Masa odniósł sukces najpierw jako przestępca, odnosi również teraz, jako bohater książek, dlatego łatwo jest podburzyć ludzi przeciwko niemu. Ludzie bardzo chętnie przyjmują doniesienia medialne mówiące o tym, że Masa robi sobie żarty z funkcji świadka koronnego, że za pieniądze Polaków leży na plaży w Dubaju. Bardzo łatwo napompować balon z tą atmosferą hejtu i nagonki. Później ta machina już sama się nakręca. Do tego wszystkiego podłączają się inni przestępcy, którzy mają do Masy jakieś żale, więc to dodatkowo podgrzewa sytuację.

Mówi pan, że bierze się to z zazdrości, a mnie się wydaje, że nie o zazdrość tu chodzi, lecz o brak sprawiedliwości. Zwykły przedsiębiorca Kowalski pomyli się przy wypisywaniu faktury i z tego tytułu może stać się przestępcą, który działa na niekorzyść Skarbu Państwa. Z drugiej strony mamy świadka koronnego, byłego gangstera, który przyczyniał się do wyrządzania krzywd wielu niewinnym ludziom, chcącym uczciwie zarabiać na życie. Człowiek, który należał do grupy przestępczej, zajmującej się m.in. ściąganiem haraczy, dziś żyje pod ochronnym parasolem państwa, jest utrzymywany przez społeczeństwo, a skrzywdzeni przez niego ludzie, którzy potracili przez mafię majątki, na państwo liczyć nie mogą. Dlatego wcześniej pytałem o moralność...

- Połóżmy na szali to, jak Masa żył, kiedy był przestępcą, oraz to, w jaki sposób państwo skorzystało na współpracy z nim, jako świadkiem koronnym. Nie zabierajmy Masie tego, że znacząco przyczynił się do zlikwidowania jednej z największych grup przestępczych w tej części Europy. Sokołowski nigdy nie ukrywał, że w przeszłości był złym człowiekiem, ale chciał także, żeby dostrzeżono jego metamorfozę. Dzięki jego współpracy z organami ścigania nie ma już wszechogarniającego strachu na ulicach.

Czy to prawda, że Masie nie odebrano jego majątku zgromadzonego z działalności przestępczej?

- A komuś odebrano? Proszę mi pokazać choćby jednego przestępcę z grupy pruszkowskiej, któremu coś odebrano.

Ale to Sokołowski jest świadkiem koronnym, a nie inni przestępcy.

- A ma pan pewność, żeby tak wiele było do skonfiskowania? Ludzie nie chcą w to wierzyć, a jest to absolutną prawdą - gangsterzy z Pruszkowa przepuścili większość pieniędzy. A może lepiej powiedzieć: "przepultali". I potwierdza to każdy, z kim rozmawiałem, a kto był dobrze zaznajomiony z Pruszkowem. Ponadto, kiedy wiedzieli, że będą skazani, pozostały majątek przekazali różnym cwaniakom, którzy na czas odsiadki mieli nim zarządzać. Potem się okazało, że majątków już nie ma. Cwaniaków też trudno odszukać.

Kończąc już wątek Masy chciałem zapytać, jak pan podchodzi do sprawy związanej z - nazwijmy to - zabawą zorganizowaną na Facebookowym koncie "Jarosław Sokołowski ps. MASA"? Nie zdołałem zweryfikować, czy to oficjalne konto Jarosława Sokołowskiego, ale na podstawie zamieszczanych tam treści przypuszczam, że tak. Zabawa polegała na przesyłaniu przez fanów tego profilu zdjęć, na których widniały książki napisane przez pana wspólnie z Jarosławem Sokołowskim. Na jednym ze zdjęć można zobaczyć stojących mężczyzn, z czego jeden z nich kopie w ziemi dół, drugi trzyma skrępowanego człowieka, trzeci zaś czyta pana książkę. Tła dopełniają dwa auta BMW i czarny worek. Zdjęcie zaaranżowane na potrzebę dowcipu przedstawia moment tuż przed egzekucją, jak się można domyślać. Pochwala pan takie "działania marketingowe" - zwłaszcza, że prowadzone są one na - jak przypuszczam - oficjalnym kanale byłego gangstera? Pan przecież książkę z tego żartobliwego zdjęcia firmuje swoim nazwiskiem...

- Mam wrażenie, że w tym kraju poczucie humoru spadło na każdym pułapie. Generalnie ludziom potrzeba coraz mniej do tego, żeby się śmiać, i w tym przypadku, żeby być uważanym za fajnych chłopaków.

Budzi to w panu niesmak, kiedy były gangster, który przyczyniał się do cierpienia innych ludzi, dziś dla żartów promuje tego typu zdjęcia?

- Ten, kto wysyłał to zdjęcie, chciał być fajny w stosunku do Masy. Chciał pokazać, że nadaje na tych samych falach. Ale nie nadaje, bo Masa jest zupełnie inny.

Ale zakładając, że to Masa jest administratorem tego konta, to on zatwierdził tę fotografię.

- Wiem, ale jestem święcie przekonany, że nie chciał tym nikogo urazić. Poza tym łopata i las wpisywały się rzeczywistość grupy pruszkowskiej, więc można powiedzieć, że to zdjęcie paradokumentalne.

Miał pan nieprzyjemności po spisaniu wspomnień Sokołowskiego?

- Kilka razy. Wielu ludziom nie spodobało się to, co w tych książkach jest. Tym bardziej, że są one czytane przez różne środowiska, m.in. policyjne i prokuratorskie. Czasami są nawet traktowane jako trop czy poszlaka. Otrzymywałem telefony, w których pewne osoby dosyć kategorycznie "prosiły" mnie, żebym zaprzestał pisania. Na początku siłą rzeczy robiło to na mnie wrażenie, ale to właśnie Masa zaczął mnie uczulać na fakt, że to wyłącznie socjotechnika, która ma czemuś służyć. Takie typowe utrzymywanie stanu niepewności, bo nigdy nikt nie powiedział, o co dokładnie chodzi. Służyło to wywołaniu we mnie odpowiedniego napięcia.

Czy dziś byli koledzy Masy z mafii pruszkowskiej nadal chcą się na nim zemścić za to, że wydał ich organom ścigania? Wyrok na Sokołowskiego nadal obowiązuje?

- Sam Masa mówił, że cena za jego głowę waha się od jednego do dwóch milionów dolarów. Zresztą ten wyrok na niego był nie tak dawno temu potwierdzony po raz kolejny...

Powiedział pan kiedyś, że z informacji posiadanych przez Sokołowskiego, całkiem niedawno mafia pruszkowska była bardzo bliska reaktywacji. Jak bardzo?

- Tak, to miała być gangsterka podobna do tej, którą znamy z lat dziewięćdziesiątych. Zresztą takie próby są podejmowane cały czas.

Więc dlaczego do reaktywacji nie doszło? Takie próby były podejmowane, o ile wiem, trzy-cztery lata temu.

- I to nie raz, i w różnych miejscach. Także w salonikach VIP-ów w kasynach luksusowych hoteli. Takie spotkania przeważnie okraszone były alkoholem, więc ich uczestnicy czuli się bardzo pewnie. Na ich nieszczęście były tam kamery. Do Masy i do policji docierały informacje o formowaniu się większej, przestępczej struktury. Myślę, że tegoroczne aresztowanie prawie całego starego zarządu Pruszkowa, miało właśnie związek z tym, że próbowali odtworzyć grupę przestępczą na wzór Pruszkowa. I nie chodziło o wyłącznie mafię w białych kołnierzykach, lecz także o ekipy "karków" w dresach, zdolnych do wszystkiego. Tam są podejrzenia o organizowanie bardzo niebezpiecznych i licznych grup - na domiar złego na terenie całego kraju. W związku z tym nie mówimy o jakiejś niewielkiej, lokalnej strukturze, ale o takiej, która miała czerpać "wszystko, co najlepsze" z całej Polski. Nie chcę mówić o szczegółach, o tym na pewno będą donosiły media.

Gdyby kiedyś taka grupa w Polsce zdołała się reaktywować, to czy możliwe jest, żeby dziś mafia działała na takich samych zasadach, jak miało to miejsce w latach dziewięćdziesiątych?

- Moim zdaniem nie. Policja jest dziś znacznie lepiej zorganizowana, znacznie lepiej dofinansowana. Lata dziewięćdziesiąte są już nie do powtórzenia. Ale to nie oznacza, że nie można powtórzyć, tudzież odtworzyć przestępczości zorganizowanej, której na pierwszy rzut oka na ulicach nie widać. 

Co kilka miesięcy można natknąć się na artykuły typu: "Groźni przestępcy wychodzą po wieloletnich wyrokach. Czy na ulicach znowu zagości strach?". Co pan myśli na ten temat?

- Pytanie, czy należy się obawiać tych złamanych ludzi, którzy wychodzą po długich wyrokach i mają między 60 a 70 lat, czy może należy baczniej przyglądać się młodym wilkom, które wyrosły na ich legendzie, i które będą chciały im dorównać, ale nie dopuszczając ich do struktur. Jest jeszcze jedna rzecz - sytuacja ekonomiczna wielu młodych ludzi w Polsce nie jest najlepsza, dlatego takie osoby nie widząc dla siebie przyszłości, mogą myśleć o działaniach kryminalnych. To niestety naturalne warunki do tego, żeby znowu zaczęła rozwijać się przestępczość.

Jak gangster, który wychodzi na wolność po wieloletnim wyroku, odnajduje się na wolności?

- Słabo. Niewielu jest takich, którym się to udaje.  Większość znowu wchodzi na drogę przestępstwa. Aczkolwiek znam kilku chłopaków, którzy sobie poradzili, ale wyłącznie dzięki temu, że przestępczość wykształciła w nich pewną mobilność, która jest niezbędna w biznesie oraz przekonanie, że nikt nie da nic za darmo.

Mówił pan przed chwilą o socjotechnice, poprzez którą próbowano pana w jakiś sposób przestraszyć i zniechęcić do pisania książek ze wspomnieniami Masy. Gdyby tak przyjrzeć się zachowaniu gangsterów, to można pokusić się o stwierdzenie, że dobrze znają się na psychologii. Skąd się to u nich bierze?

- Powiem więcej - oni fenomenalnie rozumieją ludzką psychikę. Skąd to się bierze? Przestępczość to praca z drugim człowiekiem czy może raczej - na drugim człowieku. Przecież odzyskiwanie długu to nie tylko katowanie w lesie, ale podchody psychologiczne, które mają wywołać w ofierze poczucie zaszczucia i nieuchronności kary.

Rozpoczęliśmy rozmowę od pytań o książki i na tym również zakończymy. Po wydanej właśnie powieści pt. "Cyngiel", ma pan już kolejne plany wydawnicze?

- Cały czas szukam sobie jakiejś fajniej niszy, która znowu będzie moja. Rzecz w tym, że rynek jest nieprzewidywalny i nigdy nie można być pewnym "złotego strzału". Na razie kręcę się w środowisku przestępczym. "Cyngla" wydałem w innym wydawnictwie niż to, które wydało serię z Masą, ale w serii z Jarkiem Sokołowskim jeszcze ukaże się kilka tomów. Pytanie: raczej pięć czy dwa? Powiem tylko jedno: najbliższa książka z udziałem Masy będzie różniła się od poprzednich tym, że napiszemy ją we trójkę. Ja, Sokołowski oraz osoba z bardzo wysokiego, pruszkowskiego świecznika...

Rozmawiał Łukasz Piątek

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama