Roman Czerniawski: Podwójna zdrada "Brutusa"

Pisaliśmy już o alianckim szpiegu o kryptonimie "Garbo", który pomagał okłamywać Niemców, dostarczając faszystom fałszywych informacji na temat planowanej inwazji w północnej Francji. W tej samej operacji - "Fortitude" - ważną rolę odegrał polski as wywiadu, kpt. Roman Czerniawski.

Był pilotem i w czasie kampanii wrześniowej służył w lotnictwie. Po klęsce dotarł do Francji, a gdy i tu w czerwcu 1940 roku weszli Niemcy, nie ewakuował się jak inni polscy żołnierze do Wielkiej Brytanii, lecz przedostał się do Paryża i zaczął tworzyć... siatkę szpiegowską, mimo że wcześniej nie miał żadnych związków z wywiadem.

Werbował głównie Francuzów i szło mu tak dobrze, że po roku działalności jego organizacja liczyła prawie 160 osób! Pracujący dla Czerniawskiego ludzie zdobyli wiele cennych informacji, np. na temat planowanego lądowania niemieckich oddziałów Afrika Korps w Tunezji czy rozmieszczenia wojsk okupacyjnych we Francji i Belgii. Kapitan działał z dużym powodzeniem, ale jego szczęście skończyło się 18 listopada 1941 roku, kiedy wpadł w ręce Abwehry. Wsypał go po pijanemu jeden ze współpracowników.

Reklama

Uwięzionym Czerniawskim zajmował się ppłk Oskar Reile, szef niemieckiego kontrwywiadu na Francję. Uznał, że może wykorzystać Polaka do gry wywiadowczej z Anglikami. Zaproponował mu, aby został podwójnym agentem i dał się przerzucić na Wyspy. Kapitan po namyśle wyraził zgodę. Gdyby odmówił, kilkudziesięciu członkom jego siatki groziłaby kara śmierci.

Współpraca z Niemcami się rozpoczęła i 14 sierpnia 1942 roku doszło, w czasie transportu więźniów do Paryża, do spektakularnej (i oczywiście uzgodnionej z Abwehrą) ucieczki kapitana. Potem przez Madryt i Gibraltar Czerniawski przedostał się do Londynu, gdzie od razu trafił za kratki jako element niepewny. Po paru tygodniach wyjawił polskim władzom wojskowym prawdę o misji, jaką powierzył mu ppłk Reile.

Rzecz jasna ani przez moment nie zamierzał pracować dla hitlerowców. Zaproponował, aby wykorzystać jego rzekome "odwrócenie", jak w slangu szpiegów nazywa się przewerbowanie agenta. Wciąż pracując dla Niemców, mógł przecież dostarczać centrali w Berlinie fałszywych, spreparowanych informacji na temat aliantów.

Przełożeni (w tym sam gen. Sikorski) wyrazili zgodę. W ścisłej tajemnicy Czerniawski został przekazany Brytyjczykom. Trafił pod skrzydła słynnego i arcytajnego Komitetu XX, zajmującego się kontrwywiadem i dezinformacją. Na jego zlecenie Polak zaczął budować na Wyspach własną, całkowicie fikcyjną siatkę szpiegowską.

Działał pod kryptonimem "Brutus". Od stycznia 1943 roku rozpoczął nadawanie do berlińskiej centrali nieprawdziwych i częściowo prawdziwych (potrzebnych do uwiarygodnienia) informacji. Szczególnie ważne okazały się jego doniesienia na temat celności rakiet V1 i V2. Podsuwał Niemcom lokalizacje ważnych celów, tyle że były to pola i nieużytki. Londyńskie gazety potwierdzały jego meldunki, donosząc o niszczeniu przez rakiety istotnych obiektów strategicznych.

Niemcy byli tak zadowoleni, że zaliczali "Brutusa" do swoich najskuteczniejszych agentów.

Brytyjczyków też satysfakcjonowała szpiegowska robota Polaka i włączyli go do operacji "Fortitude". Niemców należało zmylić co do miejsca inwazji we Francji. Powinni myśleć, że lądowanie nastąpi w okolicach Calais. W tym celu na południu Anglii utworzono fikcyjne zgrupowanie wojsk, którymi rzekomo dowodził gen. George Patton.

Powstały całe widmowe dywizje, wyposażone w gumowe czołgi, tekturowe ciężarówki, drewniane armaty i płócienne samoloty, działały też radiostacje wymieniające się "meldunkami" o koncentracji armii naprzeciwko Calais. Spreparowany sprzęt bardzo dobrze prezentował się na zdjęciach lotniczych wykonanych przez Luftwaffe.

Oczywiście istnienie zgrupowania potwierdzał w swoich meldunkach "Brutus", i to wielokrotnie. Akcja okazała się tak skuteczna, że Niemcy nawet po inwazji w Normandii długo wierzyli, że główne uderzenie nastąpi jednak w rejonie Calais. I nie przerzucili na czas odwodów.

Kpt. Roman Czerniawski po wojnie nie wrócił do kraju, pozostał w Wielkiej Brytanii. O swojej działalności opowiedział dopiero w 1974 roku, na antenie Radia Wolna Europa. Zmarł w 1985 roku. W Polsce wciąż zbyt mało wiemy o jego wkładzie w ostateczne zwycięstwo.

Jacek Inglot

Śledztwo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy