John Kennedy: Prezydent, który nie mógł dożyć starości

John Kennedy z małżonką Jacqueline w limuzynie prezydenckiej /East News
Reklama

Uważany przez wielu za bohatera narodowego prezydent USA John F. Kennedy zginął z ręki zamachowca 22 listopada 1963 roku. Do dziś nie wyjaśniono okoliczności tej śmierci. Wiemy natomiast, że JFK był wówczas ciężko chorym człowiekiem na skraju wyczerpania fizycznego.

W wyborach prezydenckich John F. Kennedy wygrał minimalną liczbą głosów – otrzymał ich tylko 0,2 proc. więcej niż jego konkurent, republikanin Richard Nixon i z taką przewagą został wybrany na prezydenta USA.

Wraz ze swoją żoną Jacqueline oraz dwójką dzieci ożywił ponure zazwyczaj wnętrza Białego Domu. Był prezydentem, który stanowczo opowiedział się za prawami obywatelskimi dla Afroamerykanów, a w Berlinie dodał odwagi całemu blokowi wschodniemu, mówiąc po niemiecku: „Jestem berlińczykiem”.

Kennedy wciąż podkreślał, że chce głosić wolność i równość ludzi na całym świecie. Ta przełomowa era trwała 1036 dni – i zakończyła się nagle, gdy 22 listopada 1963 roku w Dallas prezydent został zastrzelony.

Reklama

Pozostało panu kilka lat życia...

Tak brzmiała diagnoza, którą Kennedy usłyszał od lekarza w 1953 roku. Mimo że był uważany za wzór męskości i wigoru, miał chory kręgosłup, nadnercza, zapalenie jelita, zniszczoną wątrobę oraz skrajnie osłabiony system odpornościowy. Lekarze nie dawali Kennedy’emu szans na dożycie starości.

Tylko mieszanka kortyzonu, środków pobudzających i przeciwbólowych oraz gorset trzymały go w pionie – dosłownie. – Gdyby mojego brata ugryzł komar, otrułby się na miejscu – żartował jego brat Bobby na temat leków, które przyjmował JFK.

Stan zdrowia prezydenta był pilnie strzeżoną tajemnicą. Dziś zostałby uznany za niezdolnego do sprawowania urzędu, wtedy wystarczały dwie walizki podróżujące z prezydentem: jedna z nich zawierała kody na wypadek ataku atomowego, druga – lekarstwa i aparaturę medyczną.

Jak na ironię Kennedy’ego ostatecznie zabiło coś, co miało go uratować przed wózkiem inwalidzkim – jego gorset. Podczas zamachu w Dallas utrzymał on prezydenta w pozycji pionowej po pierwszym strzale. Zamachowiec mógł więc spokojnie oddać kolejne. Śmiertelny okazał się dopiero postrzał w głowę.

Na skraju III wojny światowej

Nigdy wcześniej świat nie był tak blisko wybuchu wojny atomowej, jak podczas 12 dni kryzysu kubańskiego. W październiku 1962 roku samoloty zwiadowcze USA wykryły na Kubie sowieckie rakiety średniego zasięgu.

Generałowie namawiali Kennedy’ego na przeprowadzenie ataku wyprzedzającego. Prezydent wiedział jednak, że rozpęta w ten sposób trzecią wojnę światową. Kennedy przez 12 dni negocjował z Chruszczowem wycofanie radzieckich rakiet z Kuby. Wkrótce amerykańskie rakiety zniknęły z Turcji. Był to początek końca zimnej wojny.

Morderstwo warte miliardy dolarów?

Punktualnie o godzinie trzynastej 22 listopada 1963 roku doktor Robert McClelland stwierdził zgon Kennedy’ego. Kilka godzin później aresztowano domniemanego mordercę – Lee Harveya Oswalda. Duża część Amerykanów wierzy jednak, że John F. Kennedy padł ofiarą politycznego spisku.

Czy JFK sam podpisał na siebie wyrok śmierci? Niektórzy historycy nie mają co do tego wątpliwości. Podejrzewają bankowców. Utrzymują, że Kennedy, wydając dekret 11110, spowodował, że System Rezerwy Federalnej Stanów Zjednoczonych, czyli centralny bank USA (FED), stał się jego śmiertelnym wrogiem.

Miał on bowiem prawo do drukowania dolarów – w dowolnej ilości i o dowolnej porze. To przynosiło ogromne zyski i dawało dużą władzę, a te Kennedy chciał widzieć w rękach państwa. Miliardy dolarów zostały wydrukowane przez rząd i bez udziału FED. Pięć miesięcy później Kennedy był martwy...

***Zobacz materiały o podobnej tematyce***

Świat Tajemnic
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy