Katastrofa tunguska. Tajemnica odkrywana od 100 lat

Katastrofa tunguska jest jedną z największych tajemnic naukowych w nowożytnej historii świata. Do dziś istnieje wiele hipotez na temat wydarzeń z początku XX wieku.

30 czerwca 1908 roku syberyjską tajgą wstrząsnęła ogromna eksplozja, która powaliła drzewa w promieniu 40 kilometrów. Widziano ją prawie 700 kilometrów od epicentrum, a słyszano 1000 kilometrów dalej. Pył, który podniósł się po uderzeniu spowodował, że odbijające się światło słoneczne zaowocowało białymi nocami w wielu miastach Europy i Azji.

Uderzenie zarejestrowały wszystkie sejsmografy na ziemi. Siła uderzenia była tak silna, że rosyjskie i amerykańskie magnetometry w rejonie uderzenia wskazywały drugi biegun północny. Wielu naukowców miało zamiar udać się w miejsce wybuchu. Jednak wydarzenia historyczne przeszkodziły wielu wyprawom.

Reklama

Wyprawa Kulika

Dopiero 19 lat po katastrofie, kiedy przez Rosję zdążyła się przetoczyć Wielka Wojna, kolejne rewolucje, a na Syberii skończyła się wojna domowa pomiędzy bolszewikami a Białogwardzistami wspieranymi przez Japończyków, Amerykanów i Brytyjczyków, pomiędzy kolejnymi sporami z Chińczykami, udało się zorganizować wyprawę naukową.

13 kwietnia 1927 roku, 19 lat po uderzeniu nieznanego obiektu na miejsce katastrofy, w Podkamiennej Tunguskiej, dotarła sowiecka ekspedycja naukowa prowadzona przez członka Sowieckiej Akademii Nauk, profesora Leonida Kulika.

Kulik wysnuł tezę, że na Syberii spadł gigantyczny meteoryt, zbudowany z żelaza i niklu. Niestety nie udało się mu poprzeć swojej tezy dowodami. Udało się jedynie znaleźć ślady wypalenia lasu i miliardy szklanych kulek o średnicy około 1 milimetra. Zespół Kulika przeprowadził też dziesiątki wywiadów z osobami mieszkającymi w pobliżu granicy, gdzie kończyło się oddziaływanie fali uderzeniowej.

Kolejne wyprawy

Do 1939 roku Kulik zorganizował jeszcze 6 wypraw naukowych w okolice Podkamiennej Tunguskiej. W czasie ich trwania zebrał setki relacji naocznych świadków, zrobiono tysiące zdjęć, w tym kilkaset lotniczych, dzięki którym znany jest kształt rozprzestrzeniania się fali uderzeniowej.

Znaleziono, a także zbadano dziesiątki maleńkich oczek wodnych o średnicy od 1 do 50 m i głębokości kilku metrów. Niestety mimo aż czterech ekspedycji poświęconych zbadaniu tych jeziorek nie udało się znaleźć śladów po meteorycie.

W połowie lat 30. Międzynarodowa Unia Astronomiczna proponowała Rosjanom pomoc, jednak ci się nie zgodzili. Ostatnia wyprawa do Podkamiennej Tunguskiej została zorganizowana wiosną 1939 roku. Następna miała mieć miejsce dwa lata później. Niestety Kulik nie zdążył przygotować kolejnej wyprawy. Po wybuchu wojny z Niemcami ochotniczo zgłosił się do Armii Czerwonej. Zmarł na tyfus w niemieckim obozie jenieckim w 1942 roku.

Nieodkryta tajemnica?

Aż do lat 90. XX wieku żadna międzynarodowa ekipa naukowa nie pojawiła się na Syberii. Do tego czasu pojawiło się całkiem sporo teorii dotyczących wydarzeń w tajdze.

W 1978 roku czechosłowacki astronom wyraził opinię, że na północy Rosji spadł meteroid, który oderwał się od Komety Enckego. Z kolei Andrew Chaikin stwierdził, że spadła tam kamienna asteroida. Niestety żaden z nich nie miał dowodów na podparcie swoich tez. Tym bardziej, że nie brali pod uwagę badań Kulika.

Dopiero międzynarodowa wyprawa badaczy z Rosji, Bułgarii, Francji, Szwecji i Chorwacji doszła do konstruktywnych wniosków. Zdaniem członka wyprawy, Chorwata Korado Korlevicia w Ziemię uderzył ogromny meteoryt, który eksplodował na niewielkiej wysokości tworząc grzyb rozżarzonej pary wodnej o temperaturze 15 000 °C, który "ugotował" całą strefę uderzenia - popiół i piasek stopiły się, tworząc tektyty - szklane kuleczki, odnalezione przez ekspedycję Kulika.

To też tłumaczyłoby kształt jaki pozostawiła po sobie fala uderzeniowa: nieregularny, który widziany z góry przypomina motyla i ma powierzchnię ponad 2150 km kwadratowych.

Z kolei w czerwcu 2007 roku Luca Gasparini i Giuseppe Longo z Uniwersytetu Bolońskiego, oświadczyło, że jezioro Czeko to krater pozostawiony po uderzeniu meteorytu lecącego płaskim torem lotu, co potwierdzałoby teorię Korlevicia.

Jezioro to bowiem odstaje swoją charakterystyką i wyglądem od pozostałych jezior, jakie znajdują się w pobliżu. Kolejnym dowodem ta jego pochodzenie mają być mapy z końca XIX wieku, na których nie jest ono zaznaczone. Czyżby tajemnica katastrofy tunguskiej została ostatecznie rozwiązana? Naukowcy nadal mają co do tego wątpliwości, choć większość z nich potwierdza tezę Korlevicia, że na Syberii spadł meteoryt.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: katastrofa tunguska | historia | Rosja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy