Władysław Kosianowski. Słynny łowca U-bootów

Komandor Władysław Kosianowski z powodu gierek personalnych wiceadmirała Jerzego Świrskiego dołączył do Marynarki Wojennej Wolnej Francji. Tam okrył się chwałą odważnego dowódcy okrętu pułapki.

Przed niewielkim parowcem idącym pod turecką banderą wykwitła kolumna wyrzucając w górę tony wody i ogłuszonych ryb. Natychmiast za jego rufą zakotłowała się woda. Statek dał całą wstecz, aby zatrzymać się jak najszybciej. Na pokładzie niedużego żaglowca, który jeszcze przed chwilą wydawał się bezbronnym szkunerem wyrosły lufy dział, a załoga obdartusów miała założone kapoki i płaskie brytyjskie hełmy.

Na pokład "Turka" weszła grupa abordażowa. Po dokładniej kontroli okazało się, że transportowiec nie przewoził kontrabandy, a jego papiery były w porządku. Sprawdzenie tego parowca kosztowało zdemaskowanie "statku pułapki", jednak jak się okazało, wyszło to aliantom na dobre.

Reklama

Niedługo później dowodzący zespołem obdartusów komandor Kosianowski otrzymał gratulacje od generała de Gaulle, a ponadto załodze dostarczono skrzynkę wina z zapasów francuskiego męża stanu.

Nim Kosianowski stał się bohaterem przeganiającym niemieckie i włoskie okręty podwodne ze wschodniej części Morza Śródziemnego, musiał przełknąć gorycz odrzucenia.

Bohater wojenny i "zero"

Władysław Kosianowski urodził się 22 lipca 1895 roku w Moskwie. Służbę na morzu rozpoczął w 1912 roku na statkach handlowych carskiej Rosji. Po wybuchu Wielkiej Wojny wysłano go do Oficerskiej Szkoły Piechoty. Podczas walk z Austriakami został ranny i trafił do niewoli, z której zwolniono go w 1918 roku.

Natychmiast wyjechał do Warszawy, gdzie wstąpił do Wojska Polskiego i jako kapitan piechoty walczył na Ukrainie przeciw bolszewikom. Tam ponownie został ranny i ponownie dostał się do niewoli. Został z niej zwolniony po zawieszeniu broni. Za wojnę polsko-bolszewicką został odznaczony Krzyżem Srebrnym Orderu Wojskowego Virtuti Militari. Natychmiast po powrocie do Polski zaczął się starać o przeniesienie do Polskiej Marynarki Wojennej. Udało mu się to w 1921 roku.

Ówczesny szef Departamentu dla Spraw Morskich, gen. por. mar. Kazimierz Porębski, pragnąc wykorzystać jego doświadczenie zarówno w działaniach na wodzie, jak i na lądzie przydzielił Kosianowskiego do Flotylli Wiślanej. Tam kapitan objął dowództwo statku uzbrojonego "Generał Sosnkowski", następnie we Flotylli Pińskiej dowództwo monitora ORP "Toruń".

Tan zastała go zmiana dowództwa PMW. W wyniku intrygi szefem Kierownictwa Marynarki Wojennej został ówczesny komandor Jerzy Świrski. Nowy dowódca znany był ze swej kontrowersyjnej polityki personalnej, której główną maksymą było mianowanie na stanowiska dowódcze oddanych sobie oficerów. Nawet jeśli nie posiadali oni odpowiednich kwalifikacji.

Do wybuchu wojny wielu oficerów jeszcze się uchroniło przed zakusami personalnymi Świrskiego. Wśród nich był i Kosianowski.  Do 1934 roku dowodził kolejnymi jednostkami: torpedowcem "Kujawiak" i transportowcem "Wilia". Po praktyce morskiej objął Wydział Morski Komisariatu Generalnego Rzeczypospolitej Polskiej w Wolnym Mieście Gdańsku. Tam dosięgła go ręka Świrskiego. W wieku zaledwie 39 lat w stopniu komandora podporucznika został przeniesiony do rezerwy.

Następnie, aż do wybuchu wojny pełnił funkcję dyrektora Towarzystwa Połowów Dalekomorskich "Pomorze". Równolegle był także członkiem Rady Głównej Ligi Morskiej i Kolonialnej.

A więc wojna!

Tydzień przed wybuchem wojny został powołany do służby, jednak kontradmirał Świrski zrobił wszystko, aby Kosianowski, mimo przydziału nie trafił do PMW. Ostatecznie trafił do II Oddziału Sztabu Głównego, czyli do wywiadu. Na początku września otrzymał rozkaz wyjazdu do Holandii, gdzie miał zorganizować przerzut polskich trawlerów do Francji.

Po przegranej wojnie obronnej Kosianowski zgłosił się bezpośrednio do kadm. Świrskiego, prosząc o przydział do PMW. Ten jednak tytułując go majorem piechoty, stwierdził że piechur powinien siedzieć w okopie, a nie na mostku, odesłał komandora z kwitkiem. Mimo wstawiennictwa komandorów Morgensterna-Podjazda i Zajączkowskiego (za którymi Świrski też nie przepadał) i pisma do gen. Sikorskiego, Świrski cały czas odmawiał przyjęcia oficera w skład PMW. Co więcej, zabronił Kosianowskiemu nosić marynarski mundur, cały czas zwracając się do niego per majorze.

Kosianowski miał dość polskiego piekiełka. Poprosił o zwolnienie ze służby i możliwość przejścia do Marynarki Wojennej Wolnej Francji. Świrski widząc szansę na pozbycie się niewygodnego oficera natychmiast podpisał zgodę i z dniem 15 grudnia 1941 roku Kosianowski został przeniesiony w stan nieczynny na okres dwóch lat "celem objęcia obowiązków w marynarce wojennej Wolnej Francji".

Bejrut

Komandor objął stanowiska dowódcze w sztabie dowódcy sił morskich Lewantu, gdzie odpowiadał za ruch jednostek na podległym obszarze, a następnie w brytyjskim Dowództwie Rejonu Bejrutu, jako pomocnik szefa sztabu operacyjnego, odpowiedzialny za ruch konwojów na południowo-wschodnim Morzu Śródziemnym. Tam w końcu doceniono jego wiedzę i umiejętności.

Punktem zwrotnym w karierze komandora był dzień 16 kwietnia 1942 roku. Tego dnia oficerowie sztabu byli świadkami zatopienia na redzie bejruckiego portu tankowca SS "Caspia". O godzinie 21:48 dowódca U-81 Friedrich Guggenberger rozkazał odpalić pierwszą torpedę. Niespełna minutę później w kierunku parowca ruszyła kolejna. Dwie minuty później jedna z nich uderzyła w burtę powodując eksplozję przewożonego na pokładzie paliwa. Tankowiec zatonął o 22:10. Zginęło 26 marynarzy. 11 udało się uratować załogom brytyjskich kutrów.

Tego dnia Kosianowski postanowił stworzyć jednostkę, która mogłaby zapolować na okręty podwodne panoszące się we wschodnim zakątku Morza Śródziemnego.

"Notre Dame d'Etel"

Komandor szybko uzyskał zgodę wyższego dowództwa i rozpoczął adaptację niewielkiego jachtu "Aesios II", który dotychczas służył jako statek pilotowy w Bejrucie. Równolegle też rozpoczął mustrowanie załogi nowego patrolowca.

"Wybrani przeze mnie francuscy podoficerowie byli naprawdę elementem doborowym, o czym będę musiał powiedzieć obszerniej. Teraz zaznaczę, że pracowali tak jak ja po jakieś 15-16 godzin na dobę. Wraz z robotnikami portowymi czyścili, skrobali kadłub, pokład i wnętrze jachtu, walczyli w magazynach portowych o każdy najmniejszy drobiazg zaopatrzenia technicznego lub instrumentalnego, obmierzali płótniska żaglowe i kilometry olinowania żaglowego. (...)"

Kosianowski dobrał załogę, tak aby nie odbiegała zbytnio od tego, co widziano zwykle na pokładach chodzących w tym zakątku świata małych szkunerów. Prócz francuskich emigrantów w skład załogi weszli Arabowie, Wietnamczyk, Chilijczyk, Boliwijczyk, Marokanin i rosyjski uchodźca, Biały, który służył w Legii Cudzoziemskiej.

Patrolowiec wypierający 150 ton uzbrojono w 1 działo 76 mm(prawdopodobne mogło to być także francuskie działo ppanc. Canon de 47 antichar SA mle 1937, kal. 47 mm), 2 działka Vickersa kal. 40 mm, 2 działka 20 mm Hispano-Suiza oraz w karabiny maszynowe Hotchkiss M1929 kal. 13,2 mm.

"Moje zamaskowanie uzbrojenia było tak łudząco podobne do prawdziwego ładunku, jaki przewożą na pokładach żaglowce, że naprawdę nikt nie domyślał się żadnych ‘ciemnych machinacji’. A dowódca morski Wolnych Francuzów, gdy wizytował okręt po kompletnym już jego przygotowaniu do akcji, nie znajdował słów podziwu i pochwały.

Główne działo miało z frontowej części i z tylnego końca dwa kozły na których spoczywał długi drąg. Przez ten drąg przebiegały kółka, jakich się używa do zawieszania ciężkich rolet-firan. Do kółek przymocowane duże płachty brezentowe z naszymi na nich workami wypełnionymi kapokiem (nietonący, ‘watowego’ wyglądu materiał, jakiego używa się do pasów ratunkowych).

Gdy po mocnym szarpnięciu wyciągało się z kozłów drąg, płachty automatycznie spadały i ściągnięte przez artylerzystów na strony, stanowiły miękką ‘podnóżkę’ dla obsługi działa. (...)

Wszystkie inne działka i karabiny maszynowe były zamaskowane w ten sam sposób. Okręt z dalekiej odległości, a także nawet z bliska wyglądał naprawdę jak ciężko załadowany żaglowiec, wiozący na pokładzie kartofle albo zboże w workach.

Ma się rozumieć, sprawa ubioru załogi była też drobiazgowo rozpracowana i zarządzenia w tej materii były skrupulatnie wykonywane. Mundury marynarskie nosiliśmy tylko na lądzie. Ubieraliśmy się w nie na okręcie, gdy stanął w swoim skrytym od oczu niepożądanych gapiów zakątku portu. Wyjście w morze i cały okres patrolowania lub eskortowania konwoju odznaczały się tym, że byliśmy ubrani jak przystało załodze takiego ‘biednego kupczyka-żaglowca’. Ponieważ wiele miesięcy w roku to był okres gorący, przeważnie więc załoga świeciła golizną. Byle jakie portki i jakiś stary fez lub zawój w kształcie turbana - były najbardziej wygodnym i odpowiednim strojem.

W alarmie bojowym, gdy miały grać działa i karabiny maszynowe, ta maskarada już nie była potrzebna. Przy każdym bojowym stanowisku były ukryte stalowe hełmy z odznakami stopni namalowanymi na nich oraz pasy ratunkowe." Tyle komandor Kosianowski. W kwietniu 1942 roku okręt podniósł dwie bandery: trójkolorową z krzyżem Lotaryńskim i biało-czerwoną. Nowy okręt nazwano "Notre Dame d'Etel". Od tego czasu Kosianowski przybrał konspiracyjne nazwisko Lorenz.

W boju

Od kwietnia 1942 roku "Notre Dame d'Etel" patrolował wody we wschodnim krańcu Morza Śródziemnego, eskortował konwoje, udając jeden ze statków płynących bez eskorty. Jego zadaniem było sprowokowanie okrętu podwodnego do rozpoczęcia ataku nawodnego i po zrzuceniu kamuflażu rozpoczęcie walki artyleryjskiej. Nie było to trudne, gdyż z zewnątrz wyglądał jak jeden z setek niewielkich żaglowców, których pełno było na Morzu Śródziemnym.

Wedle francuskich danych "Notre Dame d'Etel" nie stoczyła żadnej walki z okrętami podwodnymi przeciwnika. Niektóre źródła jednak twierdzą, że załodze obdartusów udało się prawdopodobnie uszkodzić dwa U-booty. Na pewno załodze Kosianowskiego należy przypisać zajęcie i przyprowadzenia jako pryzu 4 lub 5 jednostek przeciwnika. Dopiero spotkanie tureckiego parowca spowodowało dekonspirację jednostki.

Niemcy powiadomieni natychmiast o tym fakcie, ograniczyli ataki nawodne na niewielkie jednostki transportowe, które niewarte były torpedy. W ten sposób dekonspiracja "Notre Dame d'Etel" przyniosła dobry skutek - nie niepokojone konwoje swobodnie dostarczały zaopatrzenie walczącym wojskom.

Sława

Sukcesy tej niewielkiej jednostki szybko dotarły do najwyższych władz. Gratulacje przychodziły od gen. de Gaulla, który na widok komandora Kosianowskiego miał powiedzieć: "O, dzielny Polak z nami!". Odwiedził on również słynną załogę. Podobnie ks. Gloucester, późniejszy król Grecji, Paweł, który podarował załodze whisky. Pojawiali się wyżsi dowódcy, dyplomaci, a także sławy. Na pokład niewielkiego szkunera przybyła także słynna tancerka i aktorka Josephine Baker.

Sława tej niewielkie jednostki specjalnej dotarła w końcu także do Londynu. Odwiedziny na pokładzie "Notre Dame d'Etel" planował gen. Sikorski, jednak obaj oficerowie spotkali się jedynie na oficjalnym balu. W dzień planowanej wizyty okręt musiał pilnie wyjść w morze. Tydzień później gen. Sikorski zginął w katastrofie na Gibraltarze.

Sukcesy niechcianego oficera dotarły także do uszu kadm. Świrskiego, który upomniał się o słynnego już oficera, odznaczonego przez gen. de Gaulla Legią Honorową i Croix de Guerre. Z8 października 1943 roku Kosianowski zdał dowództwo nad "Notre Dame d'Etel" i powrócił do Anglii. Tam miał nadzieję otrzymać dowództwo okrętu, jednak nielubiący go Świrski postanowił posadzić zdolnego i coraz bardziej popularnego oficera za biurkiem. Mianowano go na stanowisko szefa Referatu Planowania, a następnie Referatu Informacji Zewnętrznej w Kierownictwie Marynarki Wojennej. Tym samym komandor został ukryty przed światem i przykuty do biurka.

W maju 1945 roku otrzymał awans na komandora porucznika i zwolniony do cywila. Po wojnie pozostał w Wielkiej Brytanii, gdzie publikował liczne artykuły i pracował nad książką o działaniach Polskiej Marynarki Wojennej podczas II wojny światowej. Książka "Polska Marynarka Wojenna od pierwszej do ostatniej salwy w drugiej wojnie światowej" ukazała się w 1947 roku. Komandor Kosianowski zmarł w Londynie 30 lipca 1966 roku.

Był on jedynym w historii Polakiem dowodzącym okrętem-pułapką, polującym na okręty podwodne przeciwnika.

Źródła:

Jerzy Pertek; "Pod obcymi banderami"; Poznań, 1984
Jan Kazimierz Sawicki; "Kadry morskie Rzeczypospolitej. Tom II: Polska Marynarka Wojenna. Cz. 1: Korpus Oficerów 1918-1947"; Gdynia: 1996

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: historia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy