Z szablą na czołgi. Prawda czy mit?

Obraz Polaków walczących w trakcie kampanii wrześniowej konno z czołgami to tak naprawdę życie po śmierci nazistowskiej propagandy.

A wszystko zaczęło się od jednego incydentu z 1 września, co w rozmowie z Francuską Agencją Prasową przypomina brytyjski historyk Christoph Mick z Uniwersytetu w Warwick.

- 1 września 1939 roku grupa 250 polskich kawalerzystów napotkała niemiecką piechotę pod Krojantami. Po pokonaniu wroga zostali zaskoczeni przez jednostkę opancerzoną, która ostrzelała ich z sąsiadującego z polem starcia lasu, zabijając kilku jeźdźców i koni - opowiada Mick. - Gdy na miejsce przyjechali niemieccy i włoscy dziennikarze, pokazano im trupy koni i żołnierzy oraz dwa niemieckie czołgi - dodaje.

Reklama

Chodziło o psychologię

Tak powstała opowieść o tym, jak to Polacy byli opóźnieni cywilizacyjnie. W rzeczywistości nasi przodkowie nie wpadli na pomysł, aby atakować czołgi za pomocą kawalerii. Opowieść o tym, że tak było, nazistowska propaganda powtarzała, żeby wykazać umysłową niższość Słowian. Chodziło też o psychologię.

- Propagandowe filmy pokazują czołgi i samoloty cały czas. Naprawdę kładli na to silny nacisk - zauważa Wojtek Lietz, który na co dzień jeździ w 8. Pułku Ułanów, grupie rekonstrukcji historycznej.

Niemcy faktycznie mieli przewagę, jeśli chodzi o poziom zmotoryzowania armii. Inne kraje, nie tylko Polska, były za nimi wówczas daleko w tyle. My, wedle ówczesnych planów, mieliśmy zmechanizować nasze wojsko do 1942 roku.

Przeciw Sowietom

Polska kawaleria, podobnie jak lekceważona i wyśmiewana w czasach PRL Flotylla Pińska, była tworzona z myślą o wojnie ze wschodnim sąsiadem. Doświadczenia wojen z Rosją podpowiadały, że na bezkresnych stepach Ukrainy i Rosji lepiej spisują się mobilne związki kawalerii niż zagony pancerne. Główną rolę odgrywało tutaj zaopatrzenie w paliwa i smary, które przez słabą infrastrukturę komunikacyjną były utrudnione.

Przekonali się o tym Niemcy w 1942 roku, kiedy dotknęły ich poważne problemy z zaopatrzeniem. Wówczas okazało się, że jednostki kawalerii są wręcz niezbędne w czasie działań w Rosji. Sowieci doskonale o tym wiedzieli i obok brygad pancernych zawsze na skrzydłach działały oddziały kawalerii. Niemcy przed rozpoczęciem operacji Barbarossa pozbyli się prawie wszystkich jednostek konnych. A mieli ich całkiem sporo.

Niemiecka kawaleria

Rola koni była jednak zupełnie niż przedstawia to bajka o polskiej kawalerii walczącej z czołgami. W 1939 roku mieliśmy 320 tys. koni w armii, ale ich główne zadanie polegało na dostarczeniu żołnierzy na pole bitwy.

- Polska kawaleria była tak naprawdę piechotą na koniach. Kawalerzyści nie byli szkoleni do walki konno. Mieli zsiąść z koni i walczyć jako piechota - zauważa Jan Szkudliński z Muzeum II Wojny Światowej.

A że niemieckie kroniki pokazywały czołgi i samoloty, to nikt nie pamięta dziś o tym, że Polskę atakowało konno około 200 tys. żołnierzy Wehrmachtu. Polska i niemiecka kawaleria starły się między innymi pod Krasnobrodem 23 września 1939 roku.

Konie walczyły także na innych frontach. Pierwsze nazistowskie jednostki, które w 1940 roku przekroczyły granicę z Francją, to byli właśnie kawalerzyści, a Amerykanie i Brytyjczycy używali kawalerii w trakcie walk z Japończykami na Filipinach i Birmie.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: historia | III rzesza | Palestyna
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy