"Kukuruku" - historia śmiercionośnego wafelka

"Kukuruku jest trujące, rakotwórcze i śmierdzące" - to piosenka, którą niewiele ponad 20 lat temu znały chyba wszystkie dzieciaki w Polsce. Oto historia pewnego wafelka, którego zjedzenie zwiastować miało chorobę nowotworową i śmierć w męczarniach...

Początek lat 90. Polska po transformacji łaknie nowości. Na sklepowe półki trafia nieznany wcześniej w kraju produkt - czekoladowy wafelek w kolorowym opakowaniu.

Rusza akcja promocyjna. Emitowane są reklamy telewizyjne. Dzieciaki szaleją, a egzotyczne batoniki sprzedają się jak świeże bułeczki. Sukces nie trwa jednak wiecznie. Pojawia się wiadomość, że pochodzący z Grecji wafelek jest rakotwórczy i może zabijać polskie dzieci.

"Koukou Roukou", nad Wisłą znany bardziej pod potoczną nazwą "Kukuruku" - do Polski trafił z Grecji. Dziś powiemy, że przecież to wafelek, jakich wiele. Setki podobnych artykułów znajdziemy na półkach każdego sklepu, czy marketu. Dwadzieścia kilka lat temu było jednak inaczej.

Kolorowo opakowany przysmak z dalekiego kraju był czymś niezwykłym i obiecywał naszym kubkom smakowym fascynującą podróż w nieznane. Dodatkowo pokochały go dzieci, bo w środku można było znaleźć naklejkę a piosenka z reklamy łatwo wpadała w ucho.

Reklama

"Kukuruku to jest nowe cudo z masy kakaowej. To najlepszy smak na ziemi, może zmieścić się w kieszeni" - nęcił telewizyjny spot. Zresztą bardzo skutecznie. Wafelki pokochały rzesze dzieciaków. Mamusie najpierw wyskakiwały z drobniaków, kupując pociechom przysmaki, a następnie psioczyły pod nosem, zdrapując dołączone do nich kolorowe nalepki z szaf i meblościanek.

Sielanka zakończyła się w dniu, w którym gruchnęła wiadomość o rzekomo szkodliwych składnikach wykorzystywanych do produkcji "Kukuruku". Ukochane przez dzieci batoniki zostały zaklasyfikowane jako potencjalnie rakotwórcze, co właściwie podpisało na nie wyrok. No bo która mama chciałaby fundować swoim pociechom śmierć w nowotworowych mękach?

Lecz zanim "Koukou Roukou" na dobre zniknęło z półek sklepowych, po raz kolejny stało się hitem. A to za sprawą przeróbki piosenki z telewizyjnej reklamy, która jakimś cudem (pamiętajcie - nie było wtedy internetu!) obiegła całą Polskę!

Przekazywany pocztą pantoflową hit brzmiał mniej więcej tak:

"Kukuruku jest trujące, rakotwórcze i śmierdzące. Nadziewane heroiną, a od tego dzieci giną. Jak Wałęsa go spróbował to od razu wykitował. Jeśli chcesz być narkomanem Kukuruku polecane!"

Oczywiście było kilka modyfikacji. Bo chyba każde miasto, a nawet osiedle śpiewało swoją wersję, ale piosenka przetrwała do dziś. Jej różne odmiany z łatwością znajdziecie na internetowych forach, a jeśli nie wiecie do jakiej melodii zaśpiewać słowa, służymy oryginalną reklamą.

Od jedzenia Kukuruku chyba też nikt nie umarł, więc opowieści o jego trujących składnikach możemy śmiało włożyć pomiędzy inne legendy miejskie. Dziś wafelek wspominany jest przez wielu jako jeden ze smaków dzieciństwa przypadającego na przełom lat 80. i 90.

"Ech... dzieciństwo :) Aż miło sobie przypomnieć :) Po okresie kryzysu i wyrobów czekoladopodobnych pojawiły się takie pyszne wafelki! :D Pamiętam, że prócz naklejek, rzecz jasna, szalenie podobały mi się opakowania kukuruku. Kolorowe i błyszczące, zupełnie inne niż papierki od prince polo" - zachwyca się internautka o nicku "smagliczka1".

Wtóruje jej "Firma Robert", podpierając swe wspomnienia finansową ofertą:

"Pod koniec 1989 roku były już dostępne w większych miastach, w grudniu 1989r jadłem go po raz pierwszy. Teraz za ten sam smak dał bym nawet 100zł :) Te wafle były cudowne!"

Dla Roberta mamy dobrą wiadomość, bo za smak z dzieciństwa nie musi już płacić banknotami o wysokich nominałach. Właściwie to wystarczy 99 groszy, bo tyle kosztuje Koukou Roukou, które ostatnio znów pojawiło się w Polsce!

Znaleźliśmy je przypadkiem, robiąc zakupy w Tesco. Do koszyka od razu powędrowały trzy egzemplarze. Dwa na prezenty dla znajomych, którzy pamiętają "tamte" czasy, zaś jeden do redakcyjnych testów.

Po pierwszych oględzinach stwierdzamy - opakowanie nadal jest kolorowe i zdobią je rysunki zwierzaków. Nawet sam logotyp jest niemal identyczny. Zmieniono jedynie kolorystykę. Zielono-niebieską zastąpiła niebiesko-czerwona. Właściwie, gdyby nie charakterystyczny napis, moglibyśmy przegapić "Kukuruku" w gąszczu konkurencyjnych produktów.

Idziemy dalej w naszą nostalgiczną podróż i otwieramy sreberko. W środku znajdujemy zafoliowany kartonik z naklejką. Miłe zaskoczenie, bo nawet po zjedzeniu wafelka zostanie nam jakaś pamiątka. To tak, jak zjeść ciastko i mieć ciastko.

No właśnie - skoro jesteśmy już przy jedzeniu, to najwyższy czas na próbę organoleptyczną, bo ileż można doktoryzować się nad zwykłym wafelkiem. Pierwszy gryz, drugi, potem trzeci. I batonika nie ma. 

Słodki, całkiem smaczny, ale chyba nie o to w tym wszystkim chodzi. Najważniejsze, że dziś wydając 99 groszy możemy dziś podzielić się wspomnieniami ze starymi kumplami z podwórka i przywołać chwile, które na co dzień trzymamy zachomikowane w dalekich archiwach pamięci.

Poza tym "Kukuruku" warto mieć przy sobie, gdy będziemy opowiadać anegdoty z naszego dzieciństwa tym, których 24 lata temu nie było jeszcze na świecie. Najeść się trujących wafli i przeżyć - czy dzisiejsze pokolenie to potrafi?

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy