Jak Polacy mścili się na Niemcach za wszystko, co zrobili w II wojnie światowej?

Funkcjonariusze Milicji Obywatelskiej, wraz z żołnierzami KBW, zostali wykorzystani podczas akcji przeciw Niemcom /East News
Reklama

Komunistyczne władze wiedziały, że Polacy nie myślą o litości. Niemcy musieli przygotować się na najgorsze. I w wielu przypadkach dokładnie to ich spotkało. Czy zasłużenie?

1. Zamknąć w obozach

Trzy i pół miliona Niemców z przedwojennego pogranicza miało zostać, zgodnie z 13. artykułem konferencji poczdamskiej, przesiedlonych w nowe granice ich państwa. Dokument nakazywał Polakom stworzenie obozów przejściowych, zaopatrzonych w żywność, wodę i środki medyczne.

Polskie władze komunistyczne miały jednak względem niemieckich cywilów własne plany. W 1945 roku polscy komuniści przejęli setki nienaruszonych przez wojenną zawieruchę obozów, porzucanych w popłochu przez cofającą się armię hitlerowską. Decyzja o tym, by nie czynić ich miejscami martyrologii, tylko dalej użytkować, zapadła już wcześniej. Podjęto ją niemal natychmiast po wydaniu 22 lipca 1944 roku manifestu przez Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego.

Reklama

Na potrzeby nowej władzy zaadaptowano szereg nazistowskich zabudowań, ciągnących się wzdłuż dawnej granicy. Stworzono w ten sposób cały łańcuch obozów koncentracyjnych, biegnący z północy aż po Górny Śląsk. To właśnie do tych miejsc odosobnienia trafiło w 1945 i 1946 roku ponad sto tysięcy Niemców.

Obozy nadzorowane przez stalinowców w niczym jednak nie przypominały tych przesiedleńczych, w których oczekujący na transport do nowej ojczyzny nie powinni spędzać więcej czasu, niż to konieczne. Cywilów gnano bez wyroku wprost pod buty, pięści i pałki żołnierzy KBW. Komendanci Salomon Morel, Eryk Karaś, Czesław Gęborski i wielu innych nie znali litości. Ten ostatni sam otwarcie przyznał że dowodzi... obozem koncentracyjnym.

2. Zwieźć do kopalń

Dręczenie niemieckich cywili odbywało się za wiedzą i zgodą władz Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Główni architekci systemu obozowego w Polsce, czyli minister bezpieczeństwa publicznego Stanisław Radkiewicz i Teodor Duda, szef Wydziału Więzień i Obozów, chcieli jednak także wykorzystać "więźniów" do podniesienia kraju z ruin.

W niektórych miejscach przeprowadzano to w sposób cywilizowany i humanitarny. Tak było w Centralnym Obozie Pracy Warszawa. Jeńców z Wermachtu dobrze odżywiano, nie bito, a nawet pozwalano na namiastkę niezależności administracyjnej. Powstał tam samorząd, tak zwana Antifa, któremu przewodził Heinz Grischke.

Na zupełnie innych zasadach odbywała się praca w śląskich kopalniach. Ponieważ Sowieci zaraz po wojnie wywieźli na Syberię prawie dwieście tysięcy Górnoślązaków, Rząd Tymczasowy, by wznowić wydobycie, zdecydował się na zwiezienie do śląskich kopalń niemieckich cywilów. Ściągnął ich z najodleglejszych zakątków "ziem odzyskanych". Do szybów wprost z kolejowej rampy trafiali urzędnicy, stolarze, murarze, dziennikarze, nauczyciele... Pełen przekrój społeczny.

Dla wielu przymusowe przekwalifikowanie na górnictwo okazało się zabójcze. W wyniku wypadku podczas wydobycia, lub - co bardziej częste - z wygłodzenia oraz chorób zginęło kilkadziesiąt tysięcy osób. Praca była całkowicie niewolnicza. Jej rozliczanie odbywało się między MBP a Centralnym Zarządem Przemysłu Węglowego, ciałem powołanym, by zarządzać darmową siłą roboczą z Ziem Odzyskanych.

3. Męczyć na dziko

Poza zinstytucjonalizowaną zemstą, zamkniętą w oficjalnych obozach MBP, zdarzał się również spontaniczny odwet ze strony zwykłych Polaków. Historycy zwracają uwagę na tak zwane dzikie obozy, czyli kawałki polan lub pastwisk otoczone przez polskich chłopów drutem kolczastym, gdzie zaganiano i zabijano "winnych" wojny. Miejsc takich było ponad tysiąc. Zdarzało się, że działały zaledwie kilka dni...

W polskim społeczeństwie nienawiść wobec niedawnych okupantów była powszechna. Niemal każda polska rodzina straciła z ręki niemieckiej kogoś bliskiego. Nowa władza przez lata wykorzystywała to poczucie krzywdy do umacniania swojej pozycji w kraju. Jak wielką trzeba mieć w sobie nienawiść wobec własnego, polskiego narodu, żeby tak postąpić? - pyta retorycznie Hans Klubbe, były więzień obozu w Łambinowicach.

4. Korzystnie sprzedać

Ogromna ilość niemieckich cywilów zatrzaśniętych w komunistycznej Polsce stała się też dla stalinowców okazją do... ubicia niezłego interesu. Zarabiali na "wypuszczaniu" ich z kraju, który był po wojnie całkowicie zamknięty. Nagłe złagodzenie polityki paszportowej było zwykle efektem porozumień polsko-niemieckich albo konsekwencją gry w relacji Warszawa-Bonn.

Niemców "sprzedawano" w ten sposób przez długie lata, poczynając od 1947 roku. Bogacono się też na tych, którzy postanowili pozostać w Polsce. Oficjalnie okradano ich z dodatków i świadczeń, którymi byli z biegiem czasu obejmowani przez własnych rodaków.

5. Przerobić na szpiegów

Swoje plany wobec "polskich Niemców" miał także formujący się po wojnie wywiad RP (a później PRL). Polskim oficerom odbudowującym słynną "dwójkę" - Oddział Drugi Sztabu Generalnego Wojska Polskiego - nakazano werbunek pośród tych zamkniętych w Polsce Niemców, których rodziny w całości znalazły się po drugiej stronie Żelaznej Kurtyny.

Agencji chodziło o lokowanie jak największej ilości przetrzymywanych dotąd w Polsce "wysiedleńców" w administracji niższego szczebla RFN. Dorosłe już dzieci, wcześniej uznane za zaginione, które wracały do rodzin po latach wojennej tułaczki, mogły uniknąć podejrzeń kontrwywiadu krajów zachodnich.

Plan zyskania dzięki "polskim Niemcom" nowych agentów wywiadu, na który polscy komuniści wpadli w 1947 roku, częściowo się powiódł. Nie znamy dokładnej liczby szpiegów, których przerzucono w okresie powojennym do Berlina Zachodniego. Wpadli tylko dwaj. Jednemu z nich, Heinzowi Arnoldowi, udało się nawet wmówić poszukującej dziecka matce, że to on jest jej zaginionym synem... Gdyby nie działania agentów niemieckich oraz pomoc CIA, może wierzyłaby w to do końca życia.

Zainteresował cię ten artykuł? Na CiekawostkachHistorycznych.pl przeczytasz również o najbardziej krwawych komendantach polskich obozów koncentracyjnych

Marek Łuszczyna - Reporter, dziennikarz, pracował m.in. dla Życia Warszawy, Dużego Formatu i radiowej Trójki, autor książek "Igły, polskie agentki, które zmieniły historię" oraz "Zimne" . Mieszka i pracuje w Warszawie . W stycznia nakładem wydawnictwa Znak ukazała się jego "Mała zbrodnia", książka o polskich, powojennych obozach koncentracyjnych.

Ciekawostki Historyczne
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy