Zanurkował na 52 metry w zamarzniętym jeziorze i pobił rekord Guinnessa

Bez pianki, bez butli i pod taflą zamarzniętego jeziora. Na samą myśl można dostać gęsiej skórki, podczas gdy warunki nie stanowiły dla czeskiego nurka żadnego problemu. Pobił on rekord Guinnessa we freedivingu, płynąc na głębokość ponad 52 metrów w szwajcarskim jeziorze Sils.

Rekord w nurkowaniu

Freediving to całkiem ekstremalny sport, w którym nurkowie nie korzystają ze sprzętu do oddychania, a cały proces odbywa się na wstrzymanym oddechu. Jedynymi pomocami, które są niekiedy używane to np. okulary do pływania, płetwy czy pianki. Tak czy inaczej, jest to szalenie wymagająca dyscyplina dla ciała ludzkiego.

Jak łatwo się domyślić, niektórzy utrudniają sobie to zadanie, korzystając z mniejszej liczby pomocy sprzętowych, czy w ogóle dokonując niebywałych wyczynów w ekstremalnie niekorzystnych warunkach. Tak, jak zrobił to Czech David Vencl, który postanowił pobić rekord Guinnessa.

Reklama

Zdołał on zanurzyć się na głębokość ponad 52 metrów w zamarzniętym szwajcarskim jeziorze Sils nieopodal St. Moritz. Gdy temperatura powietrza oscylowała w okolicach zera, 40-letni nurek zanurzył się pod wodę, gdzie spędził 1 minutę i 54 sekundy. Na dowód swojego wyczynu musiał zerwać specjalną naklejkę umieszczoną na głębokości nieco ponad 52 metrów.

Po wyjściu z wody nurek sięgnął po szampana na znak zwycięstwa. Został później przetransportowany do szpitala, gdzie upewniono się, że wszystko z nim w porządku. To nie takie oczywiste, gdy w grę wchodzi woda (dosłownie) mrożąca krew w żyłach.

Nie tylko temperatura

Aż ciężko wymienić, który z aspektów wyczynu jawi się jako ten najbardziej ekstremalny. Z jednej strony, mamy nurkowanie na sporą głębokość bez żadnego sprzętu i spędzenia pod powierzchnią prawie 2 minuty. Do tego trzeba dodać fakt, że Vencl nie korzystał z żadnej pianki utrzymującej jego temperaturę, a ta była naprawdę niska.

Jak zaznaczył sam nurek, dodatkowym utrudnieniem było poradzenie sobie z ciśnieniem. To powodowało spory dyskomfort głównie ze względu na fakt, że woda była bardzo zimna. Ostatecznie wyczyn się powiódł, a Czech został wpisany do Księgi Rekordów Guinnessa - po raz drugi. Wcześniej zyskał ten status w 2021 roku, gdy na jednym oddechu udało mu się przepłynąć 265-metrowe jezioro w Czechach.

Freediving, czyli sport dla zuchwałych

Niech nie zwiedzie nas brak korzystania ze specjalistycznego sprzętu - freediving to zdecydowanie nie jest dyscyplina dla każdego. Wręcz przeciwnie, to jedna z bardziej niebezpiecznych zabaw w wodzie, jakie można sobie wymyślić. Nie przeszkadza to jednak kolejnym śmiałkom w podejmowaniu prób bicia rekordów. Te mamy również w Polsce.

Wolne nurkowanie dzieli się na wiele kategorii. Dla przykładu rekord Polski w statycznym wstrzymywaniu oddechu należy do Mateusza Maliny i został pobity 30 czerwca 2018 roku. Trwał aż 8 minut i 46 sekund. Mężczyzna jest jednym z najbardziej utytułowanych freediverów w naszym kraju, mając na swoim koncie 3 mistrzostwa świata w DNF (Pływanie dynamiczne bez płetw).

Polecamy na Antyweb | PlayStation 5 Pro powstaje. Kiedy premiera?

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: nurkowanie | Czechy | Szwajcaria | rekord | rekordy Guinnessa
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy