Spontaniczny samozapłon - zagadka rozwiązana?

Spontaniczne samospalenia są jednym z najbardziej tajemniczych i groźnych fenomenów. Zajście kończy się zwykle śmiercią osoby, której ciało zaczęło nagle płonąć od wewnątrz...

Śledztwa policji i pożarników nie dały odpowiedzi, co jest przyczyną tego zjawiska. Jednak pewien amerykański naukowiec twierdzi, że rozwiązał zagadkę fenomenu.

Powstało wiele hipotez próbujących wyjaśnić zjawisko samospaleń. Zakładano, że samozapłon wywoływany jest przez pioruny kuliste, które w pewnych warunkach działają jak kuchenka mikrofalowa. Popularna jest też teoria, iż zjawisko zachodzi w wyniku złego stanu fizycznego i psychicznego ofiar. W wyniku nieznanych procesów zapalają się wtedy naturalne gazy wytwarzane przez ludzki organizm, np. metan. Poza tym przyczyną fenomenu może być aktywność plam na Słońcu, zmieniająca funkcjonowanie organizmu człowieka. Wszystkie te wyjaśnienia zostały podważone przez wyniki prac amerykańskiego fizyka, dr Zhiyu Hu.

Reklama

Do samozapłonu dochodzi nieoczekiwanie. Za przykładowe można uznać zajście, do którego doszło w Londynie jesienią 1982 r. Zapadał zmierzch, Jennie Saffin krzątała się w kuchni. 62-letniej Angielce towarzyszył wiekowy ojciec. Pani Saffin przerwała nagle pracę i usiadła na krześle. W tym momencie starszy pan odkrył z przerażeniem, że jego córka płonie.

Płomienie biły z rąk i głowy

Jennie, kobieta jednak nie wiła się z bólu, nie krzyczała. Zachowywała się jak w transie. Mężczyzna zaciągnął córkę do zlewozmywaka, by wodą gasić ogień pożerający Jennie od środka i zaczął wzywać pomocy. Wkrótce nadbiegli pozostali członkowie rodziny. Wezwano pogotowie. Kobietę odwieziono do szpitala, jednak ogień dokonał zbyt wielkich spustoszeń w jej ciele, by mogła przeżyć. Czy pani Safin zginęła w wypadku, przez własną nieuwagę? A może ktoś celowo ją podpalił? Drobiazgowe śledztwo policji i pożarników wykluczyło obydwie możliwości. Jennie Saffin okazała się kolejną ofiarą tajemniczego zjawiska - spontanicznego samozapalenia się człowieka.

Zajścia takie nie są wyłącznie brytyjską specjalnością. Odnotowano je w wielu krajach. Również w Polsce odnotowano przypadek samozapłonu. 30 stycznia 1998 r. w jednej z wsi pod Kielcami zapłonął nagle półtoraroczny chłopiec śpiący w swoim łóżeczku. Matka poczuła swąd i zaniepokojona pobiegła do dziecięcego pokoju, jednak jej synka nie udało się uratować. Przeprowadzone śledztwo wykazało, że dziecko zmarło, ponieważ ogień wypalił je od środka. Nie nastąpiło to w wyniku czyjegoś celowego działania, lecz był to nie dający się wyjaśnić wypadek.

W przypadkach samozapłonu ogień tylko nieznacznie rozprzestrzenia się poza ciało człowieka. Jednocześnie wytworzona zostaje bardzo wysoka temperatura.

Kości ofiar spalają się na popiół

w ciągu kilku minut. A przecież w krematoriach, gdzie używany jest specjalistyczny sprzęt, do spalenia ciała zmarłego potrzeba kilku godzin i wytworzenia temperatury 1,5 tys. stopni C.

Co wywołuje tak niezwykłe zjawisko? Dr Zhiyu Hu, fizyk pracujący w wydziale energii Life Sciences Division przy Oak Ridge National Laboratory w stanie Tennesee, twierdzi, że rozwiązał zagadkę spontanicznych samospaleń. Doszło do tego w związku z opracowaną przez dr Hu metodą lokalnego uzyskiwania bardzo wysokiej temperatury w otoczeniu o temperaturze pokojowej.

Do odkrycia przyczyny stawania ludzi w ogniu doszło przy okazji badań nad nowymi metodami pozyskiwania taniej energii. Oak Ridge National Laboratory to ośrodek badawczy działający pod auspicjami amerykańskiego Chemical Society Energy & Fuels. Dr Hu pracował nad reakcją katalityczną przebiegającą w nanoskali, gdzie wykorzystał mikroskopijne cząstki platyny oraz metanol i włókna bawełny. Eksperymenty odbywały się bez udziału zewnętrznego źródła zapłonu, mimo to, gdy składniki znajdowały się w określonych proporcjach, dochodziło do niezwykle silnej reakcji - na niewielkiej powierzchni temperatura podnosiła się niczym w piecu hutniczym. Amerykański naukowiec nie podał niektórych szczegółów podkreślając, że jego odkrycie pozwala niskim kosztem pozyskiwać energię, ma więc znaczenie ekonomiczne i militarne. Metoda ta, jak twierdzi dr Hu, ma rozwiązać kryzys energetyczny zastępując dotychczas wykorzystywane paliwa, ponieważ jest dużo wydajniejsza, a przy tym ekologiczna, wywierając niewielki wpływ na środowisko.

Wszystkie organizmy, zarówno zwierzęta, jak też rośliny, czy bakterie, w ramach procesów fizjologicznych uzyskują energię z reakcji utleniania. W wielu z tych reakcji, jako katalizatory występują metale. Na ogół proces przebiega bez szkody dla komórek.

- Nasze wewnętrzne silniki są skuteczne tylko w 20 procentach - twierdzi dr Hu. - Jeśli jednak z pewnych powodów wytworzone zostaną w środowisku określone związki, to przy udziale tlenku azotu z powietrza, komórki zwiększają nagle swoją wydajność. Powstaje lokalnie bardzo wysoka temperatura.

Naukowiec twierdzi, że jest w stanie

kontrolować reakcję

przez niewielkie zmiany składu powietrza w pomieszczeniu. Może też uzyskać temperatury znacznie powyżej 600 stopni C.

Wystarczy więc drobna zmiana warunków zewnętrznych, aby wywiązała się reakcja z udziałem pierwiastków śladowych w organizmie - zmienia się wtedy natura morfologiczna komórek. Dochodzi do dramatycznej sytuacji, w której rozpętany zostaje iście piekielny ogień spalający fragment organizmu, który zaczął nagle pracować niezwykle efektywnie. Tak właśnie dochodzić ma do spontanicznych samospaleń ludzi, tłumaczy dr Hu. Amerykański fizyk nie zna jednak metody, która by przed samozapłonami ludzi chroniła.

Tadeusz Oszubski

MWMedia
Dowiedz się więcej na temat: ciało | temperatura | naukowiec | temperatury | płomień | zagadka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy