Bezwzględny morderca z twarzą dziecka

Spokojne wrześniowe popołudnie na komendzie dzielnicowej MO Zwierzyniec w Krakowie przerwało nagłe wezwanie o napadzie na starszą kobietę, który miał miejsce w kościele Sercanek. Modląca się w świątyni staruszka została ugodzona nożem w plecy, a napastnik zbiegł z miejsca napadu.

Starsza kobieta na szczęście przeżyła, ale nie mogła pomóc milicjantom w stworzeniu portretu pamięciowego napastnika. Dwa dni po tym zdarzeniu, 23 września 1964 roku milicja otrzymała kolejne zgłoszenie o niemal identycznej treści.

Miasto wrzało od plotek

Tym razem napastnik również zaatakował starszą kobietę, ale na miejsce zbrodni wybrał klatkę schodową jednej z krakowskich kamienic. Podobnie jak za pierwszym razem użył noża, którym zaatakował ofiarę od tyłu - tak, by nie mogła go zobaczyć. Krwawiącą i ledwo oddychającą kobietę znaleźli na schodach sąsiedzi.

Trzeci atak nożownika miał miejsce tydzień po drugim napadzie. Ponownie ofiarą padła starsza kobieta, którą znaleziono w holu klasztoru Zgromadzenia Sióstr Prezentek. Niestety, nieprzytomnej kobiety nie udało się uratować.

Groza i przerażenie udzieliła się krakowianom. Miasto wrzało od plotek.

Śledztwo w martwym punkcie

Trzy brutalne napady, których dokonał tajemniczy nożownik, wzbudziły wśród mieszkańców Krakowa psychozę. Ludzie bali się wychodzić z domu, a starsze kobiety przywiązywały sobie do pleców ogromne pokrywki od garnków, które miały zablokować ewentualną napaść. Mimo postawienia milicjantów w stan najwyższej gotowości, śledztwo utknęło w martwym punkcie aż na półtora roku z powodu braku śladów. Jeden tylko trop wydawał się najbardziej znaczący: ostatnie słowa trzeciej ofiary, które wyszeptała próbującej jej pomóc siostrze zakonnej i które miały pomóc zidentyfikować sprawcę: "Młody chłopiec".

Śledztwo po trzech miesiącach umorzono, a jego akta wylądowały na dnie biurek prowadzących sprawę milicjantów. Wampir jednak znowu zaatakował.

Reklama

Najpierw ranił, potem zabijał

W lutym 1966 roku na Kopcu Kościuszki znaleziono zwłoki 11-letniego chłopca. Zmasakrowane ciało dużo jednak mówiło o sprawcy: nożownik najwidoczniej działał celowo i pragnął zabić. Jedynym śladem pozostawionym przez niego na miejscu zbrodni był odciśnięty w śniegu zarys podeszwy buta, ale trop urwał się w pobliskich krzakach. Terror znów został zasiany, a milicja, podobnie jak poprzednio, niezdarnie kluczyła wśród poszlak.

W kwietniu nożownik na klatce schodowej jednej z kamienic na Kazimierzu wymierzył serię ciosów 7-letniej dziewczynce, którą udaje się uratować. Milicja łączy fakty: napady i morderstwa mógł popełnić ten sam sprawca. Miała jednak tylko chaotyczne zeznania świadków, wyniki badań w zakładzie medycyny sądowej i domysły na temat sprawcy, który zmienił w krótkim czasie sposób działania: najpierw tylko ranił, potem zaczął mordować. Śledztwo mogło znów utknąć w martwym punkcie, gdyby nie pojawienie się na komendzie młodej dziewczyny, która opowiedziała śledczym mrożącą krew w żyłach historię. Śledztwo nabrało tempa.

Niepozorny chłopak

Studentka Krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych zgłosiła się pewnego dnia na milicję, by podzielić się z funkcjonariuszami niepokojącym przeczuciem związanym z jej kolegą z kółka strzeleckiego. Z owym kolegą, Karolem Kotem, czasem spotykała się poza zajęciami na spacerach. Podczas jednej ze wspólnych przechadzek za miasto wyjął nagle nóż i przyłożył jej do szyi, grożąc, że ją zabije, ale szybko się opanował. Dziewczyna nie potraktowała tego incydentu poważnie, podobnie jak opowieści Karola, który opowiadał o napadach i morderstwach, jakich miał się dopuścić. Jednak gdy przyznał się do ataku na 7-letnią dziewczynkę, o którym wciąż pisały gazety, dziewczyna poczuła, że musi to zgłosić władzom.

Milicja złapała trop i zaczęła obserwować Karola Kota, który za kilka tygodni miał przystąpić do egzaminu maturalnego. Podczas przesłuchania chłopak jednak nie przyznawał się do zarzucanych mu czynów. Dopiero rozpoznanie Kota przez jego ofiary ruszyło śledztwo do przodu. Kot wreszcie się przyznał krakowskiej milicji. To, co usłyszeli funkcjonariusze od tego niepozornego, o dziecięcej, uśmiechniętej twarzy ucznia technikum, budziło niedowierzanie.

Chciał zabijać

Z dumą opowiadał o planach kolejnych napadów i ze szczegółami mówił o przebiegu morderstw. Nie ograniczał się jednak do atakowania ludzi nożem: kiedyś zakupioną truciznę dosypał koledze do termosu z herbatą, innym razem próbował doprowadzić do grupowego otrucia w jednym z krakowskich barów.

Jak sam mówił: czuł potrzebę "dźgnięcia kogoś" i "ochotę, by zabić". Pozbawianie kogoś życia sprawiało mu ogromną przyjemność i nie starał się tego ukryć. Pochodzący z inteligenckiej rodziny Karol przyznał się, badającym go potem psychiatrom, że podczas wakacji lubił chodzić do ubojni, gdzie z zachwytem obserwował zarzynanie krów, których krew potem pił. W opiniach lekarzy pojawiły się wzmianki o skłonnościach sadystycznych i psychopatycznych.

Mały kolekcjoner

Koledzy ze szkolnych ławek przyznali, że był uczniem przeciętnym i nad wyraz porywczym. Wiedzieli o jego fascynacji nożami, których pokaźną kolekcję miał mieć w domu. Zyskał przezwisko Lolo Rozpruwacz, bo wciąż opowiadał o tym, do czego najchętniej użyłby kompletowanych ostrzy, którymi bawił się na lekcjach.

Karol zdawał sobie sprawę z grożącej mu kary śmierci, ale nie bał się jej - interesowały go tylko wycinki z gazet, w których była mowa o jego potwornej działalności.

Oskarżony o cztery próby podpalenia, dwa morderstwa i cztery usiłowania zabójstwa Karol Kot został powieszony w areszcie w Mysłowicach 16 maja 1968 roku. Wciąż jednak nie gasną spory na temat tego, czy wyrok był słuszny i czy Karol Kot nie powinien był wówczas trafić do zakładu psychiatrycznego, ze stwierdzoną niepoczytalnością, zamiast na stryczek. Krwawa legenda o wampirze z Krakowa krąży po mieście do dziś.

Magdalena Mania

Poznaj kulisy najgłośniejszych zbrodni w PRL. Oglądaj program "Seryjni mordercy" na kanale Discovery World, w każdy wtorek o godzinie 22:30!

Discovery World
Dowiedz się więcej na temat: napastnik | kot | trop | milicja | Karol | morderca | śledztwo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama