Jan Rodowicz - cicha ofiara komunistów

Jan Rodowicz - jeden z najmłodszych Kolumbów /Wikimedia Commons – repozytorium wolnych zasobów /INTERIA.PL/materiały prasowe
Reklama

Wielu było polskich bohaterów II wojny światowej. Niektórzy z nich umierali zapomniani, niedocenieni, często - co było efektem powojennych realiów - z przypiętą łatką zdrajcy. Ich tragiczny los interesował wówczas jedynie najbliższych. Dopiero po latach mogli odzyskać dobre imię i szacunek potomnych.

Jan Rodowicz był prawdziwym Kolumbem - odważnym patriotą, dla którego ojczyzna stanowiła najwyższą wartość. Jak się jednak okazało, jego życie dla ludowej ojczyzny nie znaczyło tak wiele.

Młodszy niż Kolumbowie, ale jednak Kolumb

Jan Rodowicz przyszedł na świat 7 marca 1923 roku w Warszawie. Od najmłodszych lat służył w zastępie harcerskim, gdzie wykształcił wielki patriotyzm oraz dużą życiową zaradność. Zawsze uśmiechnięty, niezwykle pogodny, skory do zabawy i pomocy innym. Nie stronił od towarzystwa, lubił się zabawić, ale zawsze trzymał w tym wszystkim umiar. Inteligentny i wysportowany - mógł się podobać koleżankom.

Reklama

W młodości interesował się naukami ścisłymi i dał się poznać jako zdolny uczeń, którego rozpierała energia. Tuż przed wojną zdał tzw. "małą maturę". Kampania wrześniowa zmusiła go do przerwania edukacji, mimo iż miał ambitne plany kontynuowania nauki i podjęcia w przyszłości studiów. Otoczenie dostrzegało jego talent - interesował się elektrotechniką oraz architekturą, wykazując duże umiejętności na obu polach. Nic zatem dziwnego, że w czasie okupacji nadano mu pseudonim "Anoda", który odzwierciedlał zainteresowania techniczne.

Po wybuchu II wojny światowej Rodowicz zaangażował się w działalność konspiracyjnych organizacji działających w Warszawie. Razem z kolegami harcerzami wszedł w skład Szarych Szeregów, niejako podziemnej kontynuacji szczepów harcerskich. Uczył się również na tajnych kompletach, gdzie zdał maturę. Po wojnie kontynuował naukę na Politechnice Warszawskiej - najpierw na Wydziale Elektrycznym, a później na Wydziale Architektury. Podążał tym samym szlakiem swojego ojca. Inżynier Kazimierz Rodowicz był wykładowcą na warszawskiej Politechnice i cenionym ekspertem w dziedzinie konstrukcji rzecznych. Mógł być dumny z syna - nie tylko wychował go na wspaniałego człowieka, ale i zdolnego naukowca.

Czas wojny, czas próby

Od pierwszych dni okupacji "Anoda" angażował się w działalność Polskiego Podziemia. Początkowo w tzw. małej konspiracji dokonywał aktów sabotażu, malował niepodległościowe znaki. Później coraz aktywniej już w szeregach Związku Walki Zbrojnej i Armii Krajowej. Uczestniczył w wielu sztandarowych akcjach Polskiego Podziemia, w tym Akcji pod Arsenałem, akcji "Celestynów", walkach w Sieczychach.

W latach 1943-44 był zaangażowany w akcje dywersyjne, w tym niszczenie torów kolejowych i niemieckich transportów zaopatrzeniowych. W tym czasie dowodził jednym z plutonów Batalionu "Zośka". Był wszędzie tam, gdzie działo się coś ważnego z punktu widzenia Polskiego Podziemia. Jego zaangażowanie i energię dostrzegali koledzy i przełożeni. Wszyscy wypowiadali się o "Anodzie" z wielkim uznaniem i szacunkiem. Mimo młodego wieku, Rodowicz cieszył się estymą i poważaniem w szeregach Armii Krajowej.

W czasie Powstania Warszawskiego Janek walczył w ramach Zgrupowania "Radosław" na Woli, a później w Śródmieściu. 15 września 1944 roku został ciężko ranny. Kula przeszła tuż nad sercem, przebijając płuco. Nieprzytomny "Anoda" został ewakuowany wraz z żołnierzami 1. Armii Ludowego Wojska Polskiego. Długo dochodził do siebie, ale nie stracił hartu ducha. Aktywnie pracował na rzecz dokumentowania historii Batalionu "Zośka", starał się nawiązywać kontakt z kolegami z AK. Jednocześnie ujawnił się przed komisją weryfikacyjną kierowaną przez komunistyczne władze. Był przeciwnikiem nowych rządów, które prześladowały jego kolegów z Podziemia.

Tajemnicza śmierć

Jeszcze w 1945 roku "Anoda" rozpoczął studia. W 1947 roku przeniósł się na ukochaną architekturę. Miał przed sobą całe życie i, czego można się było spodziewać po skali jego talentu i zapału, wielką karierę. Tymczasem w Wigilię 1948 roku został aresztowany przez komunistyczne służby bezpieczeństwa.

Funkcjonariusze wkroczyli do mieszkania przy ul. Lwowskiej i zabrali Rodowicza na ul. Koszykową, gdzie następnie przez kilka dni był brutalnie przesłuchiwany. Nigdy do końca nie wyjaśniono motywów aresztowania. Być może miało ono związek z antykomunistyczną działalnością "Anody", choć ten nie angażował się szczególnie mocno w funkcjonowanie powojennego podziemia.

Całą sprawę należy określić jako tajemniczą, o czym świadczą także okoliczności śmierci Janka. 7 stycznia 1949 roku we wczesnych godzinach popołudniowych "Anoda" wypadł z okna czwartego piętra budynku, w którym był przesłuchiwany. Chłopaka nie udało się uratować. Dopiero po trzech miesiącach o zdarzeniu poinformowano jego rodzinę. Inż. Rodowicz przeżył szok, dowiadując się o samobójczej śmierci syna. Już wtedy domyślano się, że mógł paść ofiarą morderstwa, a historię z samobójstwem napisano jako przykrywkę dla prawdziwych okoliczności śmierci "Anody".

Ciało AK-owca złożono w anonimowej kwaterze na Cmentarzu Powązkowskim. Gdy rodzina dowiedziała się o miejscu pochówku Janka, dokonano ekshumacji i przeniesiono jego zwłoki do rodzinnego grobu. Po 1989 roku stopniowo przywracano pamięć o bohaterskim żołnierzu katowanym przez komunistów. Jego imię jest dzisiaj synonimem odwagi i męstwa. Dwukrotnie został odznaczony przez prezydentów III RP - najpierw w 1994 roku Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski przez Lecha Wałęsę, a następnie w 2008 roku Krzyżem Wielkim Orderu Odrodzenia Polski przez Lecha Kaczyńskiego.

Mateusz Łabuz

Skróty pochodzą od redakcji. Oryginalny tekst można znaleźć na stronie II wojna światowa.

SWW
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy