Tsutomu Yamaguchi. Ten, który przeżył wybuch bomb atomowych

Zrzucenie bomb atomowych na Hiroszimę i Nagasaki było jednym z ostatnich aktów II wojny światowej. Ogromna liczba ofiar i niszczycielska siła amerykańskich „atomówek” przekonały Japończyków o braku szans na końcowe zwycięstwo.

Niecały miesiąc później Japonia podpisała oficjalną kapitulację i rozpoczęli szacowanie strat. Szczególną opieką otoczono ofiary wybuchów. Wśród tych, którym udało się przeżyć, znalazł się wyjątkowy człowiek. Tsutumo Yamaguchi był w zbombardowanej Hiroszimie. Dwa dni później wrócił do rodzinnego Nagasaki...

Wojna na Pacyifku powoli dobiegała końca. Choć Japonia nie miała już szans na odparcie zmasowanej ofensywy wojsk amerykańskich, żołnierze Kraju Wschodzącego Słońca wciąż trwali na pozycjach. Nie liczyły się straty, w niepamięć szły coraz bardziej bezsensowne ofiary - etos samuraja był wystarczającym powodem, by umierać za ojczyznę. Silnie indoktrynowani Japończycy woleli zginąć, niż zhańbić się kapitulacją.

Reklama

W pierwszych miesiącach 1945 roku Amerykanie z przerażeniem obserwowali naloty japońskich kamikaze, lotników-samobójców, którzy raz po raz atakowali okręty nieprzyjaciela, siejąc popłoch w jego szeregach. Niezwykle krwawe bitwy o Iwo-Jimę i Okinawę skłoniły amerykańskie dowództwo do zmodyfikowania strategii walki. Zamiast konfrontacji na lądzie wybrano mniej ryzykowne rozwiązanie, które przy okazji było świetną manifestacją potencjału militarnego Stanów Zjednoczonych w obliczu zbliżającej się konfrontacji ze Związkiem Radzieckim.

Niech Stalin patrzy i podziwia

Już w 1942 roku Amerykanie rozpoczęli szeroko zakrojony program budowy broni atomowej opatrzony kryptonimem "Manhattan". Do pracy zaangażowano najwybitniejszych naukowców epoki. W lipcu 1945 roku osiągnęli niebywały sukces - w Nowym Meksyku zdetonowano pierwszą bombę atomową. W tym czasie przedstawiciele Wielkiej Trójki debatowali na konferencji w Poczdamie. 

Udana próba była kartą przetargową w rękach prezydenta USA Harry’ego Trumana, który coraz ostrzej ścierał się z radzieckim dyktatorem Józefem Stalinem. Stawką konfrontacji były strefy politycznych i militarnych wpływów. Amerykanie nie zdawali sobie jednak sprawy ze stopnia zaawansowania radzieckiego programu nuklearnego. Tymczasem szpiedzy Stalina byli świetnie zorientowani w kulisach programu "Manhattan", informując swoich mocodawców o postępach przeciwnika.

Niju Hibakusha - ci, którzy przeżyli

Japończycy nie mieli tak dobrego rozeznania. Gdy 6 sierpnia 1945 roku B-29 pilotowany przez płk. Tibbetsa zrzucił swój śmiercionośny ładunek na Hiroszimę, zaskoczenie było wprost proporcjonalne do zniszczeń, które wyrządziła bomba uranowa nazwana dość groteskowo "Little Boy". Liczba ofiar śmiertelnych sięgała jednej trzeciej populacji miasta. Według różnych szacunków w Hiroszimie zginęło ok. 80 tys. ludzi. W zbombardowanym trzy dni później Nagasaki zginęło blisko 70 tysięcy ludzi, których dosięgła śmiercionośna siła rażenia bomby plutonowej "Fat Man", nazwanej tak w odniesieniu do rozmiarów poprzedniczki. 

Zrównanie z ziemią dwóch japońskich miast było ogromnym pokazem siły Amerykanów i wyraźnym sygnałem, iż zamierzają dalej prowadzić kampanię, nie ryzykując życia żołnierzy w trakcie operacji desantowej na japońskich wyspach macierzystych. Mimo iż japońskie elity wojskowe chciały kontynuować walkę, cesarz Hirohito, przerażony ogromem zniszczeń, zarządził kapitulację. Japonia zaczęła proces rozliczania szczególnie bolesnej i kosztownej wojny. Szybko zorganizowano też pomoc dla ocalałych, którym nadano specjalny status.

Ci, którym udało się przeżyć zostali po wojnie uznani za "Hibakusha", co w języku japońskim oznacza ofiary dotknięte eksplozją amerykańskich bomb atomowych. Termin odnosi się nie tylko do bezpośrednio ocalałych, a więc obecnych w miastach w momencie wybuchu, ale i do tych, którzy w kolejnych dniach byli szczególnie narażeni na śmiertelnie groźne promieniowanie. Według szacunków tytuł "Hibakusha" przysługiwał ponad 650 tys. ludzi. Wśród nich znalazł się ktoś, kto mógł mówić o szczególnym szczęściu, a cała historia wydaje się wręcz nieprawdopodobna. Ostatecznie dopiero w 2009 roku władze potwierdziły jego tytuł "Niju Hibakusha", a więc podwójnie ocalałego.

Człowiek, który ocalał

6 sierpnia 1945 Tsutomu Yamaguchi  przebywał w Hiroszimie, odbywając tam podróż służbową w ramach pracy dla Mitsubishi. Po eksplozji został poważnie ranny, ale i tak zdecydował się wrócić do Nagasaki, gdzie pomimo obrażeń poszedł do pracy. 9 sierpnia 1945 roku ponownie stał się świadkiem amerykańskiego bombardowania. Akurat opowiadał jednemu z przełożonych, jak wielkie miał szczęście w Hiroszimie. 

W niezwykłych okolicznościach przeżył eksplozję dwóch bomb atomowych, choć wybuch "Little Boy" przypłacił częściową utratą słuchu. Po wojnie zaangażował się w działalności ruchu antynuklearnego. Wiódł względnie spokojne i zdrowe życie, dożywając późnej starości. Zmarł w 2010 roku w wieku 93 lat.

Mateusz Łabuz

Oryginalny tekst można znaleźć na stronie II wojna światowa.

 

SWW
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy