Jedz mniej, a będziesz w lepszej formie

Wśród przyczyn szalejącej w krajach rozwiniętych epidemii otyłości wymienia się często rosnące przyzwyczajenie do dużych porcji. Proponowane do tej pory rozwiązania, na przykład: kampanie wzywające do ograniczania pokusy zwiększania porcji za grosze, choćby w fast-foodach, nie spotkały się z entuzjazmem ani restauratorów, ani konsumentów.

Zdaniem badaczy z Kanady i Francji można próbować ten problem złagodzić w inny sposób. Jak? Namawiając do jedzenia tego, co się bardzo lubi. W małych porcjach. Czy to okaże się przełomem w walce z nadmiarem kilogramów? Zobaczymy.

Pierre Chandon z INSEAD Sorbonne University Behavioural Lab  i Yann Cornil z University of British Columbia przekonują na łamach czasopisma "Journal of Marketing Research", że przy przekonywaniu konsumentów do mniejszych porcji trzeba zwrócić uwagę na towarzyszące temu pożytki, niezwiązane z samą dietą. Konkretnie chodzi o samą przyjemność jedzenia. W tym celu warto zdać sobie sprawę, że o ile pierwsze kęsy tego, co lubimy smakują najbardziej, to wrażenie po posiłku zostawiają te ostatnie. Jeśli porcja jest za duża, dojadamy je już znacznie mniej chętnie, co sprawia, że korzystne wrażenie posiłku się zmniejsza. Można powiedzieć, że efekt jest gorszy zarówno smakowo, jak i dietetycznie.

Reklama

Chodzi więc o to, by skoncentrować się na jak największej przyjemności jedzenia, a nie na tym, że opłaca się zjeść więcej, bo choćby za większą pizzę dopłacamy grosze. Autorzy badań sugerują, by przed zamówieniem porcji nie myśleć, jak bardzo jesteśmy głodni, nie patrzeć też na aspekt finansowy, jaka porcja najbardziej nam się "opłaca", ale skoncentrować się na wrażeniach smakowych, których oczekujemy. I zamówić mniej. Tyle samo przyjemności, a mniej kalorii? Może warto spróbować.

Wyniki badań pokazały, że osoby, które proszono o skoncentrowanie się na posiłku jako przyjemności dla zmysłów, związanego nie tylko ze smakiem i zapachem, ale też na przykład strukturą, były gotowe wybrać nieco mniejszą porcję tortu czekoladowego. To pozwalało im cieszyć się silnym, satysfakcjonującym smakiem do końca. Inaczej było, jeśli przede wszystkim badani koncentrowali się na uczuciu głodu lub na optymalizacji porcji ze względów czysto finansowych. Wtedy wybierali większe porcje, które pod koniec dawały im mniej satysfakcji, a zawierały niepotrzebny nadmiar kalorii. 

Cornil i Chandon zauważyli też, że inaczej, niż w przypadku ostrzeżeń przed szkodliwością przejadania się, zachęty do cieszenia się smakiem potraw były przyjmowane przez konsumentów jednoznacznie pozytywnie. I w rezultacie skłaniały ich, by płacili więcej nawet za mniejszą ilość jedzenia. To argument, który do całego pomysłu może przekonać restauratorów i branżę spożywczą. W praktyce ich współpraca jest tu konieczna, bowiem to oni mogą skoncentrować się na promowaniu wybitnego smaku, a nie niskiej ceny. 

- Menu zawierające bardziej barwne opisy, etykiety zachęcające do koncentrowania się na swych zmysłach mogłyby pomóc konsumentom w zdrowym i bardziej satysfakcjonującym odżywianiu się, nie przynosząc szkody dochodom producentów żywności - przekonuje Cornil. To mógłby być wstęp do bardziej zrównoważonego rozwoju branży spożywczej, która w obliczu plagi otyłości wykazuje oznaki kryzysu - dodaje.

Informacja własna

RMF24.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy