Tajemnicze sygnały miały pochodzić z kosmosu. Prawda rozczarowuje

10 lat temu w miejscu, gdzie rzekomo spadł meteoryt, naukowcy zarejestrowali sygnały sejsmiczne. Jednak z czasem okazało się, że zebrane dane nie mają nic wspólnego z obcymi cywilizacjami. Gdy prześledzono ścieżkę sygnału, okazało się, że jego kierunek dokładnie dopasowuje się do drogi biegnącej obok sejsmometru.

Naukowcy odkrywają nowe fakty na temat sławnego uderzenia meteorytu

Kiedy jakaś zagubiona kosmiczna skała podejdzie zbyt blisko Ziemi, bardzo prawdopodobne jest, że zostanie przyciągnięta przez grawitację naszej planety i dostanie się do atmosfery. Czasami eksplodują, czasami uderzają w Ziemie jako ogniste kule. Naukowcy szacują, że takich pocisków rocznie uderza około kilkudziesięciu. Jednak większość z nich wpada do wód oceanów. 

Tak też było w przypadku głośnego uderzenia kosmicznej skały w zeszłym roku. Kiedy to zespół naukowców postanowił odnaleźć meteoryt, by móc mu się przyjrzeć z bliska. Obecnie dysponujemy na tyle wyrafinowanymi systemami śledzenia, że badacze są w stanie określić, w którym miejscu meteoryt dostał się do atmosfery i z jaką siłą eksplodował. Jednym z takich systemów śledzenia są dane sejsmiczne. Pochodzą one zarówno z wibracji spowodowanych przez infradźwięki generowane przy wejściu skały do atmosfery, jak i wibracji wytwarzanych podczas uderzenia w Ziemię.

Reklama

Meteor CNEOS 2014-01-08

Meteor o nazwie CNEOS 2014-01-08 został skutecznie wyśledzony przez rządowe satelity Stanów Zjednoczonych. Astrofizycy Aci Loeb i Amir Siraj z Harvardu postanowili udać się na wyprawę w poszukiwaniu kosmicznej skały. Dzięki danym z monitoringu sejsmicznego udało im się wyśledzić rzekomą ścieżkę obiektu prosto do morza u wybrzeży Papui-Nowej Gwinei. Wydobyli z dna morskiego maleńkie kuleczki. Powstały spekulacje, że są one fragmentami obcej technologii.  

Jednak teraz okazuje się, że dane mogą nie wskazywać miejsca uderzenia meteorytu w planetę, a raczej przejeżdżającą pobliską drogą ciężarówkę... „Sygnał zmieniał z biegiem czasu kierunek, dokładnie dopasowując się do drogi biegnącej obok sejsmometru” – wyjaśnia sejsmolog planetarny Benjamin Fernando z Johns Hopkins University. 

Badacze postanowili jeszcze raz prześledzić dokładną drogę rzekomego lotu meteorytu. Szybko zauważyli coś dziwnego w danych sejsmicznych. Precyzja wykonanych pomiarów była znacznie wyższa niż w przypadku innych porównywalnych danych zebranych nie z jednej, a z kilku stacji sejsmicznych.  

Sygnał został zinterpretowany błędnie, a wibracje zostały wytworzone przez przejeżdżającą pobliską drogą ciężarówkę. Niezwykłe jednak jest to, że naukowcy znaleźli coś na dnie oceanu, co było całkowicie niezwiązane z poszukiwanym meteorytem. „Cokolwiek znaleziono na dnie morskim, jest całkowicie niezwiązane z tym meteorytem” – mówi Fernando.  

Po kolejnych obliczeniach okazało się również, że nie tylko lokalizacja była błędnie oszacowana, ale również prędkość rzekomego obiektu. Co za tym idzie, dowody zaprezentowane we wstępnym druku w zeszłym roku od początku były błędne.   

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Meteoryt | NASA | Harvard | badania | obce cywilizacje
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy