Witold Kurdziel, czyli droga od 128 kg do sylwetki kulturysty

Tak zmieniła się sylwetka Witka /materiał zewnętrzny
Reklama

W pracy nad sportową sylwetką nie ma rzeczy niemożliwych. Trener personalny Witold Kurdziel pozbył się 58-kilogramowego balastu, doprowadzając swoje ciało do formy godnej kulturysty. Oto dieta i trening, które przyniosły mu sukces.

Umawiamy się w Galerii Krakowskiej. W McDonaldzie kolejka po kanapki, szejki i frytki. Zamawiamy wyłącznie czarną kawę, bo przy trenerze jakoś trudniej sięgnąć po kalorie, poza tym Witek przez 21 godzin na dobę... pości. Ale o tym za moment.

Przed spotkaniem przeglądam archiwalne zdjęcia mojego rozmówcy na Facebooku. Potężny chłop z wielkim brzuchem na plaży. Chwilę późnej trafiam na foto z sesji wyżyłowanego kulturysty, która z powodzeniem mogłaby służyć studentom do nauki anatomii. Sprawdzam, ale wszystko się zgadza. To ten sam gość.

Reklama

Siadamy z kawą przy stoliku, a Witek zaczyna snuć opowieść o drodze, jaką przebył między pierwszą a drugą fotografią.

Przemiana

Zaczęło się w styczniu 2012 roku. Ważyłem wtedy 128 kilogramów, całkiem sporo przy wzroście 180 cm. Wcześniej przez wiele lat chodziłem na siłownię, ale to było robienie masy mięśniowej za wszelką cenę, co w połączeniu ze złym odżywianiem nie przyniosło dobrych rezultatów. Bo to dieta jest kluczem do sukcesu.

Eksperymentowałem z różnymi zaleceniami specjalistów od zdrowego żywienia, ale waga nie szła w dół. Dość przypadkowo trafiłem na dietę "Intermittent Fasting", zwaną też "jem - nie jem". Kompletna rewolucja w stosunku do tego, co wiemy o żywieniu. Dzieli dzień na okres postu i jedzenia. Przykładowo mamy szesnaście godzin postu i ośmiogodzinne okno żywieniowe. Wariantów jest wiele.

Któregoś dnia poszedłem do pracy bez śniadania. Wiele się działo, nie miałem kiedy zjeść. W pewnym momencie zrobiła się 15. Pomyślałem, że skoro tyle wytrzymałem, poczekam do 18 i pójdę na czczo na trening. Nie brakowało mi energii, dobrze się czułem, a najadłem się po powrocie do domu. Postanowiłem wypróbować tę dietę. Po 4-5 dniach organizm przyzwyczaił się do zmiany.

Po kilku tygodniach zobaczyłem wyraźne efekty. Brzuch się zmniejszył, waga zaczęła spadać. Poszedłem za ciosem, bo - nomen omen - apetyt rośnie w miarę jedzenia. W 2,5 roku zrzuciłem 58 kilogramów. Sesja, którą widziałeś jest z października 2014 roku. Chciałem zrobić fotodokumentację przemiany, przygotować formę jak kulturysta na zawody.

Z myślą o tej sesji zdjęciowej doszedłem do 70 kg. Na co dzień utrzymuję wagę w okolicach 75-79 kg.

Dieta

Tak jak wspomniałem, kluczem do osiągnięcia celu jest właściwe odżywianie. Dziś mam krótkie okno żywieniowe, przeważnie w godzinach 21-24. Trenuję na czczo, bo wtedy ćwiczenia są najefektywniejsze, a potrzebną energię organizm czerpie przede wszystkim z tłuszczu.

Po treningu otwiera się moje okno jedzeniowe. Najpierw piję koktajl pełen węglowodanów, białek i aminokwasów, żeby przestawić organizm w tryb odbudowy, a nie spalania mięśni. Potem jadę do domu i zaczyna się uczta. Kiedyś gotowałem sam, obecnie korzystam z cateringu. Wieczorem zjadam swój całodzienny przydział, to około 2000 kcal, i popijam odżywką białkową.

Wcześniej w ciągu dnia piję kawę bez mleka i cukru, wodę mineralną, zieloną i czerwoną herbatę, czasem też napoje pozbawione cukru. Chodzi o to, żeby unikać wszystkiego, co kaloryczne, żeby nie dopuścić do skoku insuliny w organizmie. Nie zajdzie spalanie tłuszczu, jeśli zbyt często będziemy dostarczać kalorie i cukier. Obrazowo rzecz ujmując, nasze ciało nie będzie miało motywacji, żeby sięgnąć po zmagazynowany tłuszcz.

Dieta "jem - nie jem" wzbudza niekiedy kontrowersje. Ale biorąc pod uwagę fakt, że jej wariantów jest wiele, a okno jedzeniowe może wynieść nawet osiem godzin, wielu z nas nieświadomie ją stosuje. Wystarczy zjeść śniadanie bliżej 9-10, a potem w myśl często powtarzanej zasady, nie jeść po 17-18 i gotowe.

Są głosy, że nie jest ważne to, co się je w tym czasie, byle tylko przestrzegać godzin. Na początku rzeczywiście tak robiłem, ale pamiętajmy, że jesteśmy tym, co jemy. Im bardziej wartościowo się odżywiamy, tym lepiej dla naszego organizmu i samopoczucia.

Trening

Ćwiczę raz dziennie przed rozpoczęciem okna żywieniowego. Stawiam na trening całego ciała. Plany w stylu: klatka w poniedziałek, plecy we wtorek, itp., zostawiam zawodowym kulturystom, którzy skupiają się na poprawie mankamentów sylwetki.

Najważniejszy przy diecie zmierzającej do redukcji masy jest trening siłowy. Przestrzegam przed skupianiem się wyłącznie na ćwiczeniach aerobowych, warto natomiast uzupełnić siłownię o krótki, ale intensywny trening cardio. Ja łączyłem trening siłowy z MMA.

Pytasz o energię? Nie brakuje mi jej. Nawet podczas zajęć na macie. To jedna z zalet diety. Pozostałe to m.in. poprawa gospodarki cukrowej i lipidowej, obniżenie cholesterolu, większe skupienie, siła i adrenalina w ciągu dnia. Regularnie podczas redukcji robiłem badania krwi, żeby sprawdzić, czy zdrowo pozbywam się zbędnych kilogramów.

Po sesji zdjęciowej miałem etap budowania masy mięśniowej. Dołożyłem posiłek na 2,5 godziny przed treningiem, stopniowo zwiększałem zapotrzebowanie kaloryczne do 3800 kcal i przybrałem 18 kg. Po redukcji zszedłem do niecałych 80 kg które utrzymuję do dziś.

Efekt jo-jo

Trzy lata po przemianie nie mam efektu jo-jo.

Powstaje on wtedy, kiedy zbyt radykalnie tracimy wagę. Z tłuszczem pozbywamy się wówczas masy mięśniowej, a im mniej mięśni, tym mniej kalorii potrzebujemy. A często po schudnięciu jemy tyle co wcześniej, dlatego kilogramy wracają.

Druga rzecz to złe nawyki żywieniowe. Wiele osób wraca do nich po schudnięciu, niestety metamorfoza wymaga stałego przestawienia się na zdrowe jedzenie. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że moja tendencja do tycia nie minęła. Gdybym pofolgował sobie z dietą, pewnie szybko zbliżyłbym się do starej wagi.

Ale czasem świadomie luzuję...

Cheat day może nie jest dobry dla diety, ale dla psychiki tak. Powtarzam swoim klientom, że lepiej robić coś bardzo dobrze, ale móc w tym funkcjonować na co dzień, niż perfekcyjnie, męcząc się i rezygnując po jakimś czasie. Dyspensa od czasu do czasu jest konieczna, żeby nie zwariować, wtedy łatwiej jest nam wytrwać w postanowieniu i osiągnąć zamierzony efekt.

Powodzenia!

***

Opracował: Dariusz Jaroń

***Zobacz materiały o podobnej tematyce***

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy