Rage Room - to miejsce, które tylko czeka aż je zdewastujesz

Małe pomieszczenie wyposażone dosłownie w kilka mebli. Wchodzisz do niego z kijem baseballowym w ręce i w masce na twarzy. Zapłaciłeś za to 20 dolarów. Po pierwszym zamachu przekonasz się, że lepiej nie mogłeś wydać swoich pieniędzy.

Życie w ciągłym stresie daje się we znaki. Ileż to razy marzyliśmy o tym, aby po odebraniu telefonu od szefa cisnąć aparatem o ścianę, przewrócić stół lub też rozbić parę talerzy, by spuścić z siebie parę. Używanych przez nas rzeczy będzie tylko szkoda, a dodatkowo trzeba jeszcze po nich posprzątać. Chyba, że udacie się do Rage Roomu, w którym możecie oddać się demolce zupełnie bezkarnie. Takie miejsca zaczynają cieszyć się coraz większą popularnością.

Rage Room od niedawna działa w Toronto. Nie jest to pierwszy biznes tego typu. W Dallas w USA od kilku dobrych lat prosperuje Anger Room działający na bardzo podobnej zasadzie, a jeszcze wcześniej ktoś próbował zarabiać na demolce w... Serbii.

Reklama

Cztery ściany, kij baseballowy, ostra muzyka płynąca z głośników i sporo sprzętu do zdemolowania. Czy do pozbycia się stresu naprawdę potrzeba czegoś więcej?

Jak wygląda typowa wizyta w Rage Roomie? Przed wejściem do pokoju demolki trzeba wybrać co ma się w nim znaleźć. Jednym najlepiej idzie rozbijanie talerzy i innych elementów zastawy stołowej, drugim rozprawianie się ze znienawidzonym sprzętem biurowym.

Właściciele miejsca podkreślają, że ten drugi wariant jest szczególnie uwielbiany przez klientów. W praktyce ograniczeniem jest wyobraźnia osób decydujących się zamknąć w pomieszczeniu i ich budżet. Pomocne okazuje się specjalne "menu", z którego można wybrać "specjały" do rozwalenia.

Zanim do ręki weźmie się kij i odda się beztroskiej demolce należy jeszcze ubrać na siebie zestaw ochraniaczy, w tym maskę paintballową. Obsłudze zależy na tym, aby podczas uszkadzania różnorakich sprzętów goście Rage Roomu nie uszkodzili samych siebie.

"Sesja terapeutyczna" trwa 30 minut i kosztuje 20 dolarów. To czas, w którym nie tylko jesteśmy sam na sam z przedmiotami, które chcemy zniszczyć.

To również chwila dla nas. Czasami przemyślenia nad kijem baseballowym i obróconym w perzynę wyposażeniem domu mogą być prawdziwym lekarstwem dla zmęczonej pracą i problemami życia codziennego psychiki.

Timothy Cheung - właściciel Rage Roomu w Toronto w materiale dla internetowego wydania "The Guardian" powiedział, że jego biznes opiera się na bardzo prostej potrzebie.

- Przez całe swoje życie słyszysz, że nie wolno niszczyć. Rage Room się temu sprzeciwia. Wizyta tu nie rozwiąże twoich wszystkich problemów, ale z pewnością poczujesz się lepiej...

Nieświadomie wtórują mu koledzy po fachu z Dallas, których motto brzmi "Nic czego się spodziewasz, wszystko czego potrzebujesz". Podkreślają oni, że są jednym z niewielu miejsc w Stanach, gdzie frustracje są mile widziane. W ich Anger Roomie wizyty trwają krócej (najdroższy pakiet demolka to 25 minut czasu na wyżycie się), ale za to do zdemolowania jest więcej sprzętu elektronicznego.

Właściciele chwalą się, że dewastując stare telewizory, radia, odtwarzacze CD i komputery nie tylko pomaga się sobie, ale i... Matce Naturze, gdyż rozbite w drobny mak gadżety idą do recyklingu.

- Jesteśmy najefektywniejszą metodą walki ze stresem dostępną w bardzo niskiej cenie - piszą właściciele Anger Roomu na swojej stronie internetowej. Trudno się z nimi nie zgodzić. Pytanie brzmi czy wkrótce i w Polsce powstaną podobne lokale.

Ideę "escape roomów", czyli pokoi wypełnionych zagadkami, z których szalenie trudno jest uciec udało się z powodzeniem zaszczepić nad Wisłą. Może i pomieszczenia, w których to nie trzeba główkować też staną się u nas hitem?

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: stres
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy