Lars Andersen: Łucznik, przy którym Robin Hood to cienias

Ponad 22 miliony wyświetleń na YouTube! Takim wynikiem może pochwalić się duński łucznik Lars Andersen, który ostatnie 10 lat swojego życia spędził na morderczym treningu. To, co potrafi, zawstydza mistrzów olimpijskich i przebija wyczyny znane z filmów o Robin Hoodzie.


Lars potrafi wystrzelić trzy strzały w 0,6 sekundy. Słabo? Wciąż nie robi to na was wrażenia? Może zrobi to sztuczka z przepołowieniem strzały...

Zapomnijcie jednak o wariancie "turniejowym", znanym z filmów o banicie z lasu Sherwood. Andersen jest w stanie rozdzielić... lecący w jego stronę "pocisk" na dwie połowy! To jeszcze nic. Robi to... stojąc początkowo tyłem do przeciwnika!

Duńczyk ma na swoim koncie dwa rekordy świata związane z szybkim strzelaniem z łuku. Dziesięć strzał w pięć sekund to dla niego pestka. W przeciwieństwie do współczesnych łuczników Andersen nie korzysta z łuków ze skomplikowanymi przyrządami celowniczymi. Preferuje lekkie konstrukcje, które pozwalają mu na wykonywanie tych nieprawdopodobnych trików.

Reklama

Te, które Andersen opanował do perfekcji, pochodzą z czasów antycznych i średniowiecza. Mistrz odnalazł je w starych księgach i "wynalazł na nowo". Dla przykładu, nie wyciąga on za każdym razem strzał z kołczanu, tylko ma ich odpowiednią liczbę w ręce, w której trzyma łuk. Tym sposobem jest w stanie prowadzić "ogień ciągły". Zupełnie jak z broni maszynowej.

Niektóre z technik, które odkopał Duńczyk mają aż 5 tysięcy lat! "Współcześni łucznicy strzelają do nieruchomych celów stojąc w jednym miejscu. To dlatego wciąż używają kołczanów i mrużą jedno oko" - mówi narrator hitowego filmiku umieszczonego w serwisie YouTube.

Lars ciągle się porusza, zmienia rękę, w której trzyma łuk, i wreszcie - ma oczy szeroko otwarte. Przecież atak - zwłaszcza w dawnych czasach - mógł nadejść z każdej strony! Dlatego Andersen jest gotów do oddania strzału nawet z podskoku.

"Najszybszy z łuczników" - taki przydomek nadali Andersenowi internauci - rozpoczął przygodę z łukiem "zaledwie" dziesięć lat temu, kiedy to wraz ze znajomymi wziął udział w LARPie (terenowej grze RPG), powstałej na podstawie dzieł J.R.R. Tolkiena. Podczas zabawy miał się wcielić w rolę łucznika.

Dzięki grze odkrył, że ma talent. Z dnia na dzień stawał się coraz lepszy. Kilkugodzinne, codzienne treningi stały się dla niego rutyną. Na zawodach łuczniczych, w których liczyła się szybkość "wypluwania" strzał, szybko stał się bezkonkurencyjny.

Obecnie 50-letni (sic!) Andersen, prywatnie malarz i pisarz, nie ustaje w doskonaleniu swoich umiejętności. Jego popisowym numerem jest wspomniane już przepołowienie strzały w locie, do którego przygotowywał się "naprawdę DŁUGO", jak czytamy w opisie jego filmu.

"Początkowo ćwiczyłem z miękkimi strzałami, których mój asystent nie wystrzeliwał w moim kierunku z pełną siłą" - mówi Andersen. Ujęcie, w którym lecąca w jego kierunku strzała rozpada się na pół, udało się nagrać dopiero za czternastym razem. Jej przepołowienie, jak dodaje Andersen, było "czystym przypadkiem". Przypadkiem potwierdzającym to, że jest on najlepszym łucznikiem na naszej planecie.

Czym jeszcze zaskoczy nas Andersen? Na jego kolejne wideo po prostu nie możemy się doczekać. Ale wiemy, że będzie to... strzał w dziesiątkę!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy