Ostatnia tajemnica Gontowej

Początek października 2011 roku przyniósł długo oczekiwany przełom w badaniach nad jednym z najmniej znanych kompleksów, budowanych w ramach nazistowskiego projektu "Riese". W kolejnym zawalisku, które stanęło na drodze do wyjaśnienia drugowojennych sekretów, pracujący górnicy dostrzegli wreszcie wolną przestrzeń.

Prowadziła ona w głąb systemu chodników, w których od lat 40. XX w. nie pojawił się człowiek. Sztolnia nr 3 na stoku Gontowej odsłoniła część swoich tajemnic. Jak wygląda przebieg tuneli? Czy są obetonowane, wyposażone w elektryczną instalację a środkiem biegnie stalowe torowisko? A może jest to "jedynie" zespół surowych chodników... Co kryje się we wnętrzu? Dzisiaj możemy odpowiedzieć już na wiele nurtujących badaczy "Riese" pytań. Jednak natura nie znosi próżni. W miejsce pojawiających się odpowiedzi, na plan pierwszy wysuwają się inne zagadki...

Nie było go w oficjalnych raportach

Znajdujący się w pobliżu Ludwikowic Kłodzkich podziemny kompleks określany mianem "Gontowa" bądź "Sokolec", od nazwy pobliskiej wioski, jest wyjątkowy z kilku względów. Niemcy ulokowali go na uboczu, w stosunku do innych podziemi budowanych w ramach przedsięwzięcia "Riese". Jako jedyny drążony był w piaskowcu, materiale mniej stabilnym od gnejsów, w których powstały tunele Rzeczki, Osówki, Jugowic, Sobonia, Włodarza. Przez długie lata pozostawał poniekąd "zapomniany".

Nie obejmowały go wojskowe inwentaryzacje, nie znalazł się w żadnych oficjalnych raportach. Nie wspominał o nich ani spis Anatola Demczuka, kierownika Referatu Wojskowego Starosty Wałbrzyskiego z 1946 roku, ani listy sporządzane przez nadleśniczego A. Grzywacza do Dyrekcji Lasów Państwowych. Milczały na ten temat inwentaryzacje wojskowe i metryki obiektów podziemnych kpt. Niewęgłowskiego z 1949 roku. Gontowa nie znalazła się również na listach wojskowych z lat 50. odnoszących się do wykorzystania militarnego sowiogórskich podziemi. Sztolniami nie zainteresowały się także komórki terenowe Przedsiębiorstwa Poszukiwań Terenowych, choć ślady ich działalności można odnaleźć w pobliskich Ludwikowicach Kłodzkich.

Reklama

Jeśli nawet podziemia przyciągnęły uwagę władz, to nie na tyle, aby ten fakt znalazł swoje odbicie w dokumentach. Najprawdopodobniej aż do lat 70. o podziemiach wiedziała tylko wąska grupa okolicznych mieszkańców i pracowników leśnych.

Odcięte zabezpieczającymi kratami

Obecnie znane są jedynie cztery wejścia do podziemi drążonych w górze Gontowa przez więźniów AL Falkenberg. Sztolnie nr 1 i 2 znajdują się po północnej stronie góry na poziomie ok. 640 m n.p.m. Kryją one dwa równoległe korytarze połączone w głębi wyrobiska siecią krótkich tuneli oraz pomieszczenia o większych wymiarach i ok. 5-metrowej wysokości, określanych często "halami". Całość została spenetrowana, jak również skartowana i opisana. Dzisiaj są one odcięte zabezpieczającymi kratami.

Sztolnie nr 3 i 4 znalazły się dużo niżej, na poziomie ok. 580 m n.p.m. i około 1000 metrów w linii prostej od wyżej położonych podziemi. Z ich przebiegiem oraz momentem gdy zostały odcięte, związane były najbardziej barwne legendy dotyczące podziemi na Gontowej. Zagadkę sztolni nr 4 udało się rozwiązać w latach 90., sztolnia nr 3, odcięta ok. 30-metrowym zawaliskiem, pozostawała przez powojenne lata niezbadana. Za to ilość mitów z nią związanych rozszerzała się wprost proporcjonalnie do liczby nieudanych prób jej odkopania.

Większość okolicznych mieszkańców pamiętająca rok 1945 zgadzała się co do jednego - po wojnie wszystkie sztolnie tego kompleksu były dostępne, również i sztolnia nr 3. Przekazom o jej przebiegu, wyglądzie i okolicznościach wysadzenia, towarzyszył informacyjny chaos, z którego wyodrębnienie wiarygodnej wersji przypominało próby pokonania potężnego zawału jaki stał na drodze badaczy.

Tunel, którego do dziś nie odnaleziono

Pan Józef Żydak, który zamieszkał wraz z rodzicami 5 VIII 1945 roku w Ludwikowicach Kłodzkich, w rozmowie ze Zbigniewem Dawidowiczem - jednym z pierwszych badaczy Gór Sowich, który zainteresował się kompleksem na Gontowej - wspominał: "(...) Był jeszcze trzeci tunel. Ten został wysadzony od czoła oraz jakieś 20 m w środku. Był zawodniony. Pamiętam, że w 1945 roku, gdy chodziliśmy z chłopakami, w tym miejscu były dwa tunele. Na wiosnę 1946 roku w ogóle znikły z powierzchni. Dowiedzieliśmy się, że zostały wysadzone przez Niemców. Fakt jaki pamiętam dokładnie, to że jeden z nich był wymurowany cegłą, do połowy malowany na biało, miał lampy elektryczne oraz komory boczne, gdzie znajdowały się narzędzia ślusarskie i jakieś maszyny.

W tunelu tym, 50 metrów od wejścia, znajdowały się stalowe drzwi, jedna połowa była uchylona - dochodził stamtąd szum. Świeciliśmy latarkami, ale nic nie widzieliśmy. Od drzwi do wejścia były ułożone tory zalane betonem. Tunel ten był suchy. Do dzisiaj go nie odnaleziono. To był czwarty tunel w masywie. (...) Do trzeciego tunelu, tego wysadzonego i zalanego, w 1956 roku próbowaliśmy z kolegami z kopalni "Nowa Ruda" na własną rękę się dostać. Nic z tego nie wyszło. Okazało się, że w środku znajdował się potężny zawał, sięgający stropu. Zaczęliśmy go przebijać, lecz zrezygnowaliśmy. Jeden z kolegów wykopał skorodowaną minę".

Z przytoczonej relacji, fragment dotyczący działań świadka w roku 1956 z pewnością odnosi się do sztolni nr 3, jednak niemal filmowy opis odnoszący się do roku 1945, przypisywany często sztolni nr 4, pozostaje zagadką.

"Sztolnia zaraz za zawałem skręci..."

Nieco inaczej prezentuje swoje wspomnienia przytaczany przez Jacka Duszczaka anonimowy świadek pan G. - "mieszkający w Ludwikowicach Pan. G. opowiedział mi, że w latach 1945-48 sztolnia ta (nr 3 - przyp. Ł.O.) była otwarta i można było do niej wejść. Według jego słów, miała ok. 800 m długości i kończyła się ostrym podejściem pod górę. Żeby pójść dalej należało zaopatrzyć się w drabiny. Po wyjściu na wyższy poziom panujący tam przeciąg powodował gaśnięcie pochodni. Można było zauważyć, że w dalszym przebiegu sztolnia gwałtownie opada.

Pan G. doszedł tylko do tego miejsca, ale zamierzał z kolegami spenetrować dalszy odcinek sztolni. Nie zdążyli. Ktoś wysadził wejście i tak widzimy ją do dzisiaj". Obok przebiegu i długości, również stan zachowania sztolni był różnie określany we wspomnieniach świadków, co najmniej trzech z nich twierdziło, iż sztolnia była obetonowana: "(...) Były też tunele obetonowane już w środku. Jednym z nich był ten tunel nad dzisiejszą restauracją Harenda - on był obetonowany".

Echa przytoczonych wyżej relacji, oraz wielu innych, można usłyszeć w rozmowach z osobami zajmującymi się historią kompleksu na Gontowej. Niezależnie od tego, czy będzie to przypadkowo napotkany na stoku góry przewodnik, czy też zaglądający przez okalający teren prac płot jeden z działających w G. Sowich eksploratorów, stwierdzający autorytatywnie: "sztolnia zaraz za zawałem skręci...".

Kolejne partie chodników

Wszystkich łączy jedno - wiara, iż "ich świadek" mówił prawdę. Trudno stwierdzić ile razy od lat. 40. próbowano przedostać się przez potężny zawał kryjący wejście do nieznanej części podziemi. Z pewnością prób tych było co najmniej kilkadziesiąt. Pierwsze, być może takie jak w cytowanej wcześniej relacji p. Żydaka, podejmowano już pod koniec lat. 40., a ostatnie w XXI wieku. Wszystkie zakończyły się niepowodzeniem. Na przeszkodzie stanęło potężne zawalisko składające się ze zbitej skały zlepionej rozpuszczonym piaskowcem. Aby je pokonać, trzeba było znacznych środków finansowych.

Te pojawiły się w momencie, gdy z tajemnicami Gontowej zdecydowało się zmierzyć Przedsiębiorstwo Budowlane "Margo" z Pomorza, właściciel znajdującego się u podnóża sztolni Centrum Rekreacyjno-Konferencyjnego Harenda. Wstępne odwierty organizowane z "Odkrywcą", przygotowania oraz kluczowy okres prac przy sztolni, kiedy górnicy pokonali 33-metrowy zawał, przedstawiliśmy w poprzednich numerach naszego miesięcznika ("Odkrywca" nr 9 i 10/2011).

Przypomnijmy, że po pokonaniu zawału odsłonięta została kilkunastometrowa część korytarza zakończona już "luźniejszym" drugim zawałem. Dopiero po jego przejściu, co nastąpiło z początkiem października br., ukazały się kolejne partie chodników.

Wyprawa w nieznane

Drugi zawał powstał najprawdopodobniej wskutek eksplozji w przedniej części korytarza. Metoda jego pokonania była podobna jak w przypadku pierwszego zawału. Górnicy kotwili i usztywniali środek obwału grubymi, trzycentymetrowej średnicy metalowymi prętami. Następnie z górnych boków zawału wybierano materiał, usuwano kamienie i fragmenty skał. Odsłonięte partie odpowiednio zabezpieczano, co pozwalało na stopniowe i bezpieczne rozbicie środka zawaliska. Zawał sprawiał wrażenie nieco "luźniejszego" niż zbita masa skały jaką było I zawalisko. I rzeczywiście, mimo iż rozciągnięty na kilkanaście metrów, to poza pierwszym parometrowym odcinkiem, pokonanym po kilku dniach, w dalszej części istniało wystarczająco dużo miejsca, aby pod stropem korytarza prześlizgnąć się dalej.

Po przejściu kolejnych metrów stoimy nadal na skałach obwalonego stropu korytarza, z lewego boku wyraźnie widać poziom biegnącego tu chodnika, spod skalnego rumoszu wystają fragmenty obudowy, która uległa tonom skał. Na wprost biegnie dalszy odcinek korytarza - o nim za chwilę. Natomiast po prawej, chodnik rozszerza się w "halę" lub większy korytarz, których rozmiary trudno oszacować.

Czy w wyniku jednej z eksplozji czy naruszenia górotworu - oberwał się cały strop wraz z tonami skały zalegającymi od góry. Obecnie wysokość "hali" może wynosić aż 8 metrów. Pierwotnie - ok. 5 m. Całkowite rozmiary pozostają trudne do oszacowania, jest wypełniona zwalonymi fragmentami skał ze stropu co najmniej kilkumetrowej grubości. "Hala" rozciąga się w kierunku północnym, na końcu, tuż nad zwałowiskiem widnieją otwory, wiodące w kierunku zachodnim do dalszych części podziemi.

Resztki desek, obudowy i niezidentyfikowanego wyposażenia

Przeczołganie się pod zwisającymi fragmentami kruchego piaskowca nie należy do najprzyjemniejszych elementów eksploracji. Ogólny stan wyrobisk jest zły, miejscami nawet mocno niebezpieczny. W chodniku sąsiadującym z "halą" można dostrzec na razie jedyne odkryte w sztolni nr 3 tory. Niestety, to tylko pozostałości co najmniej kilku odcinków zrzuconych tu wraz z resztami desek, obudowy i niezidentyfikowanego wyposażenia sztolni. Jest to najprawdopodobniej jedno z miejsc, gdzie gromadzono wyposażenie sztolni przed wyniesieniem go na zewnątrz.

Od "hali", w osi sztolni, biegnie dalsza część korytarza, nieco szersza, o ok. 1m od pierwszego odcinka. Odchodzi od niego, pod kątem prostym, jedna, lewa odnoga całkowicie odcięta kolejnym zawałem, a sam korytarz kończy się po 20 metrach zawaliskiem. Dalej biegnie co najmniej jedna odnoga łącząca się z miejscem, gdzie pozostawiono nie wyniesione fragmenty torowiska. Z odkrytych partii podziemi odchodzą z całą pewnością dwa odcinki korytarzy, które są odcięte zawałem.

Jedna z części wyrobiska pozostaje w bardzo niebezpiecznym stanie, na razie nie została do końca skartowana i opisana. Niewiadomą pozostaje również "hala", bowiem pod zwalonym stropem mogą kryć się kolejne wyjścia i odnogi. Całość wyrobiska sprawia wrażenie planowo przeprowadzonego oczyszczenia z wszelkich elementów wyposażenia mających jakąkolwiek wartość.

Tajemnicze zawały

Biorący udział w projekcie członkowie Grupy Eksploracyjnej Miesięcznika "Odkrywca" przebadali odkryte pomieszczenia pod kątem zalegających przedmiotów. W części korytarza zalanej kilkunastocentymetrową warstwą wody, udało się odnaleźć niewiele stalowych kotw służących do mocowania szyn do drewnianych podkładów, śrub, wiele fragmentów okablowania i rozgałęźnik wraz z przełącznikiem, gdzie zachowały się resztki odciętych kabli. Na początku korytarza wychodzącego z hali odnaleziono również kilka metalowych łożysk o 4,5 cm średnicy, pochodzących najprawdopodobniej z zainstalowanej w tym miejscu obrotnicy.

Większość drobniejszych pozostałości nadal może skrywać się pod partiami skały leżącej w części korytarzy i w "hali". Zagadką pozostają także dalsze zawały odcinające kolejne partie korytarzy. Czy powstały w efekcie naruszenia spoistości skały, czy też są efektem następnych eksplozji? Wg starszego rangą górnika P. Jana Kucharka, bezpośredniego wykonawcy prac, są to ewidentne odstrzały. Co oznaczałoby, iż ten kompleks jest najbardziej zabezpieczonym, poprzez wysadzenia, fragmentem podziemi w całych Górach Sowich. Zastanawiające są również najprawdopodobniej zwęglone w wielu miejscach fragmenty obudowy - efekt jaki trudno uzyskać w eksplozji ładunków wybuchowych.

Dlaczego nikt nic nie słyszał?

Porównując odkryte wyrobiska z przytaczanymi wyżej relacjami, trudno nie zauważyć znacznych różnic w wyglądzie i przebiegu korytarzy. Czy zatem świadkowie pomylili się co do opisywanego kompleksu, czy też kilku z nich w błąd wprowadziły niektóre warstwy tutejszej skały do złudzenia przypominające pokruszony beton? W każdym razie to co zostało odkryte, przynajmniej na pierwszy rzut oka kłóci się z dotychczasowymi wyobrażeniami układu chodników. Długa, prosta, pozbawiona odnóg, nie obetonowana sztolnia przekształca się po ok. 80 metrach w zespół połączonych ze sobą chodników i przynajmniej jednej hali, znajdujących się na jednym poziomie. Jednak spośród różnych przekazów jeden stanowi wyjątek, mowa o relacji b. wojskowego komendanta rejonu Grabowskiego.

Nigdy nie wspominał on o wybetonowanych pomieszczeniach, a jedynie o skomplikowanym układzie korytarzy i halach. Na razie nic jego wersji nie zaprzecza. A ukrytych za zawałami odnóg, w których wg przekazywanej mu przez inż. Moschnera informacji kryć się ma jeden z tajemniczych ładunków, jest aż nadto.

Pozostaje również zastanowić się nad pytaniami, które postawiliśmy na początku całej historii. Wszystko wskazuje na to, iż surowa sztolnia, wraz z systemem korytarzy została praktycznie ogołocona ze sprzętu i oryginalnego wyposażenia. Sugeruje to powojenne działania mające na celu pozyskiwanie surowców i materiałów. Jednak dlaczego nikt nigdy o takiej operacji nie słyszał?

Trudno przypuszczać, aby sztolnie ogołocił Werhwolf, a funkcjonariusze PUBP do takiej pracy z pewnością zaangażowaliby miejscową ludność. Czy zatem wysadzeń dokonała Armia Czerwona? Jeśli tak, to dlaczego skoncentrowali się właśnie na "trójce", skoro w dostępnej obok sztolni nr 4 i leżących wyżej 1 i 2, torowiska i wyposażenie zachowały się przez następne dziesięciolecia? Dlaczego tak pracowicie odcięli do niej dostęp? Wkrótce się dowiemy...

Łukasz Orlicki

Śródtytuły pochodzą od redakcji portalu INTERIA.PL.

Odkrywca
Dowiedz się więcej na temat: tajemnica | II wojna światowa | kopalnia | tunel | Niemcy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama